sobota, 10 listopada 2012

VI FESTIWAL PERFORMANCE „KOŁO CZASU" 1/6 (1060)

Pomny interesujących doświadczeń z zeszłego roku na tytułowy "Festiwal" się udano.
Ciemno było w salach prezentacyjnych i smutno. Klimaty żałobne i destrukcyjne tam panowały.
Już samo wejście było nieciekawe:
- A są może jakieś materiały drukowane na temat Wydarzeń? - Piękny młodzieniec z recepcji odpowiedział
negatywnie. A były. Co prawda jedna kartka, ale zawsze... . Sam ją sobie znalazłem w połowie imprezy.

A o samych działaniach artystycznych nie za bardzo mi się chce opowiadać. Na początku jakaś pani
intensywnie a scotchem okładała się ziemią ogrodniczą. Potem tą ziemię rozsypywała, czołgając się
starannie. Zrobiło mi się tak symbolicznie, że musiałem wyjść na świeże powietrze.

Potem rzecz poszła o tym, że prasa bełkocze a my jesteśmy tylko przeżuwaczami podawanych nam
przypadkowych treści. Jako osoba papierów nie czytająca osobiście nie utożsamiłem się z tym przesłaniem.
Mimo wszystko przekaz był jasny i klarowny a performer wydał mi się dziwnie sympatyczny.

Potem było hamletyzowanie damskie. Dokładnie o co szło performerce nie wiem, ponieważ jej exposé
(jak i innych artystów, oprócz Jednego) było kompletnie niezrozumiałe. Koszmarne nagłośnienie
spowodowało, że niektórzy odbiorcy (razem z niżej podpisanym) byli w sporej niewiedzy.

Niemniej jednak wśród widzów znajdowali się głównie studenci szczęśliwi, których można było rozpoznać
po przytomnym wyrazie twarzy. Znaczy się to byli ci pilniejsi, co akurat byli na wykładzie objaśniającym co
się będzie tutaj wyprawiało. Reszta zdana na domysły dziwne uśmiechy na twarzach miała... . Osobiście nie
czułem się poszkodowany, gdyż jako osoba obrazkami - a nie figlarną filozofią sztuki się zajmująca -
zrobiłem parę zdjęć o mocnym przekazie.
- Za co Artystce jak i pozostałym performerom jestem po prostu wdzięczny!

Nic natomiast nie jestem winien blokersowi, który na początku swojego performansa stanął przed ścianą.
Ówże osobnik tak stojąc trudnozmywalnego prawie orła na ścianie czerwoną kredką pomalował. A potem
mając w buzi tąże czerwoną farbę  p r z e m o c ą  (sic!) pobierał po jednym palcu od widzów  ś l i n i ą c
na czerwono swoje ofiary... .

Kiedy doszło do mnie odmówiłem grzecznie i stanowczo się od kabotyna odwracając. No to tenże w
symbolicznym akcie artystycznym całkiem jak jaki gówniarz oświnił mi na czerwono plecak ze sprzętem... .

Porażony artyzmem obiecałem sobie solennie, że następnym razem - nie bacząc na me staranne 
wychowanie i niesłychaną kulturę osobistą - dam takiemu domorosłemu artyście (albo jego 
promotorowi!) w mordę.

Zrobię to oczywiście w akcie artystycznego sprzeciwu.
- Nie może być tak, że artysta ma więcej praw niż jego widz.

(cdn)






















Podziel się