sobota, 9 lipca 2022

Dzień 05: Strehla - Wurzen 46 km (2261)

Spanie w jednym pokoju z Przemkiem okazało się nieszczególne. Ponoć cierpiał słuchając mego chrapania. Być może tak było przez dmuchaną poduszkę którą należy sflaczałą pod głowę kłaść! Poza tym nie będzie tak uwierać i zrzucać głowy mej z powierzchni swej.

Dodatkowymi przeszkadzaczami było nowe ekscytujące miejsce i długie gadanie z Przemkiem.
- Fascynujący człowiek!
Widoczny na zdjęciu obiekt to kościół w Liebschütz.

Gdzieś nad ranem miałem przerażający sen o tym jak sztucznie wywołany wypadek zakończył się zabraniem mi roweru z całym wyposażeniem.

Przemek faktycznie spał cicho jak mysz. Był wyrozumiały na moje chrapanie. Co ciekawe ma profesjonalnie bardzo mały śpiwór i mikroskopijnego tarpa.
- Plan mój na dzisiaj jest mało ambitny: dotrzeć do Wurzen.

Przejeżdżając obok jakiegoś zespołu pałacowego zwrócono uwagę na muszlę pielgrzymią.
 
Mimo, że to nie był jeszcze czas na odpoczynek zajrzałem do zespołu obiektów Schloßpark Lampertswalde.

Był czas na życzliwą rozmowę i chwilowe ochłodzenie po czasie spędzonym na rozżarzonej drodze.




Zgodnie z regułą że "kupujemy skoro jest po drodze a nie kiedy mamy już nocleg - kupiłem w supermarkecie REVE trzy buły. To pieczywo smaczne jest!

Przy okazji porozmawiałem z dwiema  młodymi Ukrainkami. Miały tak olśniewające uśmiechy, że nie śmiałem zabierać im czasu i w panice uciekłem. Nie dowiedziałem się nawet skąd pochodzą i jak tu trafiły! Następnym razem muszę się przyłożyć do rozmowy pytając starannie o ich sprawy.

Pomalowane domy w Dahlen.

Dzisiejsza droga prowadziła mnie częściej niż przedtem po większości szutrowymi drogami polnymi, gruntowymi drogami. Oferowano mi się także - z czego przymusowo skorzystałem - przedzieranie się przez wysokie trawy. Plusem tego jest, że dobrałem się do malin.

Chyba nie byłem pierwszy który poruszał się tą drogą, bo maliny przy brzegu zostały wyjedzone :-) Trzeba było się trochę natrudzić, aby dotrzeć do tych większych!  
W końcu dotarłem do Wurzen.

Ludzie przed kontenerem w którym są robione testy na Covid. Czy to jest znak, że dalsze pielgrzymowanie może zostać przerwane?!

Zaczynam przemyśliwać o tym, że chyba nie dam rady w tym roku dojechać do Santiago de Compostela. 

Stąd chyba na razie dobrze będzie jak przemierzę Drogę Ekumeniczną z Gorlitz do Vacha. Tą część Drogi Jakubowej uznaję za absolutne minimum! Nominalnie to jest jeszcze tylko 280 km, ale jak praktyka pokazuje będzie tego o wiele, wiele więcej.

Odwiedziłem katedrę w której nie było nikogo z miejscowych. Spotkałem tam dwoje Ukraińców w średnim wieku. Oprowadziłem ich po tej gotyckiej katedrze i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.

A potem było rozpytywanie miejscowych i turystów odpoczywających w letnim ogródku przy kawiarni o to gdzie znajduje się polecana mi herberga.

Ku mojemu zdumieniu słaniając się na nogach zostałem rozpoznany jako pielgrzym i udzielono mi informacji. To byli bardzo sympatyczni ludzie w średnim wieku którzy z własnej woli podeszli do katedry i odczytali napis na drzwiach gdzie było wołami napisane gdzie to schronisko dla pielgrzymów jest.
- Trzeba znać niemiecki lub umieć posługiwać się translatorem! 

PS. Dzisiaj - lada jak sprawnie posługując się tym programem- z politowaniem patrzę na te moje dawne kłopociki.



Mimo, że miałem wbity adres do komórki to snułem się po okolicy nie mogąc odszukać właściwego miejsca. W pewnym momencie zauważyłem szeroko uśmiechniętego na mój widok pana o azjatyckich rysach który równie biegłą jak moja angielszczyzną pokazał mi że ona jest tuż! Za rogiem.

To spotkanie okazało się bezcenne ponieważ starsza pani która reprezentowała właściciela nie mówiła ani słowa po angielsku ani nawet nie rozumiała prostych słów w tym języku.

Ten młody człowiek (który jak się potem okazało wcale nie był taki młody) poświęcił się i robił za tłumacza. Było to o tyle niewdzięczne zadanie, że starsza pani porozumiewając się z właścicielem ustaliła, że 20 ojro i ani centa mniej za noc! Próbowałem negocjować cenę ale okazało się to nie do przeskoczenia.

Od jakiegoś momentu zaczynała udział brać w negocjacjach córka pana Wietnamczyka. I tak się stało, że bujając się z przegrzania na nogach wynająłem pokój (jak jaki burżuj!) za całe 20 €.

Moje zaciekłe negocjacje wywołały dodatkowy efekt: otrzymałem zaproszenie od rodziny wietnamskiej na spędzenie niedzieli u nich i przespanie się do poniedziałku! Upewniłem się kilka razy czy dobrze zrozumiałem, bo trudności językowe były faktycznymi trudnościami.

Ofertę przyjąłem (jak i dwa piwa Beck's!) z wdzięcznością a pokój schroniskowy zasiedliłem natychmiast. Okazało się że jestem jedynym lokatorem w dwupoziomowym mieszkaniu gdzie w opłacie mieści się także jakieś tam wyżywienie. Luksusu nie było, ale coś tam pojadłem wliczając w to słoik czegoś zżelowanego z owoców. Ten cały all inclusive okazał się nie całkiem all. Cukru nie było!

Uwaga! Wspomniane piwa przyjąłem ze zrozumieniem! Taki jest tu zwyczaj, że zamiast chlebem i solą to piwem częstują. Wykazałem się dobrymi manierami i oneż napitki w stosownym czasie zostały spożyte. Z przyjemnością, gdyż to piwo po dniu jechania w rozrzażonym upale bardzo smaczne było!

O 18:00 po opraniu się i prysznicu zaległem gotowy do rozmawiania z Domem. Wszystko we mnie pulsowało od paznokci u nóg po korzonki włosów. Kamienne zmęczenie zamurowało mnie w leżankę. Tego dnia przejechałem zaledwie 46 km. Podzwoniłem do domu i była długa (półtora godzinna) i serdeczna rozmowa.

Dwie sprawy: mam spanie na dziś i na jutro w porządnych warunkach! Jest to o tyle ważne, bo dotarły do mnie niemieckie ostrzeżenia przed burzą.


Podziel się