wtorek, 26 lipca 2022

Dzień 22 i 23: Trewir - Słubice - Toruń (2278)

Poranek przebiegł sprawnie. Krótkie spotkanie z p. Barbarą, podziękowanie i przekazanie kluczy.

Pobyt w serwisie rowerowym podsumowano zmianą decyzji. W związku z problemami związanym z zapakowaniem i wysyłką roweru moja maszyna zostaje na kempingu u Chrystiana. Po prostu: nie było w co zapakować roweru. Wczoraj widziane kartony  zostały zabrane przez służby porządkowe.

Te opakowania które zostały znalezione okazały się za małe a przepakowanie pojazdu w dwa kartony robiło całą wysyłkę nieopłacalną.

Uświadominono mi, że nawet gdyby to była jedna paczka to koszt jej przesłania w dwie strony byłby większy od wartości mego oldskulowego pojazdu :-) Przecież od kempingu "Triolago" będę na wiosnę przyszłego roku kontynuował pielgrzymkę.

Na dziedzińcu Opactwa przepakowano więc rower do jego auta. 

Pożegnaliśmy się na przystanku "Sindbada" gdzie mnie jeszcze odwiózł. Tym sposobem do ostatniej chwili mi pomagał. 

Dwie godziny do przyjazdu autobusu spędziłem w ciekawy sposób. Oczekiwałem, drepcząc w miejscu na klepisku, tuż obok krzywego znaku z pogiętymi tablicami. SINDBAD i FLIXBUS mają właśnie taki reprezentacyjny przystanek w Trewirze.

Znajdujące się tuż obok niemieckie przystanki były na betonce i bardziej zadbane, chociaż też bez ławeczek aby można było znośniej przeczekać czas do pojawienia się autobusu.

Ponieważ miejsce oczekiwania znajdowało się dokładnie naprzeciw głównego komisariatu policji w Trewirze napatrzyłem się nieco na sceny z innej niż moja rzeczywistości.

Widziałem na przykład autobus "Flixbusa" ze Słowacji, który został starannie skontrolowany na okoliczność obcokrajowców (Rosjan?) posiadających lub nie odpowiednie dokumenty i pieniądze na pobyt. Było głośne pokrzykiwanie policjantów biorących udział w akcji, wyprowadzanie kolejnych szamoczących się osób z autobusu.

W międzyczasie przed samym komisariatem też się działo! Co raz to wyjeżdżał z amerykańską fantazją i  wyciem syreny jakiś radiowóz, mając w standardzie miganie światłami i pisk opon… .

Męki oczekiwania skrócił mój autobus który przyjechał punktualnie. Razem z innymi podróżowałem kulturalnie, cicho i spokojnie. Noc podczas jazdy przedrzemałem, będąc coraz bardziej chorym ze zmęczenia. 

Długotrwała jazda to jest właśnie ta cena za najtańszy środek transportu. W drugiej połowie nocy okazało się, że nie jest to jedyna cena.

Katolicki kościół pw. Serca Jezusowego w Koblencji widziany z okna autobusu.

Ostatnie większe miasto w Niemczech: Frankfurt n. Menem.
- Robił wrażenie!

O czwartej z minutami autobus dojechał do Słubic gdzie okazało się, że mam niezapowiedzianą przy kupnie biletu przesiadkę. Ponoć jest to standard wśród przewoźników.

W tym autobusie (5:20 w Słubicach) obudziłem się w innej, bo w naszej - jakże przaśnej - rzeczywistości. Sześciu (ośmiu?) krzepkich czterdziestolatków wracało z (budowlanej zapewne) pracy w Reichu 

Głośno rechocząc komunikowali się ze sobą przechadzając się po całym autobusie.

Te inkrustowane ciężkim słownictwem zdania  złożone wypowiadano na głos, prawie z dumą,  beznamiętnie prezentując przerażającą pewność, że nikt i nic im nie podskoczy. I tak było.

Zwracali się tak do kompanów, swoich kobiet, matek i żon. Myślę, że oni już nawet nie uświadamiali sobie jak strasznym słownictwem na co dzień się posługują. Nawet gdyby ktoś zwrócił im uwagę na niestosowność w takim wyrażaniu się to byliby mocno zdziwieni.
-  Ten plugawy język którego wysłuchiwałem przez parę godzin zostawił we mnie głęboką ranę (...)

Gniezno zauważyłem jak przez mgłę.

Około Kruszwicy przy "Zajeździe pod Kogutkiem" też była przerwa.

Przyjazd do Torunia oznaczał, że pielgrzymowanie po Drodze św. Jakuba przez Niemcy dobiegło końca.


Podziel się