niedziela, 24 lipca 2022

Dzień 20: Riol - Riol, 00 km (2276)

Były poranne ablucje i uzupełnianie notatek za ostatnie 2 dni. W lustrze z pewnym zdziwieniem zobaczyłem starego, zmęczonego człowieka. Powinienem był się tego spodziewać, ale zaskoczyło mnie to nieprzyjemnie. Odnoszę wrażenie, że wyjechałem mając lat 40 a tu naraz siedemdziesiąt! (Granda i tyle).

Sporym minusem pobytu tutaj jest brak internetu. Rozmawiać przez telefon można, ale już poserfować po Necie to nie bardzo. Ponoć w następnym roku ma być dociągnięta linia internetowa do Riol.

Coraz to zaglądam do Chrystiana, ale i on mnie odwiedza. Pojawia się niczym Dobry Samarytanin przynosząc mi a to termos z gorącą wodą do herbaty, pomarańczowy worek na śmieci, a to kolorowe ulotki reklamujące TRIOLAGO (Riol nad Mozelą).

Jego opiekuńczość wprawia mnie czasami w zakłopotanie. Jako doświadczony globtroter bezbłędnie zgaduje moje potrzeby i pomaga, pomaga, pomaga!

Wczoraj kupiłem jedzenie i cztery 1,5 litrowe butelki wody Volvic Touch, o trzy za dużo. Dzisiaj okazało się, że to są wody smakowe czego w takiej ilości nie daje się pić.

Sterylna czystość pomieszczeń sanitarnych budziła zaufanie. Jak zauważyłem serwis cleaningowy odwiedza to miejsce kilka razy dziennie. 

Jeszcze co do samego kempingu… . Okazuje się że parawaning to nie tylko polska specjalność jak próbują nam wmówić polskojęzyczne media. 

Na tym kempingu ludzie grodzą się bez żadnego skrępowania naprędce zrobionymi płotami lub wskazują na zajętość "swojego" miejsca krzesłami tak jak ja to zrobiłem.

Patrząc na ludzi krążących tutaj po terenie widzę wyraźnie, że otyłość to nie tylko polska specjalność. Dotyczy to niestety zarówno mężczyzn jak i kobiet.

Tutejszy język niemiecki ku mojemu zdziwieniu brzmi może i nieco gardłowo, ale nawet dosyć przyjemnie a w wykonaniu niektórych osób to nawet śpiewnie. Przyzwyczajony do stereotypowego pokazywania Niemców mówiących zawsze głośno i rozkazującym tonem zaskoczyło mnie to przyjemnie.

Chrystian jest skromnym człowiekiem. Na moją sugestię, aby opowiedział mi parę barwnych historii ze swojego przebogatego w wydarzenia życia odpowiedział powołując się na Reinholda Messnera.

Ten wspinacz wysokogórski dokonał wielu wyczynów i między innymi zdobywał szczyty bez korzystania z maski tlenowej czy specjalnego jak na dzisiaj wyposażenia. "Skoro nim nikt się nie interesuje, to co ja miałbym mieć do powiedzenia".

Przy okazji okazało się, że Chrystian był w składzie jego zespołu zdobywającego szczyty w Himalajach. Jestem absolutnie przekonany co do prawdomówności Chrystiana. 

Christian jest prawdziwym romantykiem, żywym wcieleniem Włóczykija, tego z Doliny Muminków. Wczoraj siedział do północy przed namiotem i patrząc na rozgwieżdżone niebo grał na harmonijce ustnej. Tego grania nauczył się w wieku 60 lat.

Według informacji udzielonej mi przez Christiana Francja zaczyna się za około 50 km stąd w miejscu w którym znajduje się francuska elektrownia atomowa.

W ciągu dnia upał w namiocie był tak nieznośny, że wyniosłem się z niego w poszukiwaniu jeziora. I faktycznie znalazłem je całkiem niedaleko. O 16:00 Krystian zaprosił mnie na posiłek. Rozmowa była już mniej ożywiona, ale za to nieco pogłębiona.

W głowie została mi sentencja którą on od czasu do czasu powtarza: “Życie mamy tylko jedno na tej ziemi; korzystaj z niego na cały gaz, ale pilnuj abyś go sobie nie spaskudził!”

Były i opowieści o jego życiu. Odwiedził nawet Słupsk wśród swoich licznych podróży gdzie jego przodkowie mieli jakąś sporą posiadłość ziemską. Wręczył mi swoją wizytówkę. Z tego okropnego upału wszystko mi się już miesza, ociekam potem i próbuję sporządzać notatki i jakoś przytrzymać do jutra.

Podziel się