wtorek, 17 maja 2022

Dzień 08: Lubań: 2,5 km (2252)


W nocy słabo spałem. Po obudzeniu się o 1:30 już do samego rana nie zmrużyłem oka, niemniej jednak zgodnie z planem rozpocząłem dzień. Poranną owsiankową paszę rozcieńczyłem zimną wodą, bo nie umiałem włączyć palnika na kuchence. Niemniej jednak wchłonąłem ją chociaż z z umiarkowanym entuzjazmem. 

O 6:30 p.Rafał rozpoczął staranny przegląd roweru. Moje przypuszczenia co do jego profesjonalizmu potwierdziły się w całej rozciągłości. Okazało się że jest prawdziwym pasjonatem rowerów, sam ma ich 3 i to na kevlarowych ramach. Natomiast sposób w jaki serwisował mojego "Motyla" zostawił na mnie niezatarte wrażenie. 

Najpierw długo patrzył na dwukołowca, potem obchodził go w koło i przyglądał mu się uważnie. Następnie kolejno a starannie dotykał każdy element, węzeł, część... . W końcu po rozłożeniu narzędzi sprawnie i w mig wyregulował i poustawiał wszystko co trzeba! Także poczyścił i nasmarował, tu napiął a tam popuścił i... już! Zrobione.
- Mam wrażenie, że z taką czułością do swojej pracy podchodzić musi wirtuoz strojący swój fortepian! 

W ten sposób przygotowany wyruszyłem w Drogę. Z pochmurnego nieba nagle spadł deszcz. Kłopotu z tym żadnego nie było, bo akurat odwiedzałem kościół św. Jakuba w Lubaniu ciesząc się z otrzymanej pieczątki do Paszportu Pielgrzyma.

Nagle tuż przed wyjazdem z Lubania ZROBIŁEM SIĘ STARY! Zrobiłem się ZA STARY aby dalej jechać! MOC SIĘ ODŁĄCZYŁA. Było absolutną niemożliwością żebym ujechał nawet 100 metrów. W pełnym deszczu schowany pod jakimś balkonem usiłowałem znaleźć wyjście z beznadziejnej  sytuacji, nic nie rozumiejąc z tego co się stało. Potem jeszcze jakiś krótki czas snułem się po przedmieściach Lubania nie mogąc podjąć decyzji. A deszcz padał, padał i padał.
- Jakimś tam tytanicznym wysiłkiem znaleziony pensjonat dał mi schronienie. Tam ostatkiem sił było tylko przebrać się w suche i spać, spać i spać!

Po jakimś czasie obudziłem się mając tylko tyle energii aby pójść na obiad. Przy okazji odwiedziłem Biedrę i bankomat. Rozmowa z domem nieco pomogła, chociaż nadal nie mogłem poradzić sobie z tym, że zawiodłem. I nadal radzę sobie z tym słabo. Tak wielu ludzi mi zaufało, tak wielu wierzyło we mnie a ja nagle zrobiłem się za stary, za słaby, za mało wytrwały na samotne dotarcie do Santiago… .

O tym jaki to był dzień świadczy także zrzut ekranu z Google Maps, bo zapomniałem przy wyjeździe włączyć Locus'a. 



Podziel się