czwartek, 28 czerwca 2012

Toruńskie Morsy - Spływ Brdą 3/3 (943)


Starsi o jeden dzień i mnóstwo przeżyć poranek drugiego dnia spływu Brdą zaczęto
od "żółwika" z najdzielniejszym kajakarzem. Tytuł ten prawdziwie przysługuje
Miłoszowi. Wszyscy widzieli, że przy jego mikroskopijnej figurce naprawdę dzielnie
machał wiosłami.




No to wreszcie się popłynęło natrafiając na atrakcje zupełnie podobne jak pierwszego
dnia spływu.





Przeszkody pokonano dzielnie, ale w pamięci jednak zostanie nam co innego;
wodniackichrzest.



Na początek kto brał udział po raz pierwszy w spływie musiał przytaszczyć
chrustu z pobliskiego lasu. Prawdziwi wodniacy - każdy stosownie do swoich
potrzeb - w tym czasie zażywali relaksu.



Sielankową atmosferę zburzyło pojawienie się prezesa z przyrządem do
wodniackiego chrztu. Ci co wiedzieli o co chodzi z respektem słuchali słowa
wstępnego... .



A dalej to uroczystość pasowania na wodniaków wyglądała tak:



Powiadam wam: w wielkim błędzie jest ten co by sądził, że było to li tylko
po przyjacielsku delikatne poklepywanie!




Po tych traumatycznych przeżyciach już spokojnie można było jeszcze chwilkę
zrealaksowac się i przepatrzeć pozostały kawałek drogi.



Były - no były! - jeszcze atrakcje, ale kto by tam je rozpamiętywał, gdy z każdym
metrem było coraz bliżej do upragnionego "Garbatego Mostku". Jeszcze tylko
podziękowanie dla "Pana w czarnym" który prowadził inną grupę kajakarzy
- Oj pomógł w krytycznym momencie! Pomógł!




Jeszcze ostatnie zbiorowe zdjęcie i Pan Piotr zaprosił do autokaru.



Sam nie wiem dlaczego, ale jakoś nie odczuwałem potrzeby robienia zdjęć
z drogi powrotnej. .. . Gdyby jednak ktos się upierał to proszę bardzo: pełna
relacja fotograficzna znajduje się na witrynie Toruńskich Morsów, w zakładce
"Galeria".

Podziel się