piątek, 28 października 2016

Londyn - 01/07 - Prowincjusz w wielkim mieście (1699)














Prowincjusz był w wielkim mieście: City of London.
- Się działo!






















The Gherkin czyli Ogórek. 41 pięter obłożonych szkłem.
- Tak, nie chce się wierzyć, ale tutaj kiedyś też rosły drzewa.
Dzisiaj to są dzieła sztuki absolutnie nowoczesnej.






















Nie było możliwości przejmować się ponurą pogodą tyle nowych
miejsc chciało się oglądać. No i jak na prowincjusza przystało 
było co raz głowy zadzieranie.
- Niecodziennie bywa się w mieście 3 x większym od Warszawy.






















Brutalna techniczność architektury niekiedy porażała... .
- Nie, u nas takich budowli nie mamy. 






















I wreszcie coś w ludzkiej skali. Mnóstwo sklepików, kafejek,
restauracji czy pubów w atmosferze prawie wiktoriańskiej. Pracując
dla banku, telewizji czy firmy ubezpieczeniowej (także tych o zasięgu
globalnym)
tutaj zagląda się na jedzonko w porze lunchu.























A te posiłkowe przybytki oszałamiają możliwością wyboru.
Gdyby nie doświadczona przewodniczka po tutejszym życiu
to pewnie bałbym się nawet wejść do któregoś z tych sanktuariów.
















Wszystko w nich jest oki, ino nic nie jest znajome. No niby takie samo
jak u nas a jednak inne. Proszę nie pytać mnie o czym była ta potrawa
z wydźwiękiem mięsno - warzywnym.
















Jakby co to jedzenia pałeczkami osobom  niedoświadczonym
nie polecam. Nie to, żeby personel chichotał patrząc na nieporadność
w posługiwaniu się patykami, ale... za dużo jedzenia lądowało
obok. Obok ust, miseczki, stołu.
















Patrząc na tą mieszaninę nowoczesności i historii niczego wyspiarzom
nie zazdrościłem oprócz takiej zieleni. Gdyż - ach gdybyż! - nasze gołe
ekrany akustyczne na średnicówce obsadzić czymś takim!

U nich się da, a u nas za powstanie takich gołych ekranów - nie zazielenionych
od samego początku
- nawet nikogo nie posadzili. A szkoda, chociaż ekranom
należnej im i nam zieleniny od tego by nie przybyło.
...ale sprawiedliwości by się stało zadość!






















Budyneczek powyżej to Walkie - Talki ze swoim słynnym Sky-Garden,
którego  nie odwiedzono. Te szybkobieżne windy są takie... .

Swego czasu uznano go za najgorszy budynek w Londynie
i nie tylko za swą wątpliwą urodę tytuł ten został mu przyznany.

Jest on także niebezpieczny obiekt ten. Wygiętą powierzchnią oślepia
kierowców promieniami słonecznymi. W necie można zobaczyć także
eksperyment jak reporter smaży jajecznicę w promieniach odbitych od fasady.
- Nie tylko w naszem miasteczku zalicza się wpadki architektoniczne.

U nas na Trasie Średnicowej zbudowano za potężne pieniądze
kładkę dla pieszych z której dziennie korzysta 3,75 osoby + 0,234
zwierzaka. Dane własne wyssane z palca, ale pewnie nieodbiegające
od obiektywnej rzeczywistości.






















Państwo pozwolą, że przedstawię; to coś powyżej to nie banokmat,
to nawet nie wrzutomat do gotówki a kosz na śmieci, taki zwykły kosz.
Na śmieci.
- Że też złomiarze im nie ukradną tego ;-)

Pewnie takie cudo ma w środku GPS, pocztę pneumatyczną, wagę oraz
internetowe łącze, nie wspominając o wykrywaczu materiałów wybuchowych... .
W końcu to jest City of London!
- Mają kogo/co chronić, mają się kogo/czego bać.






















Monument uwiecznia któryś z trzech wielkich pożarów Londynu,
które to kataklizmy niszczyły miasto przyczyniając się do
jego obecnego kształtu.

Po każdym z nich powstawały szersze ulice i wspanialsze budowle
zapewniające coraz dostatniejszemu społeczeństwu możliwość
stawiania kolejnych symboli sukcesu.
- Tak wiem, na plecach kogo powstawało Imperium Brytyjskie.

Poniżej The Shard mający 72 kondygnacje czyli najwyższy budynek
w Unii Europejskiej.

Niedługo takim będzie: w mieście Warszawa wydano już warunki
zabudowy dla wieżowca o 310 m wysokości... .























Londonersi - tak jak ludzie i u nas - mają po dwie nogi, dwie ręce i po
jednej głowie. Tam jest tylko jakby bardziej normalnie, chociaż
jak dla mnie niekiedy dziko egzotycznie.
- Kiedyś udowodnię tę tezę.
















Jeśli coś mnie zdziwiło - a przecież nie powinno - to naocznie
zobaczone kontrasty. ...ale poza tym było w porzo. Może mój
poprzedni - dziewięciomiesięczny pobyt - tak mnie zahartował?

I jeszcze o szoku związanym z lotem. Latało się już tu i ówdzie
ale jakoś nadal nie mam przekonania, do tego środka transportu.
- Najbardziej pomaga słuchanie audiobooka.
Polecam.






















PS. Dzisiejsza notka sponsorowana jest przez literkę "L" jak:
Londyn lub London, lewe interesy, lewy do prawego i prowincjusz.
A dlaczego ten ostatni skoro jest onże na "p"?!
- Dlatego.

Podziel się