środa, 17 kwietnia 2019

PEŁNA KOMUNA : Przelicznik tarczowy prosty (2063)

Będąc młodym człowiekiem pracowałem w pewnym biurze. Firma nasza - monopolista na rynku napraw samochodów - od zawsze świadczyła usługi według sztywnych cenników. Przez długie czasy obliczanie należności za naprawę - także i przez mnie - było więc proste i nieskomplikowane.
- Wystarczyło dodawać. 

Sytuacja się jednak zmieniła gdy System zaczął upadać i pojawiła się inflacja a potem hiperinflacja. I tutaj nastąpiła bieda dla pospolitego ludu biurowego! Naraz zaczęto wymagać abyśmy przeliczali ceny powiększone początkowo o 15%, 30% a potem o 45%. Dramat narastał i narastał i przy 60% o które należało powiększać należność miarka się przebrała:
- Teraz należało jeszcze mnożyć!

A musisz wiedzieć Drogi Przyjacielu, że opisywany ciąg wypadków dział się w erze przedkalkulatorowej. O komputerach wtedy nikt jeszcze nie słyszał! To znaczy, kalkulatory jako zjawisko były, ale tylko w bankach i innych bogatych firmach. U nas na czterech chłopa z pierwszej zmiany w Dziale Obsługi Klienta tylko dwóch miało do dyspozycji takie oto - dosyć zużyte i wiecznie psujące się - maszynki mechaniczne.


Ponieważ w rachunkach zawsze byłem słaby - aby sobie ułatwić życie - wpadłem na iście szatański w swej prostocie pomysł. Nowatorski taki raczej i bardzo wygodny w stosowaniu. Otóż wymyśliłem papierowy kalkulator mechaniczny. Kiedy po raz pierwszy użyłem go całe biuro się zleciało i nuże szydzić z innowatora!

Urażony w swej dumie wynalazcy zaproponowałem zawody. Sędziowie przydzielili nam po 10 równoważnych zleceń do wyceny i zaczęło się! Nie będę pysznił się tym kto wygrał, bo wiadomo kto zwyciężył! ...no i posypały się zlecenia.

Teraz już wszyscy w biurze zapragnęli korzystać z mojego wynalazku. Ci z pierwszej i drugiej zmiany, ci rozliczający zlecenia gwarancyjne, powypadkowe, kalkulacje wstępne i co tam jeszcze było do obliczania chcieli / chciały i (dzięki mej wytwórczej wspaniałomyślności) i korzystali / korzystały z tego wspaniałego - ułatwiającego życie - wynalazku.

Co jakiś czas tylko zdziwiony klient pytał co to jest za papierowy instrument, którym obliczam mu należność. Wynalazek mój święcił by jeszcze długo swoje tryumfy gdyby nie poniosła mnie fantazja i co tu dużo mówiąc chciwość finansowa.

W związku z zapytaniami przyjaciół zajmujących się obliczeniami z innych stacji naprawy aut coby i im dostarczyć ten papierowy kalkulator, postanowiłem nadać memu wynalazkowi charakter oficjalny i opatentować go firmowo.

Co raz to przecież słyszałem, że jest jakaś kasa na zakładowe usprawnienia i co sprytniejsi z niej niewąsko korzystają. Trzeba było tylko przedstawić wniosek i prototyp, a dalej już miało być pięknie i finansowo na bogato.
- ...ale nie było!

Pamiętam okrągłe oczy kierownika gdy poszedłem do niego z gotowym wnioskiem i nieco sfatygowanym egzemplarzem mego papierowego kalkulatora. W dokumencie stało ładnie napisane, że ubiegam się o premię z tytułu wprowadzenia do praktyki biurowej urządzenia o dumnej nazwie: PRZELICZNIK TARCZOWY, uzupełniony o skromny wyraz PROSTY.


Komuś tam na górze w Dyrekcji chyba się jednak wstyd zrobiło z powodu mego wynalazku. Z wymarzonej premii (i sławy ogólnozakładowego innowatora) nic nie wyszło, bo naraz w biurze pojawiły się kalkulatory... .

I to one sprawiły, że nasze dotąd pełne pomyłek obliczenia naraz stały się prawidłowe a sam proces liczenia okazywał się banalnie prosty. Niemniej jednak do dzisiaj mam do komuny i o to żal.
- O zaprzepaszczoną sławę i niewątpliwie utracone pożytki finansowe.

Rozeźlony tym faktem, być może dlatego (?) przystąpiłem wtedy do pewnego społecznego ruchu, który pogonił kota komunie. ...ale o tym to opowiem już przy innej okazji.

sobota, 13 kwietnia 2019

Obciach akademicki (2062)

Kiedy czuję się zgrzybiały a pogoda na rower jest nieodpowiednia to pływam. Taką aktywność uznaję za szlachetny i zdrowy sposób spędzania czasu.

Spośród wielu pływalni w Toruniu najczęściej odwiedza się:

a) Mini Aqua - Park na ul. Hallera.
Lekko trącący myszką poziom obiektu i wrzaskliwość dzieciaków z pobliskiej szkoły odwiedzającej ten basen niestety nie jest w stanie zniwelować swoim świetnym serwisem  p r z e m i ł y  personel.

Mimo wskazanych niedogodności od czasu do czasu tam się bywa, bo przyjemnie jest być wśród przyjaciół. Nie, nie mam tam znajomych, tam po prostu jest taka życzliwa atmosfera.

b) Centrum Sportu i Rekreacji OLENDER w Małej Nieszawce: śliczne dziewczyny na wejściu zawsze mają dobre słowo dla Starszego Pana i nie tylko. Godne uwagi natomiast jest zaangażowanie i wysokie standardy pracy ratowników.
- To jest widoczne, że oni są w pracy i czują się za nią odpowiedzialni! 

O tym jak wysoki poziom prezentuje ten obiekt świadczy fakt, że odwiedzają go autokarowe wycieczki z nieco oddalonego przecież Inowrocławia (sic!). Dla mnie to doskonałe wrażenie osłabione jest przez sporą odległość od domu. Niemniej jednak i tu się również bywa z przyjemnością. I nie tylko dlatego, że cały personel tam wie co to jest "Dzień Dobry"... .

c) Akademickie Centrum Sportowe przy ul. św. Józefa. Tu jest... inaczej i nie można tej inności zbyć paroma tylko zdaniami.

Po pierwsze sam obiekt: pięknie i funkcjonalnie zaprojektowany, wspaniale napełniony światłem przyciąga i zachwyca w takim samym stopniu jak przyległy spory parking. No i blisko mi do niego, najbliżej ze wszystkich. Przyciąga mnie do ACS także posiadana Karta Absolwenta co ma znaczenie gdy w zimie i po trzy razy w tygodniu pływam.
- No i niestety na tym kończą się plusy tam bywania.

To, że recepcja basenowa nie wydaje kwitków (czasem leży dyżurny!) to jest sprawa dla Urzędu Skarbowego i fakt ten mnie nie grzeje. Natomiast wydawanie opasek kolejnymi numerami - powoduje, że podczas przebierania się przy niektórych szafkach kłębi się tłum zbity gęsto podczas gdy pozostała część rozległej sali jest pusta... .

Nieśmiało sugeruję, aby dokonać drobnych zmian w oprogramowaniu które by podpowiadało jak równomiernie rozkładać ruch na sali do przebierań. Dla mnie jednak to jest tylko kolejny drobny dyskomfort wywołany... czymś tam :-)

Gorzej ma się sprawa z samym pobytem na pływalni. Po pierwsze muzyka. To jest chyba jedyny sportowy basen na świecie :-) gdzie standardem jest (prawie) stale i zawsze grana, agresywna (niekiedy) muzyczka. I wcale nie chodzi o to, że zamiast Beethovena, Bacha czy Chopina promuje się tam obciachowe disco polo, techno czy reggae... . A serwuje się i takie gatunki muzyczne!

W sprawie nagminnie odtwarzanej muzyczki zwracałem się do Panów Ratowników kilkakrotnie w przeciągu ostatniego roku. Reakcja jest zwykle standardowa: podważenie zasadności mojej prośby, argumentowane, że przecież inni nie protestują, a nie po to się wykupiło licencję na odtwarzanie muzyki, żeby teraz z niej nie korzystać. Z tej licencji i muzyki znaczy się... .

W tym miejscu nieśmiało zauważam, że muzyka na pływalni właściwa jest dla obiektów o ściśle rekreacyjnym charakterze (np. park wodny) lub podczas imprez masowych o charakterze rozrywkowym (festyny, zawody rodzinne) Używana jest dla podkreślenia nastroju zabawy i relaksu.

Na obiekcie sportowym – moim zdaniem - winna się pojawiać sporadycznie i to w ściśle określonych przypadkach jak te wspomniane a nie na skutek kaprysu i gustu Pana Ratownika.

Tak, muzyczka grana na pływalni wywołuje atmosferę jak w Pcimiu Wielkim na festynie i niegodna jest Akademickiego Centrum Sportowego. To jest po prostu obciach.

O ile wygrywane melodyjki są irytujące to kolejny mankament pływalni zagraża już życiu i zdrowiu osób przebywających na basenie.
- Widoczny brak standardów pracy Ratowników jest sprawą absolutnie poważną.

A ten brak standardów pracy Ratowników opisać można krótko:
- zawsze (siedzące) malownicze pozy
- towarzyski charakter obecności na basenie
- ostentacyjny brak zainteresowania swoją pracą.

Jeżeli ktoś myśli, że w swoich obserwacjach wykazałem się przesadą niech:
a) pojawi się na basenie w roli MysteryClient
b) przyjrzy się uważnie zdjęciu pokazującemu ten bezwstyd,
a które dokumentuje dzisiejszą notkę. Pobrano je z witryny ACS.

Wygląda na to, że brak standardów pracy ratowników, rzetelnych
audytów czy bieżącej nad nimi kontroli sprzyja poczuciu ich
bezkarności i narzucania przez nich własnych wzorców nie mających
nic wspólnego z ogólnie przyjętymi normami współżycia społecznego
czy standardami panującymi na innych, podobnych obiektach.

PS. Tak wiem, praca Pana Ratownika jest nudna i trzeba ją sobie uatrakcyjniać pogaduszkami z przyjaciółmi, czytaniem notatek (widziałem to na własne oczy!) czy prezentowaniem zblazowanego wyglądu ludzi cierpiących i czekających zakończenia swojej męki... .

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Jazda, jazda, jazda! (2061)

Po przejechaniu pierwszych 800 km (od początku roku) wczoraj dołożono jeszcze solidne 50.

Krótka wyprawa nad jezioro do Chełmży dała nam przedsmak starannie planowanych letnich wypraw rowerowych. W tym miejscu poleca się panoramę, dzikie kaczki, pomost i zapach wody!

Było też nad wodą oldskulowe gotowanie  Wiatru brak, pogoda wymarzona to dalim radę.
- Było smacznie!

sobota, 6 kwietnia 2019

Przebudzenie (2060)

Jakby już komuś koniecznie chciało się wiosnę na pierwszych z brzegu obrazkach to proszę bardzo.
- Uprzejmie.

Zajęty jestem bardzo przygotowaniami do sezonu.

W zasadzie to nie mam czasu na nic.

...albowiem jestem zajęty przygotowaniami do sezonu.

PS. No przecież wiadomo do jakiego!

Podziel się