niedziela, 27 czerwca 2021

4 setka: Pałac Wierzbiczany i królestwo warzyw (2220)

Wyjazd z Torunia odbył się po czerwonym dywanie :-) zupełnie niedawno oddanym do użytku na remontowanym moście drogowym.

Żegnała odsłonięta panorama na Zamek Dybowski, który póki co nie przydaje się nikomu i nadal nie wiadomo co z nim zrobić.

Śmiercionośną DK10 (ponoć ma być polepszony jej standard!) przekraczano na światłach, w bezpiecznym miejscu, czyli na prawo od drogi DW 273 czyli tu: 52.9938794, 18.4692146.

Znana droga leśna doprowadziła do punktu odpoczynkowego. A tam jak zwykle muszki i komary!

Dojazd do znanych tablic (tuż przy miejscu pamięci) zaowocował decyzją: Gniewkowo na dzisiaj to za mało!

Jest moc, jest prąd = jest decyzja.

W Gniewkowie przecież się było i to nie raz! Parchanie też się odwiedzało. Inowrocław widziano przecież.

A Wierzbiczany? Nasłuch na grupie Ekspedycje Rowerowe Toruń i okolice niejednokrotnie donosił, że tam w tych Wierzbiczanach (nieodwiedzony przeze mnie) pałac jest!
- I jak tu nie pojechać, skoro to niecałe 9 km od Gniewkowa?!

Wcześniej jednak popełniłem poważny błąd! Skuszony intrygującą informacją o ścieżce przyrodniczo - historycznej zboczyłem. 

A tam czekały mnie przepastne piachy godne roweru na szerokich oponach, z bieżnikiem traktorowym (koniecznie).
 
Może i ja niezbyt na Przyrodę wrażliwy jestem, ale nie znalazłem dla siebie na niej nic ciekawego.

Domyślam się, że uczniowie i studenci kierunków leśnych mogli tam znaleźć sporo ciekawostek! Niestety, ale sposób podania tak specjalistycznej wiedzy zniechęcił mnie do korzystania z takich przydrożnych zachęt... . 

Wyjechałem z Gniewkowa wzdłuż jakiegoś betoniastego płotu tuż po przekroczeniu torów kolejowych. Innej bezpiecznej drogi dojazdu do Wierzbiczan rowerem nikt mi nie zalecał, a pytałem wielokrotnie.
 
Po dojechaniu do placyku przed jakimś okazałym budynkiem była już  widoczna szutrówka, która bezpiecznie doprowadziła mnie do samej wioseczki.

Przejechawszy całą miejscowość natrafiono z ulgą na Pałac, który okazał się hotelem + SPA z restauracją włącznie.

Jeśli już ktoś tam trafi (a warto!) to koniecznie proszę sobie zarezerwować czas na odwiedzenie przyległego (a doskonale utrzymanego!) parku ze stawami.

Najpierw była jednak aleja prowadząca!

Już sam podjazd robi wrażenie obiecując odwiedzenie miejsca ponad wszelką wątpliwość niezwykłego.

Zrobiło się klasycznie, artystycznie oraz romantycznie.




Pół godziny w oczekiwaniu na porę obiadową minęły na spacerze wokół stawów. 

Ten romantyczny park w stylu angielskim koniecznie trzeba obejrzeć i przespacerować wzdłuż i wszerz. 



Realizacja zamówienia na skromny posiłek (jestem rowerzystą niskobudżetowym!) zajęła nieco czasu stąd (po upewnieniu się, że można) w tym międzyczasie zrobiłem parę zdjęć pałacowych wnętrz.






Po chwilce rozmowy z personelem dowiedziałem się, że cały kompleks pałacowo - parkowy był remontowany przez 12 lat. ...ale szabrowano go znacznie dłużej!

Właściciele zaczynali od takiego stanu. 

Kogo temat zainteresował niech zapuści internety na hasło: "pałac Wierzbiczany". WARTO. Prześledzenie sposobu sfinansowania tego ambitnego zamierzenia to kapitalny przykład jak należy wspierać rodzącą się co dopiero klasę średnią... .


Możliwość zwiedzenia pięterka potraktowałem jako bonus z którego skwapliwie skorzystano.


Przyrodniczy widok który tam zastałem zaparł mi dech!





W końcu nadszedł czas odjazdu.


Zerknięcie na licznik rowerowy uświadomiło mi jak blisko a jednak daleko znajduje się od Torunia ten obiekt. To nie tylko trudności z dojazdem, ale i odległość mentalna jakby większa niż te niecałe 40 km... .



Powrót poprzez pola warzywne, w zapachu czosnku i cebuli minął pogodnie.


Wielkie systemy zraszające pola to u nas - po drugiej stronie Wisły - widok rzadki a tu na Kujawach zwykła codzienność.


Końcowy odcinek dojazdu do Torunia był fascynujący i... wyczerpujący! 

A wszystko dlatego, że plątając się po okolicy Cierpic pojechano "na skróty"... . 

...i stąd było szukanie sposobu przekroczenia autostrady! No i jechano wzdłuż niej po jakichś niebotycznych (po kilkadziesiąt metrów) wysokich wydmach. 
 
Każdemu rowerzyście życzę takiej przygody :-)
 
Po iluś km góra - dół - góra - dół natrafiłem wreszcie na przejście dla zwierząt nad autostradą.

Nie bez ekstremalnego wysiłku udało się przeprawić mojego przyciężkiego rumaka przez ogrodzenie zamykające mi drogę do jakże wymarzonej szosy. 

To TU nabierałem sił po wrażeniach. 
- Odwodnienie?! ...ależ nie! Nic takiego mi się nie przydarzyło. Pani do zamówionej wody mineralnej (jednej i drugiej) z własnej i nieprzymuszonej woli wrzucała tabletki z witaminą C i magnezem... . 
- Mam być za co wdzięcznym!

W samym mieście - już na końcówce - coś tam pojeździłem i pojeździłem aby wyrobić okrągłe kilometry :-)
- Tak to było!



Podziel się