sobota, 13 kwietnia 2019

Obciach akademicki (2062)

Kiedy czuję się zgrzybiały a pogoda na rower jest nieodpowiednia to pływam. Taką aktywność uznaję za szlachetny i zdrowy sposób spędzania czasu.

Spośród wielu pływalni w Toruniu najczęściej odwiedza się:

a) Mini Aqua - Park na ul. Hallera.
Lekko trącący myszką poziom obiektu i wrzaskliwość dzieciaków z pobliskiej szkoły odwiedzającej ten basen niestety nie jest w stanie zniwelować swoim świetnym serwisem  p r z e m i ł y  personel.

Mimo wskazanych niedogodności od czasu do czasu tam się bywa, bo przyjemnie jest być wśród przyjaciół. Nie, nie mam tam znajomych, tam po prostu jest taka życzliwa atmosfera.

b) Centrum Sportu i Rekreacji OLENDER w Małej Nieszawce: śliczne dziewczyny na wejściu zawsze mają dobre słowo dla Starszego Pana i nie tylko. Godne uwagi natomiast jest zaangażowanie i wysokie standardy pracy ratowników.
- To jest widoczne, że oni są w pracy i czują się za nią odpowiedzialni! 

O tym jak wysoki poziom prezentuje ten obiekt świadczy fakt, że odwiedzają go autokarowe wycieczki z nieco oddalonego przecież Inowrocławia (sic!). Dla mnie to doskonałe wrażenie osłabione jest przez sporą odległość od domu. Niemniej jednak i tu się również bywa z przyjemnością. I nie tylko dlatego, że cały personel tam wie co to jest "Dzień Dobry"... .

c) Akademickie Centrum Sportowe przy ul. św. Józefa. Tu jest... inaczej i nie można tej inności zbyć paroma tylko zdaniami.

Po pierwsze sam obiekt: pięknie i funkcjonalnie zaprojektowany, wspaniale napełniony światłem przyciąga i zachwyca w takim samym stopniu jak przyległy spory parking. No i blisko mi do niego, najbliżej ze wszystkich. Przyciąga mnie do ACS także posiadana Karta Absolwenta co ma znaczenie gdy w zimie i po trzy razy w tygodniu pływam.
- No i niestety na tym kończą się plusy tam bywania.

To, że recepcja basenowa nie wydaje kwitków (czasem leży dyżurny!) to jest sprawa dla Urzędu Skarbowego i fakt ten mnie nie grzeje. Natomiast wydawanie opasek kolejnymi numerami - powoduje, że podczas przebierania się przy niektórych szafkach kłębi się tłum zbity gęsto podczas gdy pozostała część rozległej sali jest pusta... .

Nieśmiało sugeruję, aby dokonać drobnych zmian w oprogramowaniu które by podpowiadało jak równomiernie rozkładać ruch na sali do przebierań. Dla mnie jednak to jest tylko kolejny drobny dyskomfort wywołany... czymś tam :-)

Gorzej ma się sprawa z samym pobytem na pływalni. Po pierwsze muzyka. To jest chyba jedyny sportowy basen na świecie :-) gdzie standardem jest (prawie) stale i zawsze grana, agresywna (niekiedy) muzyczka. I wcale nie chodzi o to, że zamiast Beethovena, Bacha czy Chopina promuje się tam obciachowe disco polo, techno czy reggae... . A serwuje się i takie gatunki muzyczne!

W sprawie nagminnie odtwarzanej muzyczki zwracałem się do Panów Ratowników kilkakrotnie w przeciągu ostatniego roku. Reakcja jest zwykle standardowa: podważenie zasadności mojej prośby, argumentowane, że przecież inni nie protestują, a nie po to się wykupiło licencję na odtwarzanie muzyki, żeby teraz z niej nie korzystać. Z tej licencji i muzyki znaczy się... .

W tym miejscu nieśmiało zauważam, że muzyka na pływalni właściwa jest dla obiektów o ściśle rekreacyjnym charakterze (np. park wodny) lub podczas imprez masowych o charakterze rozrywkowym (festyny, zawody rodzinne) Używana jest dla podkreślenia nastroju zabawy i relaksu.

Na obiekcie sportowym – moim zdaniem - winna się pojawiać sporadycznie i to w ściśle określonych przypadkach jak te wspomniane a nie na skutek kaprysu i gustu Pana Ratownika.

Tak, muzyczka grana na pływalni wywołuje atmosferę jak w Pcimiu Wielkim na festynie i niegodna jest Akademickiego Centrum Sportowego. To jest po prostu obciach.

O ile wygrywane melodyjki są irytujące to kolejny mankament pływalni zagraża już życiu i zdrowiu osób przebywających na basenie.
- Widoczny brak standardów pracy Ratowników jest sprawą absolutnie poważną.

A ten brak standardów pracy Ratowników opisać można krótko:
- zawsze (siedzące) malownicze pozy
- towarzyski charakter obecności na basenie
- ostentacyjny brak zainteresowania swoją pracą.

Jeżeli ktoś myśli, że w swoich obserwacjach wykazałem się przesadą niech:
a) pojawi się na basenie w roli MysteryClient
b) przyjrzy się uważnie zdjęciu pokazującemu ten bezwstyd,
a które dokumentuje dzisiejszą notkę. Pobrano je z witryny ACS.

Wygląda na to, że brak standardów pracy ratowników, rzetelnych
audytów czy bieżącej nad nimi kontroli sprzyja poczuciu ich
bezkarności i narzucania przez nich własnych wzorców nie mających
nic wspólnego z ogólnie przyjętymi normami współżycia społecznego
czy standardami panującymi na innych, podobnych obiektach.

PS. Tak wiem, praca Pana Ratownika jest nudna i trzeba ją sobie uatrakcyjniać pogaduszkami z przyjaciółmi, czytaniem notatek (widziałem to na własne oczy!) czy prezentowaniem zblazowanego wyglądu ludzi cierpiących i czekających zakończenia swojej męki... .

Podziel się