czwartek, 8 grudnia 2011

Byłem królem (755)

Spory już kawałek czasu temu było się za Wielką Wodą.
I do Muzeum się poszło, gdzie spotkała mnie niezwykła przygoda, której
dydaktyczne pachnidło ciągnie się za mną do dzisiaj.

Po pierwsze kolejka do Muzeum.
Jako jeszcze wtedy Homo Sovieticus niestraszna mi ona była.
Karnie stanąłem wraz z setkami innych w długaśnym ogonie.
Wejście dosyć zadziwiająco sprawnie pożerało kolejne dziesiątki odwiedzających.

W końcu znalazłem się w wielkim holu, a tam zaczęło się!

Dwumetrowej wielkości mężczyźni w wielkich fartuchach i z ogromnymi torbami
ulotek zaczęli sobie nas widzów wyrywać! To nie jest żadna przesada!
Oni walczyli o każdego z nas.

A każdy z nich miał tęgą pałą świetlną na kształt miecza z "Gwiezdnych wojen".
A każden z tych mieczów w innym migającym kolorze był. Podniesienie oręża
wskazywało zatrzymanie się grupy, pochylenie marsz we wskazanym kierunku.
Tym sposobem mając swoje 12 osób wokół siebie zaczęto nas oprowadzać, ale to jak!

Wódz wyraźnie gadał. sugestywnie wskazywał, uprzejmie ulotki wręczał, czule
nakłaniał i serdecznie rozśmieszał, nie wiadomo jakim sposobem oszałamiał
i w końcu dyskretnie krzesło podsuwał gdy zwiedzacz już z wrażenia nóg nie czuł... .

A wszystko w dobrze wyważonym tempie, zaglądając w oczy każdemu z nas,
czy aby na pewno wszystko rozumiemy, czy aby na pewno nam czegoś
z przekazywanej wiedzy nie brakuje. I to nie było tylko trajkotanie o swoich
przewodnickich sprawach - to była sprawność zawodowa podziwu godna
oraz autentyczna chęć podzielenia się tym co mieli do przekazania!

A co z tej atmosfery oferuje nam Ratusz!? W jaki sposób intensywnie zabiega
on o swoich tak zwykłych jak ja Klientów? Obecność sympatycznych przecież
Strażników Mienia ma się nijak do wytwarzania tej niezwykłej atmosfery
przychylności jaka nas widzów w tamtym odległym Muzeum otaczała.

Tak, w tamtym Muzeum byłem królem - tutaj czuję się petentem, który oby już
szybciej sobie po zakupnie biletu poszedł. I stąd moje namolne pytania: Dla kogo
jest to Muzeum? Czy tylko dla garstki wybrańców, którzy schronili się w nim
jak w twierdzy wiedzy którą trzeba samemu zdobywać?

Co po wyjściu z muzeum wie Kowalski Janusz z Pcimia Wielkiego na temat "
Chrystusa
od Panny Marii"? Kto opowie mu story o tym jak figurę odkryto,
czym była dla ludzi w dawnych wiekach i co to jest piżmo, którym
i dlaczego figurę namaszczano?

Skąd ma wiedzieć ów skromny człowiek jak wyglądały w kościele mariackim
uroczystości Wniebowstąpienia, gdy w dymie kadzideł i deszczu sypanych
z góry kwiatów na kołowrocie wciągano Figurę pod sufit, a wszystko po to by
ukazać namacalnie chwałę Pana wstępującego do niebios... .

Kto powie Nowakowi z Jarantowic, że druga taka figura jest w Chełmnie,
w lewym uszaku zakonnej kaplicy? ...i że ją też przybijano do krzyża (stąd
właśnie w obydwu przypadkach ramiona na zawiasach są!) , w czasie
organizowanych przez Jezuitów misteriów wielkanocnych... .

To co widzi Kowalski to tylko kloc z lipowego drewna niewprawnie na kształt
człowieka obrobiony. Ten kloc jest zabezpieczony przed wilgocią i szkodnikami,
ale jest też martwy tak samo jak postać którą ukazuje. Położony hen gdzieś
w półmroku uniemożliwiającym sfotografowanie, za grubą liną z groźnym
napisem on jest... .

Ratuszu! Oddaj tą Figurę to kościoła! Tam może i któryś z widzów na nią chuchnie,
ale nic z tego się jej nie stanie. Wytrzymała tam 500 lat to i drugie pięćset przetrzyma.
...bez tej nachalnej i niepotrzebnej troski usprawiedliwiającej zabór mienia!

Zdjęcia na ten temat za karę nie będzie! Niech każdy pójdzie do ratusza i sam
na własne oczy przekona się o bezeceństwie jakim jest na każdym kroku realizacja
hasła: "Sztuka tylko dla muzealniaków".

* * *

Po tej jeremiadzie zajmijmy się już lepiej obrazkami.
Niech one mówią.
- Same za siebie.







PS. Proszę mi nie wmawiać, że obydwie rzeźby pokryte są patyną.
To brud, zwykły brud.
- I wstyd.

Podziel się