środa, 3 lipca 2013

Wyprawa do Chełmna - Klasztor i powrót (1278)

Będąc jeszcze pod wrażeniem pobytu w klasztornej kaplicy, znanymi sobie korytarzami poszedłem na
Kalwarię. Tak, to było to miejsce gdzie w średniowieczu odbywały się teatralizowane nabożeństwa,
przybliżające ludowi okrucieństwo Męki Pańskiej. To właśnie tutaj główną rolę odgrywała - obecnie 
spoczywająca w lewym uszaku kaplicy - figura "Chrystusa Chełmińskiego".























Baszta gdzie urządzono Grób Pański i gdzie - do czasów konserwacji - od wieków "Chrystus 
Chełmiński" spoczywał nosi nazwę Marseburskiej. Ciekawe skąd ta nazwa? To przecież miasto (z polska 
nazywające się Międzybórz) leży przecież koło Lipska w Niemczech... .


























Kierując się od baszty Mestwina w stronę tarasu widokowego natrafiłem na pana z obsługi technicznej
Klasztoru. - A pan to dokąd? Noooo, na taras widokowy! A nie, nie, nie! Tam już proszę pana jest
teren prywatny! - zabrzmiało przekonywająco. - Znaczy się nie wolno? Wychodzi na to, że nie, ale... .























Rozmawiając w ten sposób doszliśmy do samego tarasu widokowego i - stojąc na nim - kontynuowaliśmy
rozmowę na temata około historyczne.
























A tam na tarasie widokowym? Szeroki oddech daje to miejsce! Jeszcze przed chwilą przytłoczeni łukami
niskich, ceglanych sklepień, objęci dwumetrowej grubości murami teraz oddychamy pełną piersią. Patrząc
na te przyrodniczo - industrialne panoramy z mej piersi o mało co się wyrwało: Ach, ptakiem być!
- Nic z tego, postoję sobie tu, lęk wysokości mam.

Nie dla mnie więc, nie dla mnie paralotnie latające gęsto w okolicach Unisławia i pradoliny Wisły. 
W naszych regionach te pagórki cieszą się wśród braci paralotniarskiej taką popularnością, że daleko
do gór mający gdańszczanie (a i warszawiacy!) tu przyjeżdżają sportu swego do woli zażywać.
...ale beze mnie, szkoda, że beze mnie!





























Wyjście i pobyt na Plantach Klasztornych sprzyjał wyciszeniu. Kiedy jestem tutaj gospodarując czasem
staram się zostawić nieco oddechu na tą pozamuralną zieloność.
























Wyciszyć się, skupić, dać myślom odpocząć: po to jest to miejsce także dla ludzi świeckich.
(Симпатичным людям из Казахстана - с которыми я немного там поговорил -  ПРИВЕТ!)






























Jeszcze tylko rzut oka za siebie na renesansowy portal i...






















...jak za każdym tu pobytem przyczepiony U-Lockiem do płotu szkolnego rower przypomina, że już
wracać czas. Jeszcze tylko naprawdę ostatnie spojrzenie za siebie i dochodzę do rynku. Po drodze Pani
Bibliotekarka spotkana w Klasztorze przypomina mi, że warto, abym zimą też do Chełmna (a może i do 
jej Biblioteki?) zajrzał. Bo ciekawie i warto.























A na Rynku? Jacyś ludzie budowali kosmiczne konstrukcje związane z imprezą dla dzieci. No i oczywiście
pręt chełmiński też był! Ten sam którego długości wielokrotnością odmierzano w średniowieczu miejsca
i działki pod budowę domów, placów i ulic. Krotność tegoż wzorcowego pręta byłą podstawą do
wytyczania miast w naszym regionie. Charakterystyczne ulice przecinające się i tworzące kwartały domów
w szachownicę do dzisiaj o tym świadczą. W Wąbrzeźnie, Toruniu, Grudziądzu czy Chełmży.
















A jak się dokładnie wpatrzyć, to w tym Ratuszu - jednym z najpiękniejszych nie tylko w Polsce - można
odczytać gotyckie ślady. Dumny jak paw, żem Chełminiakiem jest pozwalam wam delektować się urodą
budynku nie tak często spotykaną - o Drodzy Obserwatorzy z innych miast i wsi tak w kraju oraz
z głębokiej zagranicy.





























Dla większego wrażenia przydzwoniwszy dodatkowym kawałkiem secesji powoli opuściłem Miasto.
Jeszcze tylko ostatnia uliczka i ostatni park z nieszczególnej urody pomnikiem Ludwika Rydygiera.
















Kiedy tak patrzę na ten dziękczynny kawał spiżu to sobie myślę tak: wcale bym się nie zdziwił gdyby ten
pomnik z zemsty projektowała jakaś feministka. Powszechnie jest wiadomo, że ten niekwestionowanej
a światowej sławy chirurg miał szczególnie nie tolerować kobiet w zawodzie lekarskim. 
- Ponoć na własny koszt dawał upust swym poglądom zamieszczając stosowne ogłoszenia w prasie.
Widział ktoś takie ogłoszenie na własne oczy?!






















Powrót do Torunia odbył się w potoku ryczących samochodów na A-1... . Idylla dojazdu ścieżką
rowerową do Chełmna znikła jak sen jaki złoty. No właśnie: sen. Po wypiciu czwartej 1,5 litrowej butli
wody niegazowanej zaległem sobie na chwilkę w przydrożnym rowie. Upał odebrał resztkę sił, słońce
wysuszyło mózg i dokładnie wyprasowało fałdy na nim. To i przysnąłem - zada się na moment - chyba.

Będąc pod wrażeniem uduchowionego miejsca w którym jeszcze niedawno przebywałem - nagle wyrwany
z letargu, głupio zapytałem się - skąd u licha w niebie mają takie ładne policjantki?! Dodatkowo musiałem
mieć mało przytomny wyraz twarzy, bo Pani Na Służbie (policja przydrożna akurat przejeżdżała
- nie śmiem przypuszczać, że specjalnie do mnie się fatygowali) z zawodowym niepokojem wypytała mnie
czy napewno się dobrze czuję oraz co i jak oraz skąd i dokąd. Odprowadzany podejrzliwymi spojrzeniami
Osób Służbowych (kto w taki upał na tak długą trasę się wybiera?!) wsiadając na rower starannie
pilnowałem się, aby jechać wyjątkowo prosto.

A Pani Policjantka nie dała sobie zrobić portretu!
- Obrażony na cały świat już bez większych przeszkód - chociaż na miękkich nogach - dotarłem do
Torunia.


 




















Wyszło na to, że przejechano 104 km, przy czym ścieżką rowerową o 15 kilometrów więcej niż szosą.
Pytanie: jak długą była droga do Chełmna, a jak długą droga powrotna do Torunia?

Podziel się