czwartek, 21 marca 2019

WŁODZIMIERZ NAUMIUK - Rzeźbiarz 1/2 (2056)

Tym kim dla KASZUB jest Józef Chełmowski ze wsi Jaglie tym dla PODLASIA jest Włodzimierz Naumiuk ze wsi Kaniuki.

Pierwsze spotkanie z Jego twórczością zostawiło we mnie trwały ślad. Zawsze chciałem Go spotkać, ale jakoś tak nie wychodziło, po drodze nie mi było, za daleko się wydawało.

A w grudniu widziałem się z NIM. Spotkałem Go. Był ON bliżej niż się spodziewałem. A sama wieś Kaniuki okazała się istnieć (prawie) za płotem Hajnówki. Tak, to prawda, bita droga do Kaniuk nie dochodzi. Gdzieś tam parę kilometrów przed asfaltówka się kończy... .

Po dojechaniu na miejsce przedefilowałem w tą i z powrotem przez całą wieś próbując trafić do zagrody Pana Włodzimierza. I bez problemu udało się znaleźć ten dom naprzeciw którego stoją dwa krzyże... .

Zrobiłem tam całe mnóstwo zdjęć! ...ale jak przyszło do publikacji włączył mi się STOP. Parę miesięcy musiało upłynąć abym zdał sobie sprawę z tego co mnie wstrzymuje od pokazania urobku fotograficznego z tego niezwykłego spotkania.

Po prostu nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko jest na pokazanie. Zaufanie jakie mi okazano pokazując swoje życie zobowiązało mnie do umiaru w upublicznianiu.

Szokująco skromne życie ma człowiek z  t a k i m  dorobkiem. Nadal nie mogę wyjść ze zdumienia, że osoba wymieniania w niejednym opracowaniu na temat kultury na Podlasiu żyje aż tak skromnie. Traktując to jako swój wybór w audycji radiowej o sobie (po białorusku) opowiada tak.

Niemniej jednak porażony byłem i jestem tym jak marnie okazywana jest Mu wdzięczność za niezwykły Jego dorobek... .

Nie wiedziałem gdzie oczy podziać gdy w całej swej szczerości pokazywano mi z umiarkowaną dumą jakieś medale, jakieś papierowe podziękowania.

Naprawdę nie wiem na czym mogłaby polegać hojność czy szczodrość tych co rządzą, co doceniają Jego twórczość, ale byłem zażenowany biedą, zwykłą biedą którą tam zastałem. Godną, ale skromnie i po cichu dumną z bogatego artystycznego dorobku.

A u Niego przyjęty zostałem od razu jak stary znajomy, jak swój. Widać moje wcześniejsze przygotowanie się do wizyty zrobiło swoje. Starannie wszak czesano Internet wzdłuż i w poprzek wyłapując każdą nadobniejszą nawet informację na temat Artysty i jego dorobku.

I było jeszcze tak, że na początku spotkało mnie uważne spojrzenie i szczery, powitalny uścisk dłoni, Herbata i ciasto od razu wjechały na stół.

Po początkowym wyrzuceniu z siebie słów powitalnych by objaśnić kto ja zacz i po co zaczęła się chwila milczenia. I trwała na uważnym przyglądaniu się sobie. Odpowiadało mi to, bo ważnym jest nie tylko pomówić, ale i pomilczeć w mądrym życiowo towarzystwie człowieka, który z niejednego pieca chleb jadał.

Tak, o bieżeństwie też rozmawialiśmy.
- Kto oprócz Podlasian wie co oznacza ten termin?! Dla kogo te straszne nieszczęścia sprzed stu lat mają jeszcze dziś znaczenie?

I trwało to niespieszne opowiadanie o swoim życiu nieprostym. (...) Zaczynając od kuchni - w której na początku siedzieliśmy - coraz głębiej wchodziłem w życie Artysty przeprowadzany od zdarzenia do zdarzenia opowiadanego rzeźbami, od pomieszczenia do pomieszczenia... . Dotarcie do pracowni odebrałem jako wyróżnienie.

Wpatrując się w dziesiątki pokazywanych mi rzeźb ani przez moment nie przyszło mi do głowy by zapytać się o cenę której z nich. I było tak wcale nie dlatego, że Artysta rzadko się rozstaje ze swoimi rzeźbami. Po prostu nie wypadało, bo przecież nie sprzedaje się własnego życia, nie wszystko jest na sprzedaż.

Sporo było prac które zrobiły na mnie wrażenie. Była jednak taka za którą chyba oddałbym wszystko, za którą oddałbym dużo, dla której wiele mógłbym poświecić. Nie odważyłem się jednak wspomnieć o tej którą tak wyróżniłem w swoich myślach... .

Opuszczałem gościnne progi wdzięczny za okazane mi zaufanie i mając głębokie przekonanie o tym, że jeszcze tu powinienem powrócić.






Podziel się