czwartek, 6 sierpnia 2020

Południowa Droga Jakubowa - Dzień 03_LEDNICA - GŁUSZYNA-POZNAŃ_90 km (2174)

Noc była porządnie wyspana gdy obudziłem się już o 4:30. Słoneczko zapowiadało, że będzie ładny dzień. Ucieszyłem się, że namiot szybko wyschnie z porannej rosy.



Zapowiadało się, że będzie można tego dnia szybciej wyruszyć w Drogę. Nic z tego nie wyszło, bo słoneczko wstawało leniwie i z ociąganiem. Wyruszyliśmy o 9:00.


Zanim skierowaliśmy się na Poznań był jeszcze objazd rozległych Pól Lednickich i znajdującej się tam infrastruktury.



Przejazd dzisiaj był mieszany. Kiepskie, pełne piasku leśne drogi. Do tego polne szutry i błota. Niemniej jednak trzeba sprawiedliwie dodać, że zdarzały się też całkiem długie odcinki chodników i dróg rowerowych.


Z całej tej trasy został mi także w pamięci drewniany kościół w Kiszkowie. Ksiądz proboszcz podbijający nam "Paszporty"  zaprosił nas do obejrzenia świątyni.

I wtedy wyszło na jaw, że to czym dla nas mieszkańców Ziemi Chełmińskiej są liczne i  (najczęściej) XIV wieczne czerwono murowane kościółki tym dla Wielkopolski są kościółki drewniane.
- Ponoć Wielkopolanie mają ich około 250.

MUROWANA GOŚLINA już przy planowaniu Drogi zaskoczyła mnie!

Nie wiem dlaczego, ale ta nazwa zawsze kojarzyła mi się z jakąś podgórską miejscowością... . Może dlatego, że kiedyś tam wbijano mi do głowy, że w murowanej piwnicy... .


Teraz już kojarzy mi się prawidłowo: z odpoczynkiem, z Poznańskiem i wyjątkowo smaczną wątróbką!

Na długo przed Poznaniem w okolicach Swarzędza zaczął się koszmar z gubieniem śladu GPS. Zamulony Gugiel pokazywał coraz to inne, a niekiedy przeciwne kierunki. Okazało się, że ma utrudnione prowadzenie wtedy gdy jedzie się na rowerze a kiepskimi drogami. Kierownica wtedy macha w prawo i lewo a skutkiem tego onże przewodnik traci kontakt z rzeczywistością.

Przejazd przez Poznań w poszukiwaniu Głuszyny okazał się wcale nie mniejszą katorgą! Plątanina ulic straszących potokiem agresywnych pojazdów, brak ścieżek rowerowych i ogólna nieprzyjazność rowerzystom: oto dlaczego bicykliści powinni omijać to powszechnie podziwiane za coś tam coś tam miasto! Pomogło dopiero ustawienie Googla w kierunku na Żabno, czyli następną do przejechania miejscowość za Głuszynem.

Na chwilę, prądu jeszcze miałem więc można było jeszcze jechać i jechać! ...ale sił fizycznych to już było brak.  Dopiero na progu u księdza (kiedy otrzymaliśmy pieczątki) gdy poprosiłem o nocleg to zorientowałem się jak mało mam tych sił.

Pisząc te słowa zdałem sobie sprawę, że do Głuszyny to dojechano już tylko na samej adrenalinie. Z Piotrem też musiało być nie lepiej, bo ksiądz widząc dwóch zmordowanych tułaczy próbował nam intensywnie pomóc.

Wskazał nam nieodległe schronisko, a nawet tam zadzwonił. Gdy okazało się, że przenocowanie nas tam nie jest możliwe po prostu zaprosił nas do siebie.

Zrobił to tym chętniej, że jak zawsze zadeklarowano  (i słowa dotrzymano!) korzystanie tylko z łóżek, prysznica i prądu, bez sprawiania kłopotu użytkowaniem pościeli czy ręczników.

Naprawdę nie przeszkadzało nam, to że ktoś (chwilowo nieobecny) ten pokój zamieszkuje. Po raz kolejny więc trafiliśmy do prawdziwego raju! Każdy z nas miał po pokoju, była salka jadalna, na antresoli znajdowała się łazienka ze wspaniałą gorącą wodą!

Po tak wyczerpującym dniu (było ciepło, były górki, był czołowy wiatr) zjedzono kolację opartą jak zawsze na własnych zapasach. Pilnując niezależności (Każdy z nas ma być samodzielny tak mocno jak się da) coś tam jedzeniowego jednak wymieniliśmy ze sobą.

Oczywiście starannie pilnujemy, aby wymiana barterowa była sprawiedliwa co do kromki / ciasteczka, do granic absurdu, do ostatniego okruszka. Żaden z nas nie chce mieć długów wdzięczności wobec współtowarzysza :-)

Mimo, że było dopiero około 9-tej wieczorem przyznano sobie prawo do natychmiastowego, a zasłużonego odpoczynku.


Brak komentarzy:

Podziel się