czwartek, 6 sierpnia 2020

Północna Droga Jakubowa - Dzień 10_LUBAWA - GOLUB-DOBRZYŃ_92 km (2169)

Przed udziałem w uroczystej mszy świętej o 7:00 byliśmy już spakowani. Parafia obchodzi odpust, bo jest pod wezwaniem Świętego Jana.

Podczas nabożeństwa miłe zaskoczenie. Na zakończenie ksiądz prowadzący wskazał na pielgrzymów jadących Polską Drogą Świętego Jakuba i prosząc dla nich o modlitwę… .
- To był poruszający moment, bo się tego nie spodziewaliśmy.

A potem serdeczne zaproszenie Księdza Proboszcza na poranne śniadanie. Podczas tegoż rozwinęła się ciekawa rozmowa jak to między toruniakami :-)

...bo w ogóle to Lubawa jest bardzo toruńska! Przywitał nas (jeszcze wczoraj) Święty Jakub - wierna kopia rzeźby znajdującej się na murze kościoła jakubowego w Toruniu.

Ksiądz proboszcz pochodzi z Torunia i kleryk Jacek (ten który nas wczoraj tak wspaniale oprowadzał) też. Dokładnie to z Mokrego, a jeszcze dokładniej to z Kościuszki.

A na dodatek posługę pasterską w okolicy sprawuje trzech księży pochodzących z... Wąbrzeźna.
- Podczas całego śniadaniowego spotkania czułem się jak u siebie w domu.

Tym bardziej, że było również wspomnienie o Dziadku księdza Proboszcza, który należał do Towarzystwa Gimnastycznego “Sokół”. Ma się ten sentyment, bo przez trzy lata pisałem monografię na temat wąbrzeskiego “Sokoła”... .

Po śniadaniu bez zwłoki ruszyliśmy w drogę.

Nowe Miasto Lubawskie zatrzymam w pamięci jako miejscowość godną - staranniejszego niż mieliśmy możliwość - zwiedzania.







A potem była już moja ulubiona Brodnica!



Na trójkątnym rynku - w mieście rodzinnym moich Dziadków - spotkali się dwaj weterani. Sterani.

Prawie p rzut beretem potem byliśmy już w Golubiu - Dobrzyniu! Nie przyszło to jednak lekko.

Tego dnia przyjechaliśmy około 90 parę kilometrów i chwilami, po prostu było ciężko. Albo trzeba było uskakiwać przed rozpędzonymi, nazbyt szybko a blisko jadącymi samochodami ciężarowymi (rowerzysta dla nich nic nie znaczy!) albo sami (słysząc ryk silników) pokornie schodziliśmy na bok, aby przepuścić falę pojazdów… .

Mimo wszystko szczęśliwie dotarliśmy do Golubia-Dobrzynia. Nie było księdza proboszcza i już byłem pewien, że będziemy musieli szukać innego miejsca na odpoczynek, a tu Piotr przynosi dobrą wiadomość.

Cali wdzięczni na pierwszym piętrze urządziliśmy sobie salę biesiadną. Na drugim poziomie był aneks kuchenny. A na trzecim piętrze znajdowała się sypialnia. Tak się zdarzyło.
- Trzeba więc było dobrze sobie przemyśleć co trzeba wziąć ze sobą do spania :-) 

Brak komentarzy:

Podziel się