PARADA RÓWNOŚCI

1

PARADA RÓWNOŚCI - Leonid Kaganow
- http://lleo.me/

Komisja z Wydziału Oświaty na pierwszą lekcję nie przyjechała. I na drugą lekcję też nie przybyła.
Na koniec dużej przerwy nadal jej nie było. Stary nauczyciel języka rosyjskiego i literatury, a teraz
odpowiednio tolerancyjności i multikulturalizmu żegnając się z dyrektorem na progu gabinetu tylko
przepraszająco rozłożył ręce i poszedł do domu. Jurij Wasiliewicz patrzył z okna jak smutny
nauczyciel literatury kuśtyka przez szkolny plac, jedną ręką opierając się na laseczce a drugą
przytrzymując na głowie staromodny kapelusz, którego zimny, porywisty październikowy wiatr
usiłował zerwać mu z głowy.

Zadźwięczał dzwonek. Szybko jednak harmider za drzwiami zaczął cichnąć i wkrótce szkolne
korytarze opustoszały. Jurij Wasiliewicz postukał palcami po panelu sensorycznym i nad stołem
pojawił się holograficznie półprzezroczysty plan zajęć. Dwie kratki były na nim uparcie puste – nie
było ich czym zapełnić. Jurij Wasiliewicz podniósł rękę i machając nią w przestrzeni poprzenosił
bloki tu i tam. Co ją pokusiło, żeby przechodzić na macierzyński? I kto od następnego czwartku
będzie prowadził geografię za tak mizerne nadgodziny?

Za drzwiami posłyszał kroki. Były całkiem niedziecięce – szybkie stukanie czółenek i równomierny
tupot męskich butów. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i do gabinetu weszła Komisja z Wydziału
Oświaty. Na jej czele szła tłuścieńka dama w nieokreślonym wieku w szarym służbowym płaszczu,
z wysoką kopą usztywnionych lakierem włosów i śmiesznym nazwiskiem Durcewa – dawny
przedmiot żartów w pokoju nauczycielskim. Kroku jej dotrzymywał stały sekretarz Grisza,
nieśmiały dryblas, młody i rumiany, ciągle się czerwieniący jakby mu było wstyd za swoją pracę. A
ten trzeci człowiek okazał się nieznajomym – szczupły Kazach z kędzierzawą bródką. Ubrany był
w idealny, dwurzędowy garnitur, czarne lakierki i – nie wiadomo dlaczego – papachę.

- Tak - powiedziała Durcewa po gospodarsku oglądając gabinet. - A dlaczego jest stary
portret prezydenta?
- zapytała.
- Dzień dobry, - odpowiedział Jurij Wasiliewicz – wstając do niej z za biurka i starając się
wyglądać pogodnie. - A czemuż to tak późno? Czekaliśmy od samego rana.
- Korki – huknął Grisza i poczerwieniał, spuściwszy wzrok na podłogę.
- Może zrobić... herbatę? Kawę może? Mamy cukier... . - ciągnął Jurij Wasiliewicz.
Odwrócił się do nieznajomego. - Pozwoli pan, że się przedstawię: jestem dyrektorem tej
szkoły, nazywam się Jurij Wasiliewicz.

- Barkała – gardłowo przedstawił się człowiek z papachą na głowie. Jurij Wasiliewicz
uścisnął mu rękę.
- Nie ma czasu na herbatę – ucięła krótko Durcewa. - Prowadźcie nas na lekcję.
Dyrektor westchnął.
- Niestety u nas w piątki, multikulturalizm i tolerancyjność idą na pierwszej i drugiej
godzinie.

- I co wy chcecie mi przez to powiedzieć? - najeżyła się Durcewa.

2

- Nic, po prostu lekcje się zakończyły. Nauczyciel – a on starszy już człowiek - poszedł do
domu. A dzieci są na innych zajęciach.
W gabinecie zapanowała złowieszcza cisza.
- Wy nas oszukujecie, - odpaliła Durcewa chłodno patrząc w oczy dyrektorowi. Wy
wiedzieliście, że do nas dotarła skarga na nauczyciela tolerancyjności. Wiedzieliście, że
dzisiaj powinna zostać przeprowadzona pokazowa lekcja na jego zajęciach. Wy przecież
wiecie, że powołano komisję, przyjechał nawet przedstawiciel diaspory, bardzo ważny i
zajęty człowiek.
- Barkała, - uszczegółowił człowiek z papachą na głowie.
- Wy wiedzieliście, - ciągnęła zjadliwie Durcewa – że od rezultatów tej kontroli zależy nie
tylko, czy on nadal będzie nauczycielem, ale i pana stanowisko jako dyrektora wisi na
włosku. A tak w ogóle to powstało wrażenie, że uchylacie się od kontroli.
- No, co też pani! - rozłożył ręce Jurij Wasiliewicz. - A dlaczego pani tak? Proszę samej
rozsądzić, nie mogę przecież samowolnie zmieniać rozkładu zajęć. Podczas rozmowy
telefonicznej powiedziałem przecież, że u nas tolerancyjność i multikulturalizm są tylko do
dużej przerwy. Czekaliśmy na państwa od samego rana, a piątoklasistom nakazano przyjść
w świątecznej odzieży.
- Jakby tak was posłuchać, to wychodzi na to, że to ja jestem winna?
Jurij Wasiliewicz milcząco rozpostarł ręce.
Durcewa rzuciła wzrokiem na maleńki zegareczek umieszczony na przegubie.
- No, dobrze – stanowczo kiwnęła głową. - No, skoro już tu jesteśmy to dawajcie
skontrolujemy jeszcze jakąś inną lekcję.
- ...ale przecież żadnej skargi nie było... - zabasował Grisza i poczerwieniał.
- I bardzo dobrze, że nie było skargi, - odszczekała Durcewa. Tym bardziej niezależna będzie
ta kontrola.
Jurij Wasiliewicz podszedł do biurka i pokręcił hologramem planu lekcji.
- Proszę popatrzeć, mamy teraz w sali gimnastycznej wuef, na warsztatach zajęcia praktyczne,
możemy także odwiedzić lekcje geografii i fizyki. Co państwo byście chcieli zobaczyć?
- Zobaczymy wszystkie – zdecydowanie powiedziała Durcewa.

* * *

Komisja nie była zainteresowana lekcją geografii, za wyjątkiem Barkały, który jak zafascynowany
patrzył - co raz to cmokając językiem - na geograficzkę, która błądziła wskaźnikiem po świetlnej
tablicy w rejonie Bliskiego Wschodu.

3

- A czego ona z takim brzuchem? - srogo zapytała Durcewa, kiedy już wyszli na korytarz.
- Niedługo idzie na macierzyński, - poinformował Jurij Wasiliewicz. - To dla szkoły wielki
problem, szukamy nauczyciela geografii i właśnie w tej sprawie chciałbym z panią
porozmawiać.
- A dlaczego ona idzie sobie na macierzyński w środku roku szkolnego? - Przebiła go
Durcewa.
Jurij Wasiliewicz nic nie odpowiedział.
- I jak jej nie wstyd z takim brzuchem pokazywać się przed dziećmi? - znowu zatroskanym
głosem odezwał się Grisza.
Jurij Wasiliewicz w zdumieniu spojrzał na niego. Grisza zalał się rumieńcem i spuścił oczy.
- Pójdźmy do sali gimnastycznej, - zaproponował Jurij Wasiliewicz.
W sali gimnastycznej było jasno i cicho. Dziewiąta klasa skakała przez gumkę.
- Raz - dwa – komenderował wuefista Walerij. Raz! Lewą! Lewą! Równać! Baczność!
Wszyscy zamarli i się odwrócili.
- Kontynuujcie – machnęła ręką Durcewa.
- Spocznij! Raz! Dwa! - komenderował wuefista Walerij jakby się nic nie stało, a powietrze
znowu napełniło się grochem stukotów dziesiątków stóp.
Durcewa długo wpatrywała się w skoki, lekko przekrzywiając głowę to w jedną to w drugą stronę.
- Tu dobrze, - pochwaliła. - Tu się czuje dyscyplinę.
- Walerij Pietrow to dobry pedagog, były wojskowy. - Scharakteryzował wuefistę Jurij
Wasiliewicz. - On u nas prowadzi przysposobienie wojskowe, wuef i organizuje odczyty. A
jeszcze oprócz tego – ale to już z własnej inicjatywy – organizuje dla dzieci rajdy.
- A te rajdy to dokąd? - Ostrożnie zwróciła się Durcewa.
- Na przyrodę, w godziny wolne od zajęć szkolnych. Tylko dla chętnych.
- Należy tego zaprzestać, - powiedziała Durcewa. Niczego takiego nie ma w programie.
Grisza, zrób uwagę, skontrolujemy.
Jurij Wasiliewicz w myślach zaklął.
- A dlaczego oni wszyscy skaczą przez gumę? - zainteresowała się Durcewa.
- Tolerancyjne wychowanie międzypłciowe. Zgodne z przysłaną przez panią metodyką, mamy
od lutego bieżącego roku, - sucho wyrecytował Jurij Wasiliewicz. - Żeńskie rodzaje sportu
przeplatamy z męskimi w równej proporcji. Dzisiaj mamy żeński rodzaj sportu – chłopcy

4

razem z dziewczynkami uczą się skakać w gumę. A na następny raz będzie piłka nożna i
boks.
- Guma, jaki to dziwny rodzaj sportu... . - zabrzmiał głos Griszy.
- Niestety, z metodyki nie wynika, co to takiego żeńskie rodzaje sportu, - powiedział Jurij
Wasiliewicz. Na radzie pedagogicznej postanowiliśmy, że dla nas to będą skakanie przez
gumę i hula-hop. Może państwo znają jakiś inny rodzaj żeńskiego sportu?
- No, na przykład... - Grisza nadął policzki i zamyślił się, a potem znowu poczerwieniał.
- Tutaj mi się wszystko podoba! - z zadowoleniem podsumowała Durcewa. Idziemy dalej.
Podchodząc do warsztatów już z daleka wyraźnie słychać było dobroduszny bas staruszka
Michajłycza.
- A czegóż ty... - warczał. - Kto tak żelazo piłuje? Tak córka, żelaza nie przepilisz! Ty tak nie
szarp jak jaka... równy rzez popsujesz! Prowadź płyn-n-nie, no tak, o tak! Prowadź,
prowadź! No i widzisz, że idzie!? Teraz już sama widzisz, że teraz to inna sprawa. I opiłki
od razu równo poszły... .
Durcewa otworzyła drzwi i weszła do warsztatu. Pachniało farbą, oliwą i metalowymi opiłkami.
Uczniowie – chłopcy i dziewczęta w jednakowych fartuchach – zajęci byli pracą przy imadłach tnąc
metalowe pręty zbrojeniowe. Wzdłuż tych stanowisk roboczych przechadzał się Michajłycz.
Zobaczywszy Komisję, machnął na dzieci ręką żeby sobie nie przeszkadzały i kontynuowały pracę,
a on sam podszedł bliżej.
- Tolerancyjne wychowanie międzypłciowe, – objaśnił Jurij Wasiliewicz – wypracowuje
jednakowe nawyki pracy tak u chłopców jak i dziewczynek.
- Acha! Mu tu znaczy się żelazo piłujemy – potwierdził Michajłycz. - Piłujemy, znaczy się i
malujemy na kolor czarny. Dziewczynkom to trudno pojąć, no aleć się staramy... .
Durcewa milcząco przyglądała się klasie.
- A w starszych klasach wykładam, znaczy się mamy spawanie. A spawanie zawsze się
przyda, praktyczne ono, no co tu gadać zawód dobry taki. No chyba mówię dobrze, co?
Piłowanie, spawanie i malowanie – to dokładnie trzy, znaczy główne trzy przedmioty
naszych prac ręcznych. Piłowanie, spawanie i malowanie.
- A dlaczego u was na korytarzu przed wejściem taki stos żelaznych ram? - kiwnęła na drzwi
Durcewa.
- Toż to płotki już leżą gotowe, pospawane i pomalowane. Materiał szkoleniowy, znaczy się
wykonujemy. I niedługo – znaczy się – ciężarówka przyjedzie i odwiezie.
- Trzeba odwieźć – potwierdziła Durcewa. - Zaznacz Grisza. I co u nas jeszcze?
- Fizyka – podpowiedział Jurij Wasiliewicz.

5

- Nie chcę fizyki – zmarszczyła się Durcewa. - A co tam może być takiego w fizyce?
Spojrzała na swój zegareczek. - Chociaż... dawajcie, pójdziemy razem ją obejrzeć, będzie
pełen przegląd. Zaznacz Grisza – przeprowadzono pełną kontrolę szkoły.
Szóstoklasiści w gabinecie fizyki podskoczyli na komendę i ustawili się równo przy ławkach.
- Witamy, Juriju Wasiliewiczu! - powitali nierównym chórem.
- Witam was moi drodzy, - skinął im Jurij Wasiliewicz. - Proszę usiąść i prowadzić. My stąd
popatrzymy troszkę jak wam idzie nauka.
Marinoczka, młoda fizyczka, pierwszy rok po ukończeniu szkoły pedagogicznej, zaszczebiotała
znowu:
- I tak pewnego razu pastuch Magnes zauważył, że żelazne gwoździe w jego butach
przylepiają się do dziwnego kamienia. I dlatego ten kamień nazwano ""kamieniem
Magnesa" albo magnesem. Popatrzcie!
I nagle w rękach Marinoczki pojawiła się metalowa sztabka. Połowę jej pomalowano na kolor
jaskrawo-czerwony, a jego druga połowa był pomalowana na siwo. Marinoczka zbliżyła do sztabki
metalowy wskaźnik. I trzask! Wskaźnik przylepił się do sztabki.
- Widzicie – uroczyście obwieściła Marinoczka. Siła przyciągania magnetycznego zdolna jest
przytrzymywać metalowe przedmioty! Po raz pierwszy o magnesie wspomniał starogrecki
filozof Tales w 6 wieku przed naszą erą.
- Kto? - cicho dopytał Grisza i poczerwieniał.
- Jednakże pierwsza książka o magnesie była napisana dopiero w 13 wieku naszej ery.
Napisał ją średniowieczny uczony Peregrini. A ona nazywała się tak: Księga o magnesie. To
Peregrini napisał, że magnes ma dwa bieguny. Nazwał je północnym i południowym.
Popatrzcie! - Marinoczka podniosła sztabkę tak, żeby ją wszyscy widzieli: - Północny
biegun – siwy, południowy – czerwony. Podobne do siebie, ale całkiem różne. Jak chłopcy i
dziewczynki!
"Dobry Panie, co ona gada!" - pomyślał Jurij Wasilewicz.
- A teraz popatrzcie, bierzemy drugi magnes... . - W rękach Marinoczki pojawiła się druga
taka sama sztabka. - I próbujemy połączyć je różnymi końcami... . Pstryk! Widzicie, jakie
powstało mocne połączenie? Teraz trzeba by je rozłączyć..., rozłączyć... o tak! A teraz
spróbujemy połączyć obydwa magnesy tymi samymi biegunami. Widzicie? Jednakowe,
żadnym sposobem nie dają się połączyć! Żadnym sposobem nie chcą!
- A dlaczego to oni nie chcą? - naraz zagrzmiał na całą klasę głos Durcewej.
Nastąpiła cisza, wszystkie dzieci się skuliły a Marinoczka pogubiła się.
- No, to przecież są magnesy... - wybąkała wreszcie. - Proszę samej spróbować!

6

W grobowej ciszy Durcewa podeszła do nauczycielskiego biurka i wzięła z rąk Marinoczki obydwa
magnesy. Próbowała je połączyć najpierw dwoma siwymi końcami, a potem dwoma czerwonymi,
ale magnesy się nie dawały – wyślizgiwały się i wyrywały się z rąk
- Nie rozumiem, - lodowatym tonem powiedziała Durcewa, prześwietlając Marinoczkę od
stóp do głów. - Jakby was tak posłuchać, to różne mogą się połączyć, ale jednakowe to już
nie mogą?
- Takie są magnesy... . - cicho powtórzyła Marinoczka.
- To są bardzo nietolerancyjne magnesy! - zawarczała Durcewa. - A wy ich porównywaliście
z chłopcami i dziewczynkami!
"No to zaczyna się..." - z przerażeniem pomyślał Jurij Wasiliewicz.
- Was by posłuchać, - oburzona ciągnęła Durcewa, - to rodzinę mogą stworzyć tylko
obywatele różnej płci, a ludzie tej samej płci powinni być odtrącani jeden od drugiego?
- Ja tego nie powiedziałam! - zapiszczała Marinoczka w przerażeniu.
- A nieprawda, bo mówiła! - przytaknął Grisza i poczerwieniał.
Durcewa stała przed całą klasą i znowu próbowała połączyć czerwone bieguny dwóch magnesów.
- To skandal! - powiadomiła wzburzona. - Uczycie dzieci nietolerancji do związków
jednopłciowych! I co teraz z nich wyrośnie?
Jurij Wasiliewicz wystąpił do przodu i pojednawczo podniósł rękę.
- Minutkę! My chyba tutaj, nieprawidłowo zrozumieliśmy jeden drugiego. Magnetyzm jako
własność fizyczna, znana jest od wielu tysiącleci, a nauka o nim wchodzi do programu
szkolnego fizyki, jako zgodna z metodyką... .
- Wy mnie nie tykajcie moją metodyką! - zaprotestowała Durcewa i groźnie podniosła do
góry magnesy, próbując znowu na siłę je połączyć. - Widzicie? Widzicie, czego tu uczycie?
- Pozwólcie, że pójdziemy na korytarz, ja wszystko objaśnię... . - zaproponował Jurij
Wasiliewicz.
- My teraz nie na korytarz pójdziemy, my z wami do sądu! - ryknęła Durcewa i wykonała
jeszcze jedną próbę połączenia magnesów tymi samymi biegunami. - Mało tego, że wasz
nauczyciel tolerancji na lekcjach multikulturalizmu czyta wiersze i opowiada o
murzyńskim pochodzeniu rosyjskiego poety Puszkina, jakby w Rosji nie było aktualnych
przykładów multikulturowej integracji diaspor etnicznych. To jeszcze teraz u was na fizyce
uczy się o pierwszeństwie związków różnopłciowych! U was, różni to się ochoczo łączą, a
jednakowi to unikają bliskości?
- To tylko magnesy... - z rozpaczą powiedziała Marinoczka.
- O tym sąd zdecyduje, - odszczekała Durcewa i podniosła magnesy do góry. - A to zabieram!
Grisza, zapisz to.

7

* * *

Na przesłuchanie rozpoznawcze Durcewa się nie stawiła. Sędzina Karagajewa okazała się nie
wiadomo dlaczego podobna do niej, tylko zamiast siwej marynarki nosiła brunatną. Na przegubie
zamiast maleńkiego zegareczka wisiała dosyć frywolna bransoletka z przybrudzonych drewnianych
koralików.
Karagajewa długo kartkowała metodykę i doniesienie Durcewej złożone na trzech kartkach.
- Magnetyzm jako zjawisko, - pojednawczo bębnił Jurij Wasiliewicz po raz drugi, - włączony
został jako obowiązkowy temat do programu szkolnego.
- Od czasu średniowicznej Grecji! - podpowiedziała Marinoczka.
- Odpychanie się jednakowych biegunów magnesów – to prawo przyrody, a nie zły zamiar.
Na temat związków homoseksualnych na lekcji fizyki nikt nie mówił i mówić nie mógł –
proszę zapytać dzieci.
- Siwy biegun magnesu nazywany jest pólnocnym, a czerwony południowym –
podpowiedziała Marinoczka.
Sędzia Karagajewa podniosła oczy.
- Jakby tak was posłuchać – powiedziała z obrzydzeniem – to południe od południa chce się
oddzielić? A nie ma w tym czasami aluzji do konflików międzyrasowych?
- Rzecz idzie tylko o magnesie, - cierpliwie przypomniał Jurij Wasiliewicz. - To po prostu
tylko własność magnesu.
- Umiem czytać, nie jestem ślepa, - ogłosiła sędzia Karagajewa, wskazując na akta.
Wyznaczam posiedzenie na następny czwartek.
Z ciężkim sercem Jurij Wasiliewicz i Marinoczka opuszczali sędziowski gabinet.
- I proszę mieć na uwadze. - srogo powiedziała Karagajewa kiedy już wychodzili za drzwi. -
U nas nie ma idiotów,. Nie dopatrzyłam się w waszym magnesie żadnego przestępstwa i nie
zamierzam wspierać świadka.
- Dziękuję w imieniu całej pedagogiki! - wrzasnął Jurij Wasiliewicz i poczuł jak ze serca
spada mu wielki kamień, którego nosił przez ostatnie dwa tygodnie.
Na rozprawę sądową pojawiła się cała trójka: Durcewa, Griszka i Barkała, a także prawnik z
Wydziały Oświaty, młody gładki chłopak z zaczepnym wzrokiem spod złotych okularków.
Szkołę reprezentował Jurij Wasiliewicz, Marinoczka i Michajłycz, który także ostro przeżywał całe
zdarzenie. Jurij Wasiliewicz obawiał się, że Durcewa zacznie napierać na to, że jakoby Marinoczka
mówiła coś tam o homoseksualnych związkach na przykładzie magnesu. Na tą okoliczność
sześcioklasistom przyszło zrobić dyktando. Teraz więc w aktówce Jurija Wasiliewicza leżała spora

8

teczka, gdzie wypełnione dziecięcym pismem było dwadzieścia osiem kartek z zeszytu, z błędami i
bez, z przekreśleniami i bez w sposób następujący:
"Będąc uczniem klasy VI b oficjalnie oświadczam, że na lekcjach fizyki ani razu nie przyszło mi
słyszeć, od naszej nauczycielki Mariny Jurewny Popowej o homoseksualanych związkach,
lesbijskich, seksie biseksualnym, jedno i różnopłciowym i o pozostałych aspektach tolerancyjnego
wychowania między płciowego, które by miały odniesienie do fizyki."
Jednakże te oświadczenia się nie przydały. Okazało się, że Durcewa wcale nie zamierzała
szkalować Marinoczki, - ją oburzał sam magnes.
- Proszę oto popatrzeć! - wykrzykiwała próbując połączyć ze sobą to dwa siwe to dwa
czerwone końce magnesów. - Jednakowe się odpychają, a różne – hop! Widział kto coś
takiego? I takie coś jest nauczane w szkole!
- Nie rozumiem, jakie jest pani oświadczenie? - sucho przerwała jej sędzia Karaganowa. - Nie
uczyć w szkole o magnesie?
- A tego to ja nie wiem! - w zamieszaniu odpowiedziała Durcewa i zatrzęsła swoją
polakierowaną koafiurą. - ...ale coś z tym trzeba zrobić!
- A kto to wie? - zapytała sędzia Karagajewa i przyjrzała się uważnie sali.
Nagle rękę podniósł Michajłycz.
- U mnie, znaczy się ja mam racjonalną propozycję! - powiedział. Ja znaczy się, proponuję
aby te magnesy oszlifować i pomalować na czarno.
- To nie rozwiązuje problemu! - sprzeciwiła się Durcewa. - To jest kolorowe kłamstwo! I tak
i tak trzeba będzie przyznać, że końce magnesów są różnego typu. Gdzie jednakowe końce
(i nie wiadomo dlaczego!) w czasie lekcji się odtrącają!
- Chwileczkę, a to na pewno tak jest? - wtrąciła się sędzia Karagajewa. - A może po prostu te
magnesy zostały nieprawidłowo pomalowane i tak naprawdę to różne końce się odpychają?
- I to także jest naciągane! - sprzeciwiła się Durcewa.
- Proszę posłuchać, - poruszona weszła w temat Marinoczka. - Magnes - to po prostu
zjawisko przyrodnicze. Nie można robić czegoś co jest niezgodnie z przyrodą.
- A my to jak mówimy? - zakrzyknęła Durcewa. - Jakby was posłuchać, to i związki
homoseksualne są niezgodne z prawami przyrody, co?
- Ja niczego takiego nie powiedziałam! - zapiszczała Marinoczka.
Sędzia Karaganowa stuknęła młotkiem po stole.
- Cisza ma być w sali sądowej! - nakazała posępnie. Dajcie i mi się przyjrzeć tym magnesom.
Adwokat Durcewej wziął magnesy i podbiegł do sędzi, wręczył je, a potem stojąc coś tam
poszeptał jej na ucho.

9

- Proszę odejść ode mnie i siadać na miejsce! - zarządziła Karagajewa lodowatym tonem.
Sędzia długo obracała magnesami w rękach – to próbowała je połączyć jednakowymi biegunami to
znowu różnymi. W końcu odłożyła je, wzięła do ręki młotek, podniosła go i przez pewien czas
sobie porozmyślała. W sali panowała grobowa cisza. Wszyscy czekali. Sędzia trwała z podniesioną
ręką długo i głęboko zamyślona. Następnie zdecydowanie stuknęła młotkiem i powiedziała:
- Zarządzam ekspertyzę magnesu.
Durcewa aż podskoczyła.
- ...ale to powinien być piśmienny ekspert!
- Do sporządzenia ekspertyzy powołamy głównego dyrektora, głównego instytutu fizyki, -
zapewniła sędzia Karagajewa. - Nie wiem kto to tam teraz jest dyrektorem. Niezbyt znam
się na fizyce.

* * *

Następna rozprawa odbyła się prawie za miesiąc, ale w tym czasie zdarzyło się o wiele więcej
niżby tego chciał Jurij Wasiliewicz. Niezmordowana Durcewa zdążyła pokazać magnes na
posiedzeniu Ministerstwa Szkolnictwa. Chociaż magnes na sali nie wywołał zainteresowania, to
obecni tam dziennikarze telewizyjni z ochotą przeprowadzili wywiad z Durcewą, a całość pokazali
w nowościach pod tytułem "Niemoralny magnes". Nieoczekiwanie ta nowość, spowodowała
ogromne zainteresowanie i teraz już ten wywiad powtórzono na wszystkich federalnych kanałach. I
zaczęto go omawiać w prasie, radiu oraz w Internecie.
Stanowiska się podzieliły – jedni uważali Durcewą za wariatkę, inni oświadczali, że Durcewa ma
rację i że nauczanie w szkole o magnesie jest niemoralne. Telefon Jurija Wasiliewicza rozrywany
był przez telefony dziennikarzy, ale on wykręcał się od tych wszystkich wywiadów i wszystkim
swoim nauczycielom także zabronił kontaktowania się z mediami. W rezultacie dziennikarzom
udało się złowić w pobliżu szkoły parę dzieciaków i przeprowadzić z nimi wywiad. Niczego
sensownego im dzieci nie powiedziały, odpowiadały tylko, że nie wiedzą dlaczego magnesy
postępują dokładnie i tylko tak. Jakaś zupełnie malutka uczennica pierwszej klasy – czekająca na
brata, który miał ją zabrać ze szkoły powiedziała, że podoba jej się, gdy magnesy się odpychają, bo
to jest śmieszne.
Dziennikarze chcieli już spasować, kiedy podszedł brat dziewczynki – poważny sześcioklasista
– i powiedział, że uczy się w szkole o profilu fizyczno-matematycznym. Na pytanie dziennikarki a
czego ich tam uczą odpowiedział, że teraz uczą się o dyskryminantach. Przeprowadzająca wywiad
od razu się ożywiła i po wszystkich telewizyjnych kanałach poszła fala wywiadu pod tytułem
"Jawna dyskryminacja w naszych szkołach". Jurij Wasiliewicz błogosławił los za to, że chłopiec
był z innej szkoły.
Skutkiem tego sala sądowa okazała się wypełniona po brzegi przez naród, dziennikarzy i blogerów.

10

Przez całą godzinę sędzia Karagajewa odczytywała specjalistyczną analizę dotyczącą magnesu. W
roli eksperta wystąpił akademik Sołodowniczy, dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej i Fizyki
Cząsteczek. Aż żal było Karagajewej – ona się męczyła, zacinała, powtarzała nieznane a trudne
słowa z róznym akcentem próbując na słuch odnależć ich prawidłową wymowę i brnęła dalej.
Jurij Wasiliewicz, historyk z wykształcenia, zupełnie niczego nie pojmował z prezentowanej
analizy. Marinoczka szeptem też przyznała się, że niczego z tego nie rozumie. Akademik
Sołodowniczy unosił się w jakichś tam sobie wiadomych obłokach i co bardzo prawdopodobne
nawet pojęcia nie miał czego tam od niego chcą. W przeddzień Jurij Wasiliewicz specjalnie
poczytał sobie o nim w Internecie - Lew Ilicz Sołodowniczy był międzynarodowym fizykiem
teoretykiem i przy swoich osiemdziesięciu trzech latach – zdaniem swoich kolegów – w pełni
zachował jasny umysł i zdolność do wykonywania pracy.
"Obecnie w 2041 roku teoria pola magnetycznego jest dobrze rozpoznana przez fizykę..." - takimi
prostymi słowami zaczynała się jego ekspertyza, ale to były te jedyne pierwsze i ostatnie
zrozumiałe słowa z czterdziestu bitych stron. Akademik Sołodowniczy pisal w swojej analizie o
jednolitej teorii pola, o teorii strunowej, o bozonach, o obiektach jednowymiarowych, o jakichś tam
niewiarygodnych spinach. I o stałej Plancka także. Jak również o Zderzaczu Hadronów i zasadzie
supersymetrii. Część stron była poświęcona właściwościom próżni, a część Wielkiemu Wybuchowi
i rozszerzaniu się Wszechświata.
"Mówiąc prostym językiem – kończył swój esej akademik Lew Ilicz Sołodowniczy, -
oddziaływanie magnetyczne jest jednym z objawów oddziaływania elektomagnetycznego z czego
wynika, że homobiegunowe końcówki magnesów nie mogą przestać się odpychać, dopóki
odpychają się jednoimienne ładunki elektryczne co jest zgodne z istniejącymi prawami fizyki.
Teoretycznie ładunki o tej samej nazwie mogą przestać się odpychać, ale tylko za Horyzontem
Zdarzeń wewnątrz Czarnej Dziury. Dla powstania Czarnej Dziury o średnicy wystarczającej dla
umieszczenia za Horyzontem Zdarzeń dwóch szkolnych magnesów konieczna jest wymiana
wyposażenia w nowosybirskim Zderzaczu Hadronów, na kwotę 4 mld dolarów.
Taki eksperyment byłby niezwykle ważny dla zrozumienia praw Wszechświata, ale nie jest
kompatybilny z ludzkością, gdyż parowanie Czarnej Dziury o tej średnicy będzie oczywiście niższe
niż jej wzrost wynikający z absorpcji materii otaczającej eksperyment."
Sędzia Karagajewa odłożyła akta, wyjęła białą chusteczkę i otarła pot z czoła.
- Zwracam uwagę sądu – dał się słyszeć głos Durcewej – że uczony także użył określenia,
proszę o wybaczenie wszystkich tu obecnych, - "końcówki homobiegunowe".
Sędzia Karagajewa wzięła w rękę młotek, podniosła go do góry i głęboko się zamyśliła. W sali
nastąpiła cisza, tylko słychać było trzaskanie migawek dziennikarskich aparatów.
- U mnie, znaczy się, mam kontrwniosek! - Naraz dał się słyszeć głos Michajłycza. Proponuję
zamocować na warsztacie obydwa magnesy, znaczy się na siłę je w imadle zacisnąć, żeby
się nie ruszały. A potem to już zrobić spoiny, znaczy się spawarką spaw położyć. I one te

11

magnesy na zawsze zostaną połączone – ani drgną! I tak już będzie na stałe: czerwony z
czerwonym i siwy z siwym.
- Gwałt i przymus to nie są nasze metody! - od razu zareagowała Durcewa.
- Korzystając z okazji, - naraz wolno powiedziała sędzia Karagajewa niskim smutnym tonem,
i w sali od razu zrobiło się cicho, - chciałam zapytać akademika, którego niestety tutaj nie
ma, czy to prawda że bransoleta z jałowca dobrze oczyszcza krew z toksyn... . - Długo
wpatrywała się w swój przegub, - ale teraz to już nie wiem czy to ma sens... .
Sędzia w zamyśleniu odłożyła młotek i nie walnąwszy nim w stół odłożyła go na bok. Otworzyła
akta z analizą eksperta, poruszyła ustami. Wyglądało na to, że żadnym sposobem nie może podjąć
decyzji. Sala zaszumiała i wszyscy od razu zagadali.
Nagle Karagajewa coś tam zobaczyła, ostro podkreśliła paznokciem i schwyciwszy znowu młotek
tak gwałtownie walnęła w stół jakby chciała utłuc uciekającego karalucha:
- Tu jest napisane "nie mogą przestać się odtrącać, zgodnie z obowiązującymi prawami".
Jasne? To wszystko, pozew odrzucony, posiedzenie zamknięte, wszyscy wolni.
- Protestuję! - podniósł rękę adwokat Durcewej. Nie ma takiego artykułu w istniejącym
prawie!
...ale już nikt go nie słuchał.

* * *

Dni poszły swoją zwykłą koleją, pojawiły się drobne problemy. Zaczęło się drugie półrocze, spadł
śnieg, geograficzka poszła na macierzyński, ma się rozumieć, że Wydział Oświaty ani nikogo nie
przysłał na zastępstwo ani nie przydzielił środków na to. Michajłycz zgodził się nauczać geografii.
Jurij Wasiliewicz przyszedł na jego pierwszą lekcję. Globus się obracał a Michajłycz zaczął tak:
- Tak czy inaczej, znaczy się, każdemu z nas przyjdzie położyć się do ziemi. Zanim jednak
to nastąpi dobrze by było, aby zapoznać się z tym jak ta ziemia jest zbudowana. Tego
właśnie dotyczy geografia... .
Jurij Wasiliewicz nie wytrzymał, przerwał lekcję i zaczął sam wykładać geografię.
Durcewa w szkole już się więcej nie pojawiła. Prasa jeszcze trochę poszumiała i zajęła się co
bardziej krzykliwymi wiadomościami. Stopniowo wszyscy o całej tej historii zapominali. Jednakże
pewnego ranka, gdzieś tam w okolicy drugiej lekcji do gabinetu Jurija Wasiliewicza ktoś nieśmiało
zapukał.
- Proszę wejść. - nakazał Jurij Wasiliewicz. Na progu pojawił się szóstoklasista Stiepa
Kuzniecow pseudonim Kuzia. Stiepa był młodzieńcem bystrym, uczył się nieźle i jeszcze
ani razu nie był wysłany do dyrektora.

12

- No i co tam żeś narobił? - zachmurzył się Jurij Wasiliewicz.
- Ja tylko tak zaszedłem. - zmieszał się Kuzia.
- Tak po prostu to się do gabinetu dyrektora nie przychodzi. A co ty taki przestraszony?
Opowiadaj.
- Panie dyrektorze, ja tylko chciałem jedną rzecz pokazać. Kuzia starannie podciągnął
koszulkę i wyciągnął z za pasa tablet.
Jurij Wasiliewicz z niedowierzaniem popatrzył na niego.
- A teraz – powiedział Kuzia, kopiąc coś w tablecie - teraz coś znajdę... .
- A co tam takiego? - Zdziwił się Jurij Wasiliewicz. Objaśnij mi swoimi słowami.
- Swoimi tego się nie da objaśnić, - odpowiedział Kuzia smutno i całkiem jak dorosły. - Ot,
proszę popatrzeć. Dopiero co opublikowane. Jak tylko to zobaczyłem, to od razu
poprosiłem o pozwolenie wyjścia do toalety i przybiegłem tu pokazać.
Nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Jurij Wasiliewicz wziął tablet w swoje ręce. Na ekranie była
najnowsza edycja codziennego wideobloga prezydenta Rosji. "O do licha, trzeba by w gabinecie
zmienić portret prezydenta", - i uruchomił wideo.
Prezydent wyglądał na stareńkiego i mocno posuniętego w latach. Siedział w bujanym fotelu skryty
za wielkim kraciastym kocem i przebierał palcami po jakimś tam tableciku, co chwilę do niego
zaglądał – ni to czytał jakieś tezy ni to grał w coś. Przy tym wszystkim jednak mówił równo, bez
zacinania się, chociaż jego głos drżał w charakterystyczny dla starców sposób:
- Dzisiaj, - mówił prezydent, - chciałbym podnieść nabrzmiałe pytanie o statusie magnesu na
terytorium Federacji Rosyjskiej. My jako – wielonarodowościowy kraj, przestrzegamy
tradycji tolerancyjności międzypłciowej, wielowyznaniowości i multikulturalizmu. Dzisiaj,
kiedy wychowanie w tolerancyjności ma swe oparcie w Konstytucji a różnice między
seksualną mniejszością i większością zostały ostatecznie zatarte z niedowierzaniem i troską
obserwujemy tak niepokojące fakty jak to, że na terytorium Rosji szkolne magnesy
demonstrują celowe odpychanie się homobiegunów. Podam przykład, - prezydent nagle
odłożył tablecik, wsunął rękę pod pled, i wyjął dwa magnesy:
- Niedawno ten przykład przysłali mi aktywiści z Ministerstwa Szkolnictwa.- Proszę
popatrzeć... .
- Skierował magnesy czerwonymi biegunami do siebie i próbował je ze soba połączyć.
Magnesy wymykały się, aż wydawało się, że ręce prezydenta drżą. - Tak oto dzisiaj
zachowują się homobieguny niektórych magnesów na terytorium naszego kraju. I to w tym
samym czasie, gdy te same, ale różnopłciowe bieguny łączą się ze sobą w demonstracyjny
sposób.
Obrócił do siebie magnesy i różnobiegunowe ze stukiem zatrzasnęły się w jego rękach tak, że aż
nawet on się wzdrygnął. Prezydent wykonał kilka prób, aby je rozdzielić ale i tak mu się to nie
udało. Wtedy też nagle je odłożył na bok i zajął się swoim tablecikiem.

13

- Taki stan obecnie utrzymuje się na terytorium naszego kraju, w takimże stanie obecnie
magnesy są wykładane dzieciom w szkołach, a wszelkiego rodzaju środki zapobiegawcze
okazują się nieefektywnymi, co wiąże się z nienadążającą bazą prawną. We wszystkich
cywilizowanych krajach na świecie istnieje mająca oparcie w prawie ogólnospołeczna
umowa, z której wyłączono wszelkie różnice między mężczyzną i kobietą, ojcem i matką,
większością i mniejszością, gdzie związki homoseksualne mają to samo przyciąganie co i
hetreseksualane. Jak to się stało, że prosty kawałek szkolnego żelaza w sposób publiczny
demonstruje oburzającą nietolerancję, jest przykładem bezwstydnej i bezprzykładnej
agresji, które wydawałoby się są wyrazem dawno minionej przeszłości? Jak to jest możliwe
i jak można sobie z tym poradzić? Uważam, że w tym kierunku należy i trzeba podjąć
działania. Dzisiaj byłem na posiedzeniu Instytutu Fizyki Jądrowej i Fizyki Cząsteczek gdzie
zostało zadane pytanie: Czy nasza rosyjska nauka gotowa jest zaprezentować wychowaniu
szkolnemu inne magnesy? Czy możliwym jest zmienić skandaliczne prowadzenie się
homobiegunowego magnesu, albo też zmienić jego działanie tak, aby nie zachowywał się
zbyt ostentacyjnie w obecności naszych dzieci? Odpowiedź na to pytanie się znalazła i to
odpowiedź pozytywna a na niezbędne sfinansowanie badań w najbliższym czasie zostaną
przydzielone środki...."
Jurij Wasiliewicz podniósł oczy na Stiepę.
- Nie znam fizyki jądrowej, - powiedział Stiepa, - ale w Internecie piszą, że to koniec. I ja się
boję.
- Nie bój się Stiepa, - powiedział Jurij Wasiliewicz. - Uczeni nie są durniami, oni wiedzą co
robią. Po prostu przyślą nam do szkoły inne magnesy, bardziej poprawne politycznie.

* * *

Dwa dni potem do gabinetu Jurija Wasiliewicza wparował dość wysoki, prawdziwie łysy staruszek
w zamszowym garniturze.
- A co pan tutaj tak siedzi? - od drzwi już napadł na Jurija Wasiliewicza. - I co, będzie pan tak
tu sobie spokojnie siedział? To pan nawarzył tego piwa, to proszę je teraz wypić!
- Sekundę, a pan to kto? - w zaskoczeniu zapytał Jurij Wasiliewicz.
- Przyleciałem z Zurychu spojrzeć panu w oczy, - wrzeszczał staruszek z drgającą brodą,
pryskając dookoła śliną. - mam siedemdziesiąt trzy lata i swoje już przeżyłem, ale tu u pana
dookoła dzieci. To powinno się panu kojarzyć z odpowiedzialnością. I co pan tak siedzi z
założonymi rękoma?
- Proszę poczekać... - domyślił się Jurij Wasiliewicz, - pan to akademik Sołowniczy, dyrektor
Instytutu Fizyki? Dzień dobry panie kolego!
- Kolega?! - zmartwił się starzec, - Nie jestem dla pana żadnym kolegą!
- Miałem na myśli tylko to, że i ja jestem dyrektorem jako i pan nim jest, - uszczegółowił
Jurij Wasiliewicz.

14

- A czy ja jestem dyrektorem? - starzec w poruszeniu aż klasnął w ręce. - Nie mój drogi, ja
nie jestem dyrektorem. Ja byłem dyrektorem! I to było jeszcze trzy dni temu. Zostałem
zwolniony! A wie pan przez kogo? Przez pana i pańskie przeklęte magnesy! Teraz
dyrektorem Instytutu Fizyki Jądrowej i Fizyki Cząsteczek jest Tarasiuk.Czy pan zna takiego
fizyka – Tarasiuka!?
- Prawdę mówiąc, to nie, - nerwowo odpowiedział Jurij Wasiliewicz.
- I ja nie znam! I nikt nie zna! Nie ma na świecie takiego fizyka jak Tarasiuk! - Akademik
chodził po gabinecie dużymi krokami i wymachiwał rękoma. - On jest nikim! Urzędnik!
Administrator! On nie wie co robi! To właśnie jego awansowali!
Jurij Wasiliewicz starannie podsunął gościowi krzesło.
- Proszę usiąść, ale niestety zapomniałem pańskiego imienia... .
- Lew Ilicz.
- Tak, panie Lwie Iliczu, proszę sobie usiąść i się uspokoić, może pan chce kawy?
- Tak, i z mlekiem! - zażyczył sobie Lew Ilicz tonem nie dopuszczającym sprzeciwu.
Jurij Wasiliewicz zaparzył gościowi herbatę i położył na talerzyku dwie porcje śmietanki, a sam
usiadł naprzeciw i delikatnie zaczął.
- Lwie Iliczu, proszę się nie obrażać, ale pan mówi o czymś co jest panu dobrze znane, ale
czego nie wszyscy rozumieją. Czy może mi pan opowiedzieć powoli o tym co się stało?
- A pan to niczego nie wie i nowości nie ogląda? - jadowicie zapytał się akademik wlewając
śmietankę do herbaty. - Prezydent przyznał cztery miliardy dolarów na przeprowadzenie
eksperymentu mającego na celu stworzenie Czarnej Dziury. I to przez pańskie magnesy!
- Proszę wybaczyć, ale czytałem pańskie opracowanie, a tam sam pan proponował, aby
przydzielić na ten cel takie właśnie pieniądze.
- Ja prosiłem o nie tylko teoretycznie! - zakrzyknął akademik. - Jeśli pan czytał moje
opracowanie to tam było, że na ziemi tego nie wolno robić! W najlepszym wypadku to jest
koniec naszej planety! ...a w najgorszym to koniec całego systemu słonecznego!
- Nie widzę tu specjalnej różnicy. - powiedział Jurij Wasiliewicz i zacisnął dłonie mocno je
masując. - No to trzeba powiedzieć prezydentowi, że nie jest pan gotowy przeprowadzić tak
niebezpieczny eksperyment!
- Jakiż pan mądry, na pewno pan jest fizykiem! - jadowicie powiedział Lew Ilicz i jednym
łykiem wlał w siebie zawartość szklanki. - Ja tak właśnie powiedziałem prezydentowi! I
gdzie ja teraz jestem? Ja jestem zwolniony! A na moje miejsce postawiono jakiegoś tam
Tarasiuka! Tego samego, który za moje cztery miliardy dolarów zmieni oprzyrządowanie
nowosybirskiego Zderzacza i stworzy Czarną Dziurę wielkości magnesu! Dlatego, że on
jest idiotą! Kretyn!
- To proszę mu to wyjaśnić, w końcu pan jest naukowcem!
Starzec zaśmiał się gorzko.

15

- Jak akademik może przekonać idiotę – urzędnika, który tylko co zasiadł na grancie za cztery
miliardy? A on to co, odwróci się od tego grantu? Za takie pieniądze to napiszą mu sto
opracowań z których jasno wyniknie, że eksperyment jest bezpieczny, ważne tylko aby go
przeprowadzić! Ta maszyna idiotyzmów jest autonomiczna! Ona ma łączność w dwie
strony! Ona jest w stanie sama siebie wyżywić! - akademik Sołodowniczy znowu zerwał się
na równe nogi i zaczął biegać po gabinecie.
Jurij Wasiliewicz także wstał.
- No tak, ale czego pan chce ode mnie? Co ja mogę zrobić?
- Pan? - starzec zamarł i obrócił się twarzą. - To pan tego piwa nawarzył i teraz proszę go
wypić.
- Niemniej jednak to pan napisał w opracowaniu, że magnes zmienić można!
- Ja to przynajmniej coś robię! - zagrzmiał Lew Ilicz. - Ja nie siedzę z założonymi rękoma.
- To co pan mi zaleca?
Akademik znużony opuścił się na krzeslo i nieładnie się zgarbił.
- Nie wiem, - pokręcił swoją ogromną łysą głową pokrytą ciemnymi starczymi plamami. -
Proszę zrobić cokolwiek! Proszę pisać petycje! Proszę dzwonić do recepcji naszego
prezydenta. Proszę wyprowadzić swoje dzieci na demonstrację! - Starzec wstrzymał
oddech. - A portret to ma pan nie na bieżąco, proszę go wymienić.
- Co? A po co? Przecież po reelekcji będzie ten sam! - zażartował sobie Jurij Wasilewicz.
- Nie doczeka pan! - Pogroził palcem akademik. - Mając taki grant wymiana
oprzyrządowania Zderzacza zajmie miesiąc. Wszystko wskazuje na to, że pan nie doczeka!

* * *

Zebrano wszystkie klasy na apel. Uczniowie narysowali plakaty „Zatrzymać katastrofę!”, „My
chcemy żyć”, „Żądamy spotkania z prezydentem”. O mityngu powiadomiono wcześniej w
Internecie, zebrało się mnóstwo dziennikarzy i gapiów. Szkoła ubrawszy się ciepło wyszła na Plac
Czerwony. W mroźnym powietrzu rozwinięto plakaty. Lew Ilicz był jak zwykle wesoły i
energiczny, o czymś tam ożywiony z fizyczką Marinoczką rozmawiał. Całym przedsięwzięciem
zarządzał wuefista Walerij, a pomagał mu Michajłycz. Przyszedł nawet w kapeluszu stareńki
nauczyciel literatury, który ku swojej wielkiej uldze już dawno został zwolniony z lekcji
tolerancyjności, które teraz prowadził Michajłycz.
Mityng potrwał całkiem niedługo – wszystkiego pięć minut. Po tym czasie na Plac Czerwony
zajechały dwa nowiutkie autobusy na poduszce powietrznej i wszystkich szybciutko zapakowali do
środka i uwieźli.
- No, ale chociaż popróbowaliśmy, - powiedział Jurij Wasilewicz sam do siebie.

16

Jednak autobusy wcale nie pojechały na posterunek policji. Zrobiły wielkie koło i zajechały prosto
pod wrota Kremla.
W kabinie pojawił się rosły policjant.
- Dziesięciu ludzi na spotkanie z prezydentem – przygotować się do wyjścia! -
zakomenderował. - Pozostali czekają w autobusie. Broń, baloniki, tabletki, nakrycia
stołowe, wszystko co metalowe – wyłożyć.
- Zadziałało! - głośno powiedział Lew Ilicz i rzucił się jako pierwszy do wyjścia.
Po półgodzinnym przeszukaniu i instruktażu delegacja składająca się z dziesięciu ludzi – w
towarzystwie ochrony – szła po purpurowym kremlowskim dywanie do gabinetu prezydenta. Na
początku kroczyl Jurij Wasiliewicz, trzymając za rękę maleńkiego poważnego Stiepę. Za nimi szła
Marinoczka, którą ceremonialnie trzymał pod mankiet Lew Ilicz. Za nimi szło pięcioro
pierwszoklasistów o możliwie najbardziej wzruszającym wyglądzie. Całą procesję zamykał
Michajłycz, który tak uporczywie napraszał się na pójście, że Jurij Wiasiliewicz nie miał serca mu
odmówić.
Prezydent wyglądał dokładnie tak jak na swoich wideokonferencjach – malutki, zmęczony, siedział
w swoim fotelu bujanym okryty kracistym pledem i ściskał w rękach swój tablecik. Z boku od
niego, na długiej skórzanej kanapie rzędem siedzieli: Durcewa, sekretarz Grisza i Barkała.
- No i spotkaliśmy się. - powiedziała Durcewa.
Prezydent podniósł wzrok i przez pewien czas przypatrywał się nowoprzybyłym.
- Dzień dobry towarzysze, - powiedział na koniec. Zebraliśmy się tutaj, aby odbyć
konstruktywny dialog. Jeśli dobrze zrozumiałem to występujecie przeciw eksperymentowi
który miałyby przeorientować magnes?
Lew Ilicz stanowczo wystąpił do przodu.
- Proszę mnie posluchać, mam siedemdzisiąt trzy lata... . - zabębnił.
- ...ale w pedagogice jest pan nikim! - oświadczyła Durcewa.
- ...no, ale ja – podsumowal prezydent –pańskie zdanie panie uczony już usłyszałem.
Niemniej jednak pańscy koledzy przygotowali mi opracowanie, z którego jasno wynika, że
eksperyment jest bezpieczny a pan się myli. Dzisiaj chciałbym usłyszeć o wiele ważniejsze
zdanie od kogoś innego.
Nagle do przodu wystąpił Stiepa.
- Dziadku prezydencie, powiedział – jestem jeszcze dzieckiem, ale ja się boję. Nazywam się
Stiepa i ja proszę w imieniu wszystkich dzieci – proszę porzucić ten eksperyment!
- Proszę zwrócić uwagę – oświadczyła Durcewa, - jak odważnie manipuluje się dziećmi!

17

- Twoje zdanie młodzieńcze brzmi aż nazbyt przekonywująco, - odpowiedział prezydent
pomyślawszy chwilę, - ale fachowcy uznali, że eksperyment jest bezpieczny.
Teraz wystąpiła Marinoczka.
- Jako nauczyciel fizyki obiecuję, - gorąco zaczęła, - uczyć o magnesach ze wszystkimi
koniecznymi objaśnieniami i nawet wprost przeciwnie, pokazywać na ich przykładzie... .
- To kłamstwo! - przerwała jej Durcewa. - Dopóki magnes będzie demonstrować
homonietolerancję jego zły przykład ciągle będzie prezentowany oczom dzieci!
- Tak, - powiedział prezydent, - ten problem można i trzeba rozwiązać we Federacji
Rosyjskiej. Jestem przekonany, że w wyniki naszych doświadczeń uzbroją się też inne
kraje. Czy to są wszystkie wasze argumenty?
Prezydent zatrzymał wzrok na Juriju Wasiliewiczu.
Jurij Wasiliewicz poczuł, że to jest decydujący moment i że powienien coś tam powiedzieć.
Zrozumiał, że to obowiązkowo muszą być jakieś wiarygodne słowa. Ale nie mógł ich znaleźć, a w
głowie miał absolutną pustkę.
I w tym momecie dał się słyszeć głos Michajłycza.
- A my, znaczy się w szkole, przeprowadziliśmy swój eksperyment za o wiele mniejsze
pieniądze.
Michajłycz wyszedł do przodu i nagle zdjął z nogi but i zaczął tam z niego wyciągać jakieś
drobiazgi.
Ochrona stojąca przy drzwiach, aż się naprężyła.
- Nic strasznego, - opędził się Michajłycz. - To magnesy. Ja je, znaczy się, specjalnie w buty
schowałem kiedy nas przeszukiwali. My, znaczy się, dwa magnesy w szkolnych
warsztatach piłką do metalu równiutko podzieliliśmy na pół. I proszę zobaczyć teraz sami.
Był jeden a teraz są dwa – czerwony i siwy. I proszę teraz już czerwony z czerwonym klik!
I teraz się łączą. I siwy z siwym też!
Michajłycz podał parę czerwonych magnesów prezydentowi, a Durcewej drugą parę siwych.
- Wydatki na eksperyment kosztowały nas jeden nowy brzeszczot.
Prezydent w zdumieniu starannie oglądał dwie sztabki pomalowanego na czerwono metalu ciasno
przylegające jeden do drugiego.
- Nie rozumiem! - zakrzyknęła Durcewa w zdumieniu. - Znaczy się można? Znaczy się
istnieje takie prawo w przyrodzie, żeby jednakowe się przyciągały?

18

Akademik Lew Sołodowniczy wystąpił do przodu i otworzył usta, ale Michajłycz ostrzegająco
podniósł rękę.
- Obejdzie się, - powiedział ostro, - sam objaśniaj swoje eksperymenty. A ja znaczy się, swój
eksperyment objaśnię sam. Cały szkopuł polega na tym, - zwrócił się do prezydenta, - że
czerwony i siwy, znaczy się już były połączone w jednej sztabce. A trzeci był im
niepotrzebny i stąd odrzucali go! I jest to ich sprawa prywatna, czyż nie? A kiedy ich
brzeszczotem rozdzielić, to one znaczy się znowu są gotowi do pary dążyć, a choćby i
czerwony z czerwonym czy siwy z siwym. I wszystko jest jak w Konstytucji.
Prezydent podniósł oczy. W jego zmęczonym wzroku teraz płonęła niczym niezmącona radość.
- Cudowne objaśnienie, wspaniały eksperyment! - zakrzyknął. A pan to z wykształcenia
fizyk?
- A nie, ja z wykształcenia jestem ślusarz, - przyznał się Michajłycz.
- I nigdy nie pracował pan na polu fizyki?
- Nie, - Michajłycz pokręcił przecząco głową. - Całe życie pracowałem jako stróż na
cmentarzu. Ale jak poszedłem na emeryturę, to żeby bez pożytku nie siedzieć znalazłem,
znaczy się, odszukałem w sobie talent pedagogiczny i do szkoły poszedłem. I tak dzieciaki
uczę zajęć ślusarskich, znaczy się, żelazo piłujemy, malujemy i spawamy – wytwarzamy
ogrodzenia.
- Ależ ma pan nie tylko talent pedagogiczny! Pan ma talent uczonego! Jest pan znakomitym
fizykiem Rosyjskiej Federacji! - uroczyście ogłosił prezydent. - Czy jest pan gotowy zostać
dyrektorem Instytutu Fizyki Jądrowej i Fizyki Cząsteczek?
Michajłycz zmieszał się i obejrzał się najpierw na Jurija Wasiliewicza, a potem na Sołodowniczego.
- Szybko się zgłaszaj, - przez zęby, ale wyraźnie zasyczał Sołodowniczy. - Szybko!
- A czemu by nie, to dobra robota, - kiwnął potakująco Michajłycz. - Zgadzam się, byle bym
miał kumatego zastępcę!
- No i proszę zobaczyć, - zwrócił się prezydent do Durcewej. - oto jak niezwykle złożone
procesy rozwiązuje się konstruktywnie w Rosyjskiej Federacji! Wszystkim dziękuję!
- Barkała! - gardłowo zakrzyknął człowiek z papachą na głowie i także się uśmiechnął
pokazując równe białe zęby.

Listopad 2011, Moskwa
Tłumaczenie: Obserwator Toruński

Brak komentarzy:

Podziel się