sobota, 23 września 2017

Łowca głów - Kokolandia 2/3 (1906)

Dawno temu obiektywem raz i drugi zauważyłem istnienie orzecha kokosowego.

Trzeba jednak Artysty aby zastanej rzeczywistości nadać swój własny, indywidualny wyraz... . By zrobić z tego coś więcej niż marną kopię rzeczywistości.

*    *    *

Kontynuując opowieść dopiero za trzecim razem dostałem połączenie. Na moje pytanie Czesława odpowiedziała tak:

Skąd mi się wzięły te kokoludki?! To zwykła historia. Raz pewien znajomy przyniósł mi kokosa.

Mam go i mam i ciągle nie wiem co z nim zrobić. Leży u mnie całe wieki i leży tak, że pewnie swą zjadalność już dawno utracił.
- Może ty z niego zrobisz jakiś użytek?!"


No i tak leżał u mnie i leżał czekając na swoją kolej. Jego kokosoludkowatość była od początku zauważona! ...musiał chyba ze dwa lata poczekać aż pojawiło się całe to rozplotkowane towarzystwo.

Proszę zauważyć jak one gadają, jak szepczą oglądając się za siebie, jak powtarzają to i owo... . Tak mimochodem tylko wspominają o tym i tamtym. Jak szerzą plotki, jak wzniecają niepokoje... .

W sumie tych kokoludków powstało coś z 15... . Słowo "sztuk" jakoś mi nie przechodzi przez gardło, bo one są takie... no właśnie!
- One SĄ jak.

Gdzieś tam z nimi kojarzy mi się opowieść nie tylko dla dzieci. Czasami zdaje mi się, że wyszeptują sobie (sobie?!) jakąś trudną historię, która jeszcze nie została napisana.

Są jak ilustracja do niezwykle dramatycznej opowieści z koszmarnego może nawet snu.

Nie słychać ich, ale przemawiają! Tak jakby domagały się tego by zostały zauważone, całe w swej dziwaczności, całe ze swoim niby to dziecięcym światem.

Zresztą, co ja tam będę opowiadał jakieś nie napisane jeszcze historie: niech każdy opowie sobie sam o czym one tak przenikliwym szeptem czy donośnym krzykiem rozprawiają... .




Podziel się