poniedziałek, 8 stycznia 2018

Dziadek do Orzechów (1930)

Jak co roku - tak i w tym - nic się nie zmieniło. Prawdziwa choinka, prawdziwe świece i co roku te same zabawki... . Żadnych kompromisów na rzecz elektryki czy nazbyt fabrycznych błyskotek "madeinpipolripablikofczajna".

Łańcuchy odnowione już w zeszłym roku, wyglądają całkiem świeżo. Niektóre z zabawek dokupi się na kiermaszu w Muzeum Etnograficznym, ale to za rok.
- Teraz musi nas cieszyć to co jest.

Niestety tegoroczna choinka nie doczeka kolędy jak to drzewiej bywało. Kupiona w "Castoramie" okazała się być ścięta chyba sporo czasu przed Świętami i z dnia na dzień, mimo, że wody nie żałujemy (a wypija po pół litra dziennie!) sypie szczodrze igłami.

Nic to! Póki co jeszcze raduje oczy, świecąc tymi paroma świeczkami które jej przydzielono ku uciesze Dziecka.

A Dziecię owe roziskrzonym wzrokiem - pod śpiewane cichutko kolędy - patrzy. A potem drobnemi paluszki ostrożnie dotyka z nabożną czcią choinkowe świecidełka i kolorowe papierki... .

W tym dotykowym sprawdzaniu tylko groźny Dziadek do Orzechów został ominięty :-) No i poszła opowieść o tym Strażniku Choinki, skąd się wziął i dlaczego ma takie ostre zęby... . Chłopiec słuchał uważnie a potem krótko powiedział: NIE, po to by w chwilę potem dodać: DZIADEK TU i... pokazał na mnie!

I miał berbeć rację! ...bo choć ze mnie żaden Dziadek do Orzechów, to jednak żem D z i a d e k .

Nie mogę, no nie mogę się przyzwyczaić do aż tak nazbyt szybkiego upływu czasu... .

Mimo wszystko nie jest źle, dopóki świeczka się pali!
- I to jest ta wielka radość, której czytającym te słowa życzę i którą chciałem się podzielić w ten ciągle jeszcze świąteczny czas.

Podziel się