piątek, 3 czerwca 2011

"Słonecznik" czyli trip story (602)

Dziki i swobodny wybrałem się do miasta Bydgoszcz.

Zafundowano sobie z dawna obiecywaną rodzinną przejażdżkę po tamtejszej wodzie.

Stateczkiem o ekologicznym napędzie i stosownej nazwie ("Słonecznik") miasto tanio oglądano. Za 2,60 na godzinę.

Po wodach bydgoskich pływają sobie cicho takie dwa okręty (po około 30 miejsc każdy!), mając oprócz baterii słonecznych na dachu: spore akumulatory, na wszelki wypadek agregat prądotwórczy, a gdyby i to zawiodło to nawet i spore wiosła.

Tak więc wierutną plotką okazało się nieładne przypuszczenie jakoby korab ten pedałami miał był napędzany. Sam to widziałem.

Pogoda nie rozpieszczała światłem, ale i tak przyjemnie było. Rodzinnie zaliczyliśmy trasę od rybiego Rynku do "Tesco" i z powrotem czyli w dół Brdy i nazad. Gondoli żadnych nie zobaczono (mimo iż obiecywano mi oglądanie Wenecji!), ale i tak ruch na wodzie był większy niż w naszym grajdołku.
- Czego zresztą bydgoszczanom ładnie się gratuluje!


Jak widać podróż po płynnej Bydgoszczy upłynęła nam śpiewająco, mimo iż nie brakowało momentów mrożących krew w żyłach. Jak na ten przykład widok Kujawsko - Pomorskiej Szkoły Wyższej.
- Chyba wiem dlaczego ten orło-gryf jest taki przerażony.


Doświadczywszy także i ładnych kontrastów...


...pokrzepiłem się widokiem imponującej hali "Łuczniczki" i...

...mogłem już bez przeszkód kontemplować, widoki przemysłowo - handlowe.

Ale nie tylko, nie tylko! Miasto Bydgoszcz od wody widziane (tak jak i na twardym gruncie jest to dobrze zauważalne) mocno różną zielenią jest porośnięte.
- Co ogląda się ze sporą przyjemnością.





(Ciąg dalszy wkrótce nastąpi!)

Podziel się