piątek, 31 marca 2017

Maciek Dark (1780)

Nie lubię ptaków! ...bo co to jest pierzak? Lata szybko, ani go dobrze dojrzeć ani w spokoju nacieszyć się jego widokiem. Nawet nie zdąży się go utrwalić gdy pokaże się,  mignie i zniknie. Nie jest on to co taka nadobna sarna czy poważny dzik... .

Niemniej jednak co jakiś czas ulegam namowom i wybieram się na ptaki. Zwykle trafiają się te co zawsze i nic specjalnego, ale tym razem... .


Państwo pozwolą, że przedstawię: RANIUSZEK. Ptaszek ten znajduje się w herbie OTOP (Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków). Rodzinne to stworzenie i nigdy bym go nie dojrzał, gdyby nie On.

To On mnie wyciąga "na ptaki".
- Za co dziękuję Mu.



poniedziałek, 27 marca 2017

Dwa w jednym (1779)

...czyli CHLEBEK TURECKI.

Wypiek nr 163 o wadze 555g. Prosty w wykonaniu - uniwersalny w zastosowaniu.


Może być pochłaniany raz jako zwykły (niezwykły) chleb a raz jako delikates do kawy... . Czy goście czy też domowi zasiądą przy stole to efekt murowany.


Przepisu nie zamieszczam, bo pełno ich dookoła, a smaczność wypieku jest gwarantowana.

Nawet jak się komuś nie chce go samemu wyprodukować, to raz można a nawet trzeba go zrobić.
- Smacznego!

niedziela, 26 marca 2017

(NIE) WYSTAW SIĘ W CSW (1778)

Poradnik dla tych co by się chcieli wystawić w CSW


CO: Wernisaż z wystawy fotografii : WYSTAW SIĘ W CSW
GDZIE: Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki czasu"
KIEDY: 3.03. - (26.03.) 2017r.
JAK: niżej
DLACZEGO: dlatego

Jeżeli kiedyś chciałbyś wystawić się w największej w regionie galerii czyli toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej wystarczy, że:
- nic nie umiesz, ale wiesz jak ustawić w aparacie tryb zielony (chociaż i to niekoniecznie!)
- wiesz gdzie w PS jest suwak nasycenia i w którą stronę go pociągnąć, aby było "artystycznej" czyli w czerni-bieli (połowa zdjęć była taka!)
- rodzice ufundowali ci wycieczkę za granicę (wystarczy, że za granice Torunia) i palnąłeś tam kilka snapshotów o dziwnym kadrowaniu i ostrości gdzie popadnie. Lojalnie uprzedzam: - wygrywają tylko ci co bardziej oddalili się od rogatek miasta.
- znasz kilka słów z filozofii fotografii zdobytych podczas gorących rozmów na czacie dla licealistów którym nie wiedzie się w nauce
- jesteś genderykiem lub genderą (lubisz pokazywać narządy, najlepiej w powiększeniu)
- masz patologiczną skłonność do udziwniania fotografowanej sceny, która jakoby sugeruje intelektualną głębię do której docierają tylko nieliczni a starannie wybrani
- potrafisz aż z trzech warstw zrobić jeden obrazek pokazany w niepokojąco dziwnym formacie
- przed chwilą odkryłeś, że masz w aparacie cud pozwalający robić podwójną ekspozycję (nie musisz znać tego słowa!)
- uwielbiasz niechlujstwo warsztatowe (co to jest poziom, skąd te kropki na zdjęciu?!)
- siedzisz w wieży z kości słoniowej utrwalając obrazy na siłę (np. fotografią analogową ze wskazaniem na aparat Смена 8 albo jeszcze lepiej jakiś przyrząd otworkowy z pudełka po butach)

Artystyczni selekcjonerzy - rzeźnicy (znikąd młodzi panowie dwaj) jak i Jego Wysokość czyli Dyrektor Artystyczny CSW Szanowny Pan Marek Żydowicz na wernisaż nie przybyli.
- Nie dziwię się: też bym się wstydził.

Całość tego podejrzanego o chorobliwą artystyczność wydarzenia firmował na otwarciu swoją twarzą Pan Dyrektor CSW, Kuczma Wacław, magister sztuki. Urzędnik ów coś tam bąkał o umiędzynarodowieniu tego wydarzenia (Łomatko!) co przypomniało mi, że: obecność tego pana (rodowity bydgoszczanin) potwierdza tezę, iż Bydgoszcz jak chce to potrafi Toruniowi dopiec.

A przy okazji: normalnych Bydgoszczan - a tych jest większość! - serdecznie pozdrawiam uroczyście obiecując odwiedzenie Waszej przepięknej Bazyliki. Wstyd mi się przyznać, ale jeszcze nigdy się nie zadumałem w jej przepięknych wnętrzach... .
- Nadrobię to - nadrobię!

* * *

Jeżeli cenisz sobie :
- klasyczne podejście do fotografii (ostrość / nieostrość tam gdzie trzeba)
- rzetelność warsztatową objawiającą się znajomością standardów w poszczególnych rodzajach fotografii
- warsztatowo dobry reportaż, portret studyjny, fotografię przyrody czy street photo
= świadome posługiwanie się sprzętem fotograficznym, czyli wyznajesz zasadę "nie CO a JAK" to nie masz czego szukać w CSW ze swymi pracami.

Po obejrzeniu tej wystawy już wiem dlaczego słowo "artysta" brzmi jak obelga, za co nie szanuje się także tych co wspierają foto-głupstwa.

Aby nie być posądzonym o krytykanctwo poszedłem na wystawę raz jeszcze. W ciszy i spokoju mogłem przemyśleć swoje wyważone sądy. I obecnie potwierdzam każde słowo i z niczego się nie wycofuję.

WYSTAW SIĘ W CSW to była bardzo piękna katastrofa.

* * *

Podejrzanie mętny profil uczestników tego wydarzenia powoduje, że do dziś gubię się w domysłach. Jeśli chodzi o twórców to do kogo jest ta wystawa adresowana? Do licealistów czy studentów? Bardziej chodzi o wyłowienie świeżego narybku czy pokazanie dorobku nigdzie dotychczas nie widzianego. Wygląda mi jednak, że adresowana jest do tych wszystkich naraz czyli do nikogo.

Niemniej jednak wbrew zgłoszonym wcześniej przeciwnościom losu na wystawę trafiło też parę prac wartościowych. Tak, warto było dla tych paru obrazów obejrzeć wystawę fotografii:
WYSTAW SIĘ W CSW.

Także warto było ją obejrzeć, aby wiedzieć dlaczego
(NIE)WYSTAW SIĘ W CSW.

Powtarzam: ta wystawa to była bardzo piękna katastrofa.

sobota, 25 marca 2017

Dzikie sarny (1777)

Dzikość rodzimej przyrody czasami mnie przeraża! ..a było to tak.


Na spacer spokojny, na spacer się wybrano na błonie pod miastem.


One zobaczywszy mnie przybiegły ciekawe na nutę: "A kogo to przyniosło na nasze pole?!".


Poprzyglądawszy się i widząc mnie niegroźnego potruchtały dalej.




Nagle zobaczyły Innego Człowieka.


On szedł uzbrojony w dwa psy.


A sarny?! Jak nie ruszyły w ich kierunku z kopytek, jak nie pognały nieboraków... .


No nie powiem, że próbowały stratować psy, ale było coś koło tego. no ten tego: coś na ten kształt. Znaczy się psy zostały postraszone.
- Te ogary (gdyby to były ogary) to już na pewno nie pójdą w las!

piątek, 24 marca 2017

Z wizytą u niej (1776)

Tak tylko na chwilę wpadłem do niej. Zachciało mi się rozejrzeć, rozpatrzyć w sytuacji zamarzyło mi się.


Nie, to jeszcze nie ten moment gdy płynę... . Na razie z brzegów na przeszpiegi się wybrano. W poszukiwaniu wymarzonych zimorodków także. Jakoś ich tutaj osobiście mi obiecanych - Panie Marcinie - wcale nie dojrzałem! Jakby tak miało po wyprawie być - trudno się mówi: kobyłka stanie u płota!


Mimo iż to górski jej odcinek teraz płynie wolno, po błoniach rozlewa się. Kapryśnie ona się rozpływa zatapiając, podtapiając i zalewając.


I tak ma być, bo takie jej prawo: Drwęca to rezerwat przyrody.



Zachodzi tylko pytanie: a po co nam na niej zbudowane w przeszłym roku stanice wodne?!


Nam tu cywilizacyji nie trzeba!
- Dziko ma być.



poniedziałek, 13 marca 2017

Będę spływał (1775)

Wcale nie muszę pisać o młynie na Drwęcy w Lubiczu.


O nim napisał wszystko dziennikarz toruńskich "Nowości" - człowiek legenda - zajmujący się naszą małą ojczyzną: Szymon Spandowski. 


Do mnie należy pamiętać o Drwęcy! O naszym własnym współdzielonym z ulubioną Brodnicą cieku wodnym - cichym i spokojnym.

Wszak już niedługo (zanim słonko oczy wyje) ciepło się zrobi i czas będzie na doroczną wyprawę po naszym Orinoko przedsięwziąć.

Już teraz cieszę się na ten pontonowy spływ, bo zielonej ciszy tam i przyrody można do woli zażyć, gdyż to nie żadna Krutynia.

O tej ciszy i spokojności to jednak nie rozpowiadajmy: jeszcze nam się nazbyt liczni turyści na niej zalęgną... . 

Ciekawe, kto za pasażera tym razem robić będzie... .  Kandydatury można zgłaszać.


niedziela, 12 marca 2017

W kłótliwym nastroju (1774)

Przypomina się niektórym z największego miasta w regionie (Hłe! Hłe!), że Toruń to kiedyś był ho! ho! i niczym Polska od morza do morza.

W międzywojniu stolicą Województwa Pomorskiego on był.

Natenczas to włości toruńskie rozciągały się daleko i aż do Gdyni z nią włącznie! (O tym ostatnim właścicielce stamtąd pewnych kotów się przypomina!)

Uprzejmie więc proszę, aby na nas maluczkich (w porównaniu do Waszej Wielkości) za mocno nie pohukiwać, albowiem nigdy nie wiadomo czy kaprysem Historii nie zechce się ona powtórzyć.

Kończę z marzeniami - kończąc makaron... .
- Po prostu: PASTA i BASTA!


sobota, 11 marca 2017

People in red (1773)

Ludzie w czerwieni... są niezwykli! Wyróżniają się na pewno - to fakt. Czasami ich jednak nie rozumiem. Gdy skierować w ich kierunku aparat to czasem mam wrażenie jakby w tej chwileczce jakby natychmiast chcieli zniknąć! ... a przecież po to są w czerwieni by widocznymi być.
- Może chcą być zauważeni, ale nie w ten sposób?!


Mimo wszystko zauważam ich moim obiektywem i cieszę się, że do mnie trafili.
- Może ktoś z nich znajdzie tu siebie?

Tak, nie tracę nadziei, że ktoś z nich błądząc po bezmiarach Internetu trafi do tego zakątka i odnajdzie siebie. Takie spotkania przynoszą wiele radości!







piątek, 10 marca 2017

OBJAWIENIE czyli Co dwie głowy to nie jedna (1772)


Jeszcze nie otworzyłem oczu a już wiedziałem, że coś się stało.

Rzeczywistość docierała do mnie zza grubej warstwy jeszcze przed chwilą przeżywanego snu. Coś mi się  śniło, ale dokładnie co to nie zapamiętałem. Przeczucie podpowiadało mi, że za chwilę coś się stanie. I nie omyliłem się, bo zanim zdążyłem otworzyć oczy usłyszałem głos.

- Wykonaj procedurę! - Otwarte oczy i szybki przegląd pokoju upewniły mnie, że na pewno oprócz mnie nie było tutaj nikogo! A więc to do mnie jakiś Ktoś mówi coś - skądś... .

- Czego się rozglądasz, to do ciebie! - Teraz już nie było wątpliwości. Nieco oniemiały (Dobry Panie, słyszę w mojej głowie głosy!) w chwilę potem usłyszałem:

- Idź do łazienki. Zatknij korkiem zlew. Napuść wody do niego. (Do zlewu a nie do korka napuść tej wody!) Przypatrz się gościowi w lustrze. UWAŻNIE! W oczy mu spójrz zanim się woda przeleje na podłogę... .

- To jasne, że jak zlew się napełni, że trzeba zakręcić kran? I że woda ma być gorąca, a nawet wrząca?! No najgorętsza jaka jest możliwa. I teraz najważniejsze.

- Przyjrzyj się dokładnie gościowi w lustrze. SPÓJRZ MU W OCZY. Przestudiuj wory pod oczami, rozmazany makijaż czy to co tam wokół oczu masz.  D o k ł a d n i e . Teraz dopiero jesteś uprawniony by wykonać najważniejsze. UŚMIECHNIJ SIĘ.

- A teraz? ZANURZ DŁONIE W TEJ GORĄCEJ WODZIE. Powiedziałem  Z A N U R Z . Oczywiście, wiem, że parzy. Na chwilę je tylko włóż, no do pierwszego bólu. Pierwszy raz na chwilę, a drugi raz (a może dopiero na piąty raz?) już na nieco dłużej. Staraj się wytrzymać jak najdłużej. Grzej w tej gorącej wodzie dłonie tak długo jak się tylko da! Wkładaj i wyjmuj ręce tak często i długo aż woda całkiem ostygnie! Idź i zrób to.
N A T Y C H M I A S T .

Po usłyszeniu tego wszystkiego trochę mi dziwnie się zrobiło, ale pomyślałem sobie: A co mi tam, a co mi szkodzi? Pójdę jak ON mi każe i zrobię jak ON powiedział.- Tylko kim jest ON?!

- I pamiętaj: po przeprowadzeniu wodnej procedury wróć tu i opowiedz mi co poczułeś! To ważne abyś mi opowiedział. Dokładnie.

No to poszedłem, spojrzałem sobie głęboko w oczy, napuściłem, zatknąłem i zanurzyłem. Najpierw raz na krótko (woda była wściekle gorąca!), ale coraz dłużej za każdym razem.

Teraz już z własnej woli zacząłem - nie podnosząc specjalnie głowy - co chwilę zerkać do lustra. No i zobaczyłem, że ten jeszcze przed chwilą nieszczególnie wyglądający gość zaczyna się z każdym zerkiem wypogadzać. No jakby zmarszczek mniej zaczyna mieć, wory mu się robią jakby mniejsze, no i pogodniejszym, weselszym jest!

A tymczasem woda stygła! Aby przedłużyć przyjemność co jakiś czas dopuszczałem sobie bardziej gorącej. Przyjemne ciepełko zaczęło ogarniać całe ciało a kiedy zaszumiało mi przyjemnie w mózgu zrozumiałem o co chodzi! Krążenie, dobroczynne krążenie pobudzono!

Zgodnie z zaleceniem po raz kolejny spojrzałem na gościa w lustrze. Patrzył na mnie ten sam co przed paroma minutami człowiek, ale jednak nie ten sam: promienny, roześmiany od ucha do ucha, radosny jakiś taki jakiego dawno nie pamiętałem!

Nieco oszołomiony tym odkryciem (nadal uśmiechając się pod nosem) poszedłem do sypialni. Nie, nie chciało mi się kłaść, rozparłem się w fotelu czekając co się dalej wydarzy. I nie zawiodłem się! ON znowu się odezwał:

- No i jak ci tam?! - No to opowiedziałem mu jak było powyżej. Że kości w dłoniach mi się rozgrzały, że w głowie szumi, że raczej przyjemnie mi teraz jest. I jeszcze dopowiedziałem, że katar co to mi się wczoraj zaczynał  od razu przeszedł jeszcze w trakcie trwania procedury... . Dziwne.

- A co w tym dziwnego? Rozgrzałeś krew zaczęła ona szybciej krążyć. I dalej to już wiesz! Nie bagatelizując kłopotów ze zdrowiem pamiętaj : NIE TRZEBA Z KAŻDYM GŁUPSTWEM LATAĆ DO DOKTORA! Czasami warto i trzeba posłuchać jak własny Organizm do ciebie przemawia.

*     *     *
Następnego ranka sytuacja się powtórzyła. ON do mnie zagadał i przypomniał przykazując abym o tym patrzeniu w lustro i uśmiechu (koniecznie!) pamiętał.  I jeszcze dodał co następuje:

- Pamiętaj! Nie odpowiadam za to co ze sobą robisz. Sam jesteś odpowiedzialny za siebie. Jeśli masz schorzenie reumatyczne które nie pozwala dłoni do gorącego wkładać to ich nie wkładaj, ale o lustrze pamiętaj, aby co ranka do niego się uśmiechać. Woda ma być gorąca, ale jak sobie tkankę mięśniową na gościach dłoni obgotujesz to tylko twoja wina. I pamiętaj: nie mówiłem ci abyś dolewał z czajnika, tak aby ci krew w żyłach się także zagotowała... .

I żeby nie było już żadnych wątpliwości. Procedurę wodną powtarzaj codziennie i zawsze kiedy przyjdzie ci na to ochota. ...albo jak nie będziesz na nic miał ochoty!
STOSUJ PROCEDURĘ A ZAHARTUJESZ SWÓJ ORGANIZM.

To nie jest przecież horror wynikający z zastosowania się do doktorskiego zalecenia, aby po prysznicu lodowatym strumieniem się polewać... . Nigdy tego nie stosowałeś, ale za to teraz możesz się hartować łatwo i przyjemnie, nawet kilka razy dziennie.

Aha! ... i najważniejsze:
procedurę wykonuj starannie i czerp z tego przyjemność!


poniedziałek, 6 marca 2017

Donos obywatelski (1771)

Uprzejmie donoszę Komu Trzeba o przestępstwie na zabytku, którego byłem naocznym a gorliwym świadkiem.

Poszliśmy se z kolegą (bo kolega jest od tego) na ptaki, znaczy przyrodę oglądać - a może nawet i sfotografować. Oprócz jednego takiego co to był przy karmniku to więcej nie udało się ich złapać na matrycę.

W ogóle tego dnia przyroda dla nas niełaskawa była. Nawet ptaki się od nas odwracały (za przeproszeniem) kuperkami.


Nawet wiewióra (no ta, co tak wytrzeszczyła na nas gały jakby ludzi po raz pierwszy zobaczyła!) ledwie co się pokazała to pokazała nam swą końcową część... .


Rozżaleni tym oburzającym faktem udaliśmy się do miejscowości Barbarka czyli tam gdzie stoi bardzo zabytkowa kapliczka poświęcona tej właśnie Świętej Osobie.



I wtedy zobaczyliśmy Ich.

Pierwszy  z nich stał ana czatach. Od razu wiedzieliśmy, że coś będzie się niedobrego działo: tak się nerwowo rozglądał po okolicy, dziobem kiwał i nogami przebierał.

Wiedział, że obiekt jest bardzo zabytkowy oraz mocno chroniony i że cała sprawa może się wydać!

I prawie im by się udało! Najpierw zobaczyliśmy szkody jakie ten drugi drapieżnik na obiekcie zabytkowym poczynił.

W chwilę potem złapaliśmy na gorącym uczynku tego właśnie drugiego! Zresztą nie sposób było mu się ukryć ze swoją przestępczą działalnością: łomot wielki szedł po całym lesie gdy on w te sygnaturkie tak łupał i łupał!

Gdy nas zobaczył to się szybko ulotnił w niewiadomym dla nas kierunku, co poświadczamy własnoręcznym podpisem.


Tutaj.
- My.

Podziel się