poniedziałek, 21 maja 2012

Autostrada kajakowa (905)

Ćwiczenie.
Proszę wziąć sobie rzekę. Powyginać ją w nieskończone meandry zapraszam. Po brzegach krzaki a w poprzek konary trzeba byle gdzie rozmieścić.

A potem należy autobusami nawieść turystów i onych posadzić do tych kajaków. I teraz - w tych kajakach - proszę puścić na wodę te parę tysięcy ludzi. NARAZ. ...i koniecznie jednego za drugim!


Na tej rzece przyroda jest tak ogłupiała, że kaczki to nawet niemieckich emerytów się nie boją, którzy spławiani są tratwami siłą flisaków (nie wiadomo dlaczego) pod prąd... .

A na Krutyni tej wszystko jest na widoku! Luźno demonstruje się szlachetne zainteresowania, mocne przekonania i inne hobby.



Nawet kaczor na krzywych łapach dostosował się do tej atmosfery i mimo błyskania mu po dziobie fleszami (barbarzyństwo w biały dzień!) dzielnie - od rana do wieczora - prezentuje swój niebywały tors... .

Tu się nawet nie można zmęczyć! Gdy nadarza się przepust przy młynie to gromadka wesołych localsów z radością przewozi kajak poniżej mostu.

Z usługi tej należy obowiązkowo skorzystać (sic!), a na drobną opłatę za nią grosza proszę nie żałować!
- Sądząc po okolicznościach niektórym tam jest naprawdę biednie.

A niektórym NIE! Na tej rzecznej przyrodzie sporo obrotnych zarabia intensywnie. Co 36,5 m (czyli praktycznie za każdym zakrętem) jest hotelowiec, bar, przystań czy inna marina kajakowa z pełnym wyżywieniem, wiktem i opierunkiem.

Nad tak skomercjalizowaną jak u "Konopielki" rzeką stada mieszczuchów głośno się zachwycają.


Można więc usłyszeć ochy i achy nad tym jak to ptaki wdzięcznie zajmują się prezentowaniem swej urody a krowy w oczekiwaniu przerobienia ich na befsztyki póki co płuczą swe wdzięki.
- Tak proszę mieszczan! Z tych krów też będzie jedzenie... .



W celach komercyjnych gniazda łabędzie prowokacyjnie rozmieszczono co 112 metrów! A każde centralnie na samym środku rzeki.

Żeby pogłębić efekt - a przecież tylko dla picu, pucu i glancu - Pan Łabędź wszczyna głośne awantury z turystami, że niby on gniazda pilnuje udając, że odgania wiosłowatych.

I siedzi sobie na jajkach taka bezwstydna samica i publicznie obnosi się ze swoim szczęściem.

Ten widok był tak wielokrotnie a ostentacyjne powtarzany, że na początku omylnie myślałem, że one - te łabędzice - ze styropianu ku uciesze turystów są.

Dopływając do mety pomyślałem sobie następująco. Jak tylko rękę lada jak wykuruję, to czym prędzej na naszą nieuczęszczaną Drwęcę po odtrutkę popłynę.

Informację tą przekazuję w najwyższym zaufaniu! Proszę o tej ciszy i nieuczęszczaniu na Drwęcy plotek nie szerzyć. Jeszcze mi się jaka komercja na dostępnych wodach zalęgnie!


...bo: CICHO MA BYĆ!

Podziel się