środa, 23 stycznia 2013

Obserwator literacki 1/2 (1134)

Zawiadamia się PT Obserwatorów, że  po raz kolejny zaliczono waszego pokornego sługę do elity.
- I to na piśmie.

Po 15 latach przynależności do Towarzystwa Naukowego National Geographic Polska przysłano mi
w dowód uznania kawałek plastyku z odpowiednim napisem poświadczającym, że: "Niniejsza karta 
potwierdza członkostwo jej posiadacza, w elitarnym Towarzystwie Naukowym National 
Geographic oraz uprawnia do (wielu wspaniałych rzeczy).












Fakt byłby niegodny uwagi, gdyby nie to, że niedawno (o czym już trąbiono) inna szacowna
instytucja która mnie na Facebooku polubiła (Telewizja Literacka) też raczyła była zauważyć
istnienie me. O ile fotograficznym czynem wspieram idee National Geographic o tyle z literaturą
u mnie słabiej. A w końcu epitet fotograficzno - literacki którym "Obserwatora Toruńskiego"
przyozdobiłem do czegoś zobowiązuje.

W poczuciu odpowiedzialności za trafność wspomnianego podtytułu zamieszczam pewien kawał
z brodą przystosowany do własnych potrzeb.
- Voila!

Pan Leopold

Odkąd pamiętam Pan Leopold zawsze miał 50 lat. W zamierzchłej przeszłości tak naprawdę był
jasnym blondynem (a mogą być ciemni?), ale z czasem kiedy się zestarzał i posiwiał ludzie nawet
tego nie zauważyli. ...ale jego pracowitość była widoczna!

Na co dzień miał zatrudnienie w wielkiej fabryce chemicznej, gdzie jako inżynier i specjalista od
skomplikowanych maszyn mechanicznych był wysoko cenionym fachowcem. Odzywał się z
rzadka, ale kiedy już zdecydował się otworzyć usta słuchano go uważnie. A poza tym dobrze znał
się na swojej robocie.

Jako człowiek odpowiedzialny za rodzinę cierpiał z powodu narwanej córki która – owijając go
sobie wokół palca –
co raz to swoimi wyskokami przyprawiała nie tylko jego o palpitację serca.
Pamiętam gdy raz z nimi jechałem w samochodzie, – Malwina siedząca z tyłu - zaczęła wrzeszczeć
(to stare dobre polskie słowo i ono tu pasuje!), że „ona natychmiast czyli jutro chce do Kazia!”.

Zdębiałem kompletnie! Cherubinek lat trzynastu, z włosami w loczkach i buzią w ciup i takie
życzenie?! Jeszcze dziwniejsza była odpowiedź Pana Leopolda:
- Pojedziemy, pojedziemy, ale nie jutro, a za dwa tygodnie! 

Sprawa się szybko wyjaśniła, bo okazało się, że to nie o żadnego Kazimierza chodzi, tylko o z dawna
obiecaną a ciągle przesuwaną wyprawę (no muszę to okno na górze porządnie uszczelnić!) do
Kazimierza Dolnego... .

Rodzina Pana Leopolda (córka, syn i żona – kolejność nieprzypadkowa!) była ani mniej szczęśliwa
od innych ani więcej. Mieszkając poza miastem we własnoręcznie, mozolnie zbudowanym małym
białym domku (to nie przenośnia, to byt wynikły z ciągu wieloletnich faktów!) Pan Leopold w swym
wolnym czasie ciągle coś majsterkował.

A to zbudował (kolejny już) traktorek ogrodowy, a to wziął się za wymianę dachu od południa czy
stawianie (tym razem już) porządnie wymurowanego płotu. W lokalach gastronomicznych Pan
Leopold z oszczędności nie bywał, a nawet (mimo nie najgorszej pensji) kupował sobie –
wysmakowane, bo wysmakowane, ale jednak – używane rzeczy z pobliskiego lumpeksu. Ot,
ostatnio kupił sobie nawet całkiem fajną koszulę!
- I na jej punkcie zupełnie stracił właściwy sobie umiar.

Ta błękitna koszula była po prostu wspaniała! Najlepsza koszula jaką kiedykolwiek miał w życiu.
Prawdziwie jedwabna, ze swym szlachetnym odcieniem błękitu wyglądała jakby prosto od
Armaniego. Na lewym rękawie miała tylko malutką wypaloną dziurkę, ale poza tym była
n i e s k a z i t e l n a !

Pan Leopold był z niej tak dumny, że nosił ją prawie na okrągło... . W pracy złośliwi ludzie kojarząc
go z melancholijnym wyrazem twarzy, zamiłowaniem do wtrącania angielskich słówek i jego błękitną
koszulą za plecami mówili o nim „Mister Blu”... .

I tak mijały kolejne pracowite lata, aż pewnej soboty, przy goleniu Pan Leopold uświadomił sobie,
że właśnie dzisiaj ma 60 lat! Patrzył w lustro i nie wierzył własnym oczom:

- Jak to 60 lat?! Dlaczego ja? Przecież to wstyd mieć 60 lat! Człowiek który ma 60 lat jest już stary,
nudny, chory i do niczego się nie nadaje, a ja mam przecież jeszcze tyle pomysłów, jeszcze tyle pracy
do zrobienia.

- I jestem na chodzie! - Przypomniał sobie dodatkowo. Na bardzo wysokim chodzie! - I szybko
dodał. - A po co na takim wysokim chodzie?! Chyba powinienem zacząć się oszczędzać.
To ostatnie zalecenie skierowane do samego siebie było jak najbardziej prawdziwe,. Pan Leopold
od dłuższego czasu nie czuł się najlepiej.

Na twarzy zrobił się ostatnio coś jakby bardziej czerwony, oczy mu się zrobiły jakiejś bardziej wypukłe
i tchu mu brakować poczęło... .

c.d.n.

Podziel się