czwartek, 31 maja 2018

Prywatny raj (1982)

Jest takie miejsce na ziemi, oddalone stosunkowo niedaleko od Torunia. Tam gdzie i wykąpać się można, ptaszków trzcinowych a żab jeziornych posłuchać.

M o ż n a  tam się schować przed całym światem, chociaż nie przed kleszczem.
- No cóż, nawet raj ma swoje wady.

Niemniej jednak jest to takie miejsce gdzie mucha nie siada!

...gdzie perkoz dwuczuby stale dyżuruje pilnując nadjeziornej ciszy.

Tam to - nasłuchując plusku fal - latem się delektuję skrycie.

...i na pewno nie ujawnię gdzie to dokładnie jest!

środa, 30 maja 2018

Odkrywanie świata (1981)

Pomykając sobie rubieżami cywilizacji na własny rachunek odkrywam i odkrywam cośkolwiek.

Raz to mrożący krew w żyłach mural jest...

...innym razem to krzak pięknymi kwiatami gorejący!

...a jeszcze inną razą (choć na tej samej wyprawie)

...nakościelne ślady po łukach ogniowych.

Czy było u mnie gdzieś już coś a kiedyś o tych łukach?!
- Jeśli nie było to będzie.

Odkrywając domki, które naszym etnografom nawet się nie śniły wpijam się w krajobraz żarłocznie chłonąc urodę pełni lata tego!

A. Proszę pana! Czy pan się - ten tego - aby w tych krajobrazach nie zagalopował?


B. ...a nawet gdyby co, to co?! Dobrze mi tak, skoro mi tak dobrze.

poniedziałek, 28 maja 2018

Truskawki w Milanówku (1980)

Mistrza nie ma, ale On i tak ze mną ciągle jest!

*     *     *

Ja mam na ogół pamięć krótką,
ja mam na ogół pamięć złą,
ktoś do mnie mówił: "Niezabudko"
Zupełnie nie pamiętam, kto.

Ktoś mnie ubierał w perły, futra,
Kto? Całkiem nie pamiętam, lecz
Aż po starości jesień smutną
Pamiętać będę jedną rzecz:

Truskawki w Milanówku,
Tamten ganeczek w dzikim winie,
Te interludia na pianinie,
To jeszcze mi się śni,

Truskawki w Milanówku,
Pogodny wuj reakcjonista,
Który "Brygadę Pierwszą" świstał
Słuchając BBC

Truskawki w Milanówku
Na talerzykach Rosenthala
Przysiadły od hołoty z dala
Wśród śmietankowej mgły.

Truskawki w Milanówku
I ten przechodzień, spacerowicz,
Inteligentny jak Gombrowicz,
To właśnie byłeś ty.

Nie mam pamięci do detali,
Ale pamiętam furtki skrzyp,
A potem księżyc się zapalił
i łypnął ku nam łypu-łyp.

Ja miałam oczy nieprzytomne,
Czułam gorący poszum krwi,
Więcej nie pomnę, ale pomnę,
Jak strasznie smakowały mi

Truskawki w Milanówku,
cukier jak śnieg Kilimandżaro,
wuj przez sen mruczal "Cztery karo,"
bo we śnie w brydża grał

Truskawki w Milanówku,
Na widelczyku srebrnym drżące,
O cichym zmierzchu sprzyjające
Związkowi dusz i ciał.

Truskawki w Milanówku,
Na księżycowy promień złoty
Ty nawlekałeś swe tęsknoty,
A ja westchnienia me.

Truskawki w Milanówku,
Przez chwilę człek nie podejrzewał,
Że to nie Lorelei śpiewa,
Lecz gwiżdże EKaDe...

Cichą tęsknotę darmo kojąc,
W jesienny zapatrzona liść,
Chcę bardzo, by piosenka moja
Zawarła jeszcze taką myśl:

Że kalarepa z Wołomina,
Która stanowi czasu znak,
Choć strasznie mnożyć się zaczyna,
Wspominać tak się nie da jak

Truskawki w Milanówku,
Martwa natura, żywy dowód,
Że jeszcze wciąż istnieje powód,
By podwieczorki jeść.

Truskawki w Milanówku,
Wytworne żarty od niechcenia,
Ach, pracowały pokolenia
Na formę tę i treść.

Kult elektryczności (1979)

Podczas mego wieczornego hasania po Bulwarze Filadelfijskim zobaczyłem taką oto niemiecką  maszynkę do przemieszczania się w czasie i przestrzeni.

Jej właściciel zaskoczył mnie! Spodziewałem się Młodzieńca a okazał się nim Starszy Pan, którego wizerunku z uwagi na zastrzeżenie nie zamieszczam.

Zaiste: świat się zmienia. Gwałtownie.

A przy okazji leniwego hasania; naturalnym jest prawie cowieczorny wypad na trasę długości 15 - 20-tu paru kilometrów... .

No przecież wiem, że nie zawsze tak kilometrowo będzie, że to syndrom nowej miotły, ale jakie to na dziś krzepiące!




niedziela, 27 maja 2018

E-bike czyli "Zajedziesz dalej - Przeżyjesz więcej!" (1978)

Onegdaj rodzinnie pojechało się do Turzna. Tego Turzna.

Posiedzieć w Parku Romantycznym nam się zachciało. Poczuć rześki wody wiew od stawu nam się zamarzyło. Dotarliśmy tam i na ławeczce takie oto myśli przyszły nam do głowy.

Luuudzie! Puknijta się własnym kopytem w puste makówki uważając gościa na elektryku za inwalidę!

Schodząc oktawę niżej, przedstawiam argumenty za rowerem wspomaganym elektrycznie. Proszę zwrócić uwagę na rozróżnienie:
a) rower elektryczny
b) rower wspomagany elektrycznie.

Ten pierwszy może mieć mocy ile zachce (choć nie musi!) jego właściciel. Specjalne konstrukcje i po 3 K Wat mają, osiągając w kilka sekund prędkości do 100 km na godzinę.

Młodzi, zdolni a (w swym mniemaniu) nieśmiertelni się w takie urządzenia zaopatrują. I co gorsze (niektórzy z nich!) nawet na ścieżkach rowerowych się oni ****** ze swymi szybkościami pojawiają. Działanie to ewidentnie wbrew zdrowemu rozsądkowi i prawu jest. Takie pojazdy mają pedały tylko dla picu i glancu bezprawnie podszywając się pod rowery. Gwoli sprawiedliwości podać trzeba, że i między młodymi a zdolnymi normalni też są. Święcie staram się wierzyć, że w przeważającej większości.

Cieszy mnie fakt, że już niedługo Unia Europejska zaopatrzy takich ścigantów przymusowo w tablice rejestracyjne. To są skutery i motocykle elektryczne (często samoróbki o doskonałych osiągach) i za takie oficjalnymi blachami odznaczonymi winny być.

Druga grupa zelektryfikowanych użytkowników to dżentelmeni pracujący. Jedzie sobie taki biznesmen lub inny salary man do pracy ekologicznie. Zajechawszy na miejsce (bez stania w korkach z wypalaniem benzyny włącznie) nadal prezentuje się świeżutki jak poranny pączuś, gdyż e-pedałując nie miał okazji spocić się.

Trzecia grupa to ludzie młodzi zdolni i z wyobraźnią, którzy mając końskie zdrowie i nadmiar energii chcą wcielać w życie hasło wszystkich e-bikerów: ZAJEDZIESZ DALEJ - PRZEŻYJESZ WIĘCEJ! Tych jest malutko - ale są. Na co dzień nie widać ich, bo oni się ukrywają. Ciąży na nich bezprawnie pokutujące przeświadczenie jakoby oni tylko byli leniwcami, unikającymi wysiłku. Na szczęście: oni dyskretnie istniejąc wiedzą swoje.

Czwarta grupa też zaopatrzona we wspomaganie elektryczne to sportowcy na emeryturze. Ta emerytura nie oznacza, że oniż tylko w fotelach huśtanych czy na bujaczkach bujają się. Przeciwnie wprost; oni ograniczeni wiekiem czy wypadkami korzystają z e-bików, prądem nadrabiając przeżyte lata czy podpierając nim swe nadwątlone zdrowie. Tak więc, domyślne twierdzenie pewnej toruńskiej organizacji rowerowej, że e-bike to dwukołowa a jednośladowa odmiana wózka inwalidzkiego nijak ma się do obiektywnie istniejącej rzeczywistości.

Boom na rowery elektryczne w takiej na ten przykład przodującej rowerowo Holandii ma wzrost lawinowy, podczas gdy sprzedaż normalnych rowerów spada... . Patrząc na pełen wyższości i politowania wzrok niektórych kołowników myślę, że u nas w Polsce do tego wzrostu to jeszcze musimy dojrzeć.

Zaliczając się do ostatniej grupy zeznaję: w pierwszym miesiącu użytkowania e-bika przejechałem 800 km. Równo. Obecnie po przejechaniu ok. 1400 km mam prawo twierdzić, że e-rower nie tylko zachęca do wysiłku fizycznego a wręcz wymusza dawkowanie go sobie w większej ilości! Dobrze objaśnia to choroba jakiej (podobno) podlega każdy e-biker.

WATOZA - to pragnienie mocy wyrażanej w watach. Masz regulaminowy silnik 250W o prędkości do 25 km/h to chcesz mieć tej mocy i prędkości więcej... . Ponoć jak masz 1 tysiąc Watów to też po pewnym czasie zaczynasz odczuwać tę dolegliwość :-)

Czy jestem zadowolony z tego zakupu? I tak i nie.

NIE, bo:
- za drogi i za ciężki. Elektryki są przesadnie drogie i po schodach trudno wnoszalne.
- mój egzemplarz w mniej ważnych szczegółach jest łatwo psujący się (jakiś odpadnięty a tandetny odblask pedałowy, jakieś otworki ponownie nagwintować trzeba było, farba się z błotnika starła, sprężyna przy podpórce ma (nie wiedzieć czemu) moc sprężyny od tapczanu itp
- kłopotliwy w zabezpieczeniu. Nie można go spuścić z oka w myśl zasady, że: "Swego przyjaciela nie zostawia się samego nawet na sekundę"
- nie nadaje się do jeżdżenia po słabo utwardzonych nawierzchniach. Na leśno - polnych piaskach jeżeli nie jest się odpowiednio silnym można sobie zrobić spore ku-ku. To nie jest żartobliwa uwaga! W luźnych żużlach / szutrach czy kopnych piaskach e-rowerem rzuca i trzeba znacznej siły aby panować nad tym nazbyt narowistym rumakiem.
- potoczne przekonanie jest, że e-bike to jest przedmiot dla gadżeciarzy, niegodny prawdziwego męszczyzny. (Jedynie słuszna stratyfikacja użytkowników została opisana w czterech punktach powyżej!)

TAK, bo:
- pięknie wspomaga pomagając mniejszym wysiłkiem zajechać  z d e c y d o w a n i e  dalej (sic!). Prawdziwi włóczykije rowerowi mogą teraz zaglądać we wszystkie interesujące a poboczne - dotąd omijane drogi i dróżki - bez obawy że pary na powrót zabraknie
- mogę opromieniony przestrzeganym prawem wjechać na każdą ścieżkę rowerową czy do lasu i żadna Osoba Służbowa (a nawet sam Pan Leśniczy!) nie ma prawa mnie pogonić
- jest ciężki, stąd stabilnie trzyma się drogi, nieźle niwelując amortyzatorem przednim i sztycą podsiodłową spotykane na drodze nierówności
- mój egzemplarz posiada naturalne i wygodne miejsce na 1,5 litrową "Muszyniankę". Przypominam: w trasie można nie jeść, ale pić  t r z e b a  często i to z lekkim nadmiarem.
- tani w eksploatacji (koszt naładowania to całe 100 groszy za 100 km. (Niektórzy wykłócają się, że to 70 gr.!)
- w zależności od sposobu eksploatacji (ciężkie leśne piaski na pełnym wspomaganiu czy goły asfalt na minimalu) na jednym ładowaniu przejeżdżam 70 - 160 km
- w pełni wyposażony (światełka, hamulce tarczowe, błotniki i bagażnik) z gniazdkiem USB włącznie. Bajka! Memu telefonu nic mu nie robi włączony na stałe ekran z LOCUS i GOOGLE MAPS jednocześnie, bo  wspomagający akumulator robi za super mocny power bank!

I to by było na tyle.

PS. Ostatnio, na wypadzie rowerowym i na widok e-bika mego przewodnik wycieczki spontanicznie a żartobliwie zakrzyknął: ...ale  t e n  rower się nie liczy! I miał ów przodownik turystyki rowerowej rację; e-bike to klasa sama dla siebie i zwykły rower niech się z nim nawet nie próbuje równać :-)

(c.b.d.u.)

sobota, 26 maja 2018

Rowery w Toruniu rulez 3/3: Jazda na Zamek Dybowski (1977)

Namnożyło się inicjatyw rowerowych w naszem miasteczku, oj namnożyło! Wyskakują niespodziewanie jak diabeł z pudełka różne - nieznane dotąd - organizacje i ku zdumieniu licznej publiki organizują przejazdy rowerowe i to nader sprawnie.
- Tak było i tym razem. 

Trasa prowadziła od Placu Cyrkowego na Rubinkowie do Zamku Dybowskiego. Ten ostatni obsiadła dość prężnie działająca załoga, której na razie jeszcze nie poznano.

Powoli jednak i z czasem do tego dojdziemy kim oni zacz są i co porabiają. Teraz o rowerach rzecz idzie i wielkim przejeździe przez Miasto... .

Kto chce to bez trudu na obrazkach znajdzie w tłumie elektryczną husarię longboardową ze Szczecina na swych wspaniałych deskorolkach, a kto chce to i Pana Prezydenta miasteczka naszego się dopatrzy... .

Zakończenia na Zamku Dybowskim nie śledziłem, bo ścisk był okrutny nad wyraz. Piknik tam się odbywający zdobiły liczne kramy i kramiki na które już sił i czasu nie starczyło.
- To była wielka rodzinna impreza!

A dla mnie? No cóż, mogłem po raz kolejny polować na to co szablozębe lubią najbardziej!
- Portrety i portreciki to smaczne kąski dla mnie są.































Podziel się