środa, 14 listopada 2012

VI FESTIWAL PERFORMANCE KOŁO CZASU - 5/6 (1064)

Prawie wszyscy performerzy mówili o rozpaczy, smutku i zagubieniu w problemach wrogiego im świata.
I na dowód braku szans na pełną wypowiedź różne performance niekiedy długo pokazywali... .

A tu pogodne spotkanie z Modiglianim w tle. Pełne zaciekawienia spojrzenie, szacunek i zrozumienie
dla oddychania, dla zajmowania się fotografią. I czysta przyjemność wspólnego przebywania (przez krótką
chwilę, która się już nigdy z założenia nie powtórzy!) z kimś obopólnie Bardzo Ważnym.

Oddzielony szczelną barierą wieku, doświadczeń i oczekiwań spokojnie choć naprędce dzielę się tym co
uważam za prawdziwe. Dlaczego fotografuję, dlaczego teraz portret, dlaczego coś w nim tak a nie inaczej... .






















A gdzieś obok nas (za szczelną zasłoną swojego świata) być może toczyły się rozmowy na podobnym
poziomie radości ze wspólnego bycia... .
















Nawet oddzieleni szybą - widząc się po raz pierwszy i ostatni - ufamy sobie! I jak widać nie trzeba słów
aby  zostać dobrze zrozumianym... .






















Czasami tylko uważne spojrzenie przenosi porozumienie na dystans, może świadczyć o wątpliwościach
co do postawy / osoby nosiciela aparatu. Gdyby tak miało się zdarzyć z podniesionym czołem hipotetycznie
nietrafne oceny przyjmuję. Może przecież być tak, że widząc Galateę czy Safonę sam w jej oczach za
Golema robię.
- Aby aż takie myślenie mogło powstać straszne sprawy musiałyby się kiedyś zdarzyć... .






















Mimo tegoż pogodny jestem!
Mam świadomość, że moje intencje są czyste, a za plecami mam te parę tysięcy zdjęć z których
żadne (tak się starałem!) nie skrzywdziło drugiego człowieka. Ani myślą, mową, uczynkiem czy
zaniedbaniem. To dlatego mam odwagę zaglądać ludziom w oczy.
- I wierz mi Szanowny Obserwatorze: to są piękne spotkania!






















Zawodowcy nie mogą sobie pozwolić na taki indywidualny luksus! Muszą uważnie obserwując  c a ł ą
rzeczywistość rejestrować, bez rysu osobistego, bez skazy personalnej spowodowanej subiektywizmem.
I podczas gdy ja tylko dostępne mi okruchy pokazuję (zaledwie kilka spektakli!) oni muszą pokazać
c a ł o ś ć .
- Chylę czoła przed musem zawodowym, choć nie zazdroszczę... .










































Przedostatni dostępny dla mnie performance swym końcowym efektem zaskoczył mnie! Pracowicie
budowana konstrukcja (wszyscy jej powstawanie śledziliśmy z  zapartym tchem) okazała się być
szczudłami / skrzydłami!

W krótkiej rozmowie po spektaklu Artysta narzekał, że nie udało się i nie poleciał... .
Moje zdjęcia (jak widać!) świadczą o czymś wręcz przeciwnym -  nie ma w nich żadnego fotomontażu.



















































Ostatnim wydarzeniem dla mnie na "Festiwalu" był wesoły pochód kolorowej młodzieży. Przesłanie
przekazano takie, że skoro wszyscy są ponurzy (a dzień Święta Narodowego był!) to oni spędzą je na
wesoło, radośnie pląsając... .

Cechami charakterystycznymi wydarzenia były: nieliczność pochodu i odwaga osób uczestniczących, aby
tak niepopularną u nas radość ze Święta po swojemu wszem i wobec pokazać.

I poszli w miasto tą radość objawiać, ale beze mnie.
- Mam swoje ścieżki - mam swój świat - inne książki czytam.
Ani lepsze one ani gorsze: po prostu inne.




















Dla mnie "Festiwal" już się zakończył! Jeszcze tylko w kawiarni krótka rozmowa o sztuce robienia
portretów (zapraszam do Portretowni Toruńskiej), jeszcze tylko znajomej twarzy utrwalenie (pozdrawiam
"Rosyjską Duszę"!) i ... zostawiam uczestników "Festiwalu" sam na sam z muzykami, performerami,
i filozoficznymi nastrojami.






















c.d.n.

Brak komentarzy:

Podziel się