piątek, 23 września 2016

Spowiedź z niepopełnionych grzechów (1679)

Z uwagi na to, że na temat malarstwa prof. Jerzego Dudy-Gracza powiedziano już wszystko i lepiej niż sam mógłbym zamiast sążnistych zdań od siebie ograniczę się do niezbędnego minimum słownego i zacytowania kilku Jego prac.

Ta toruńska wystawa była absolutnie wyjątkowa także dlatego że nie było większej od kilkunastu lat. Toruńskie CSW dzięki niej weszło w buty instytucji dojrzałej, przybranej w szaty dostojne, mówiącej obrazami rzeczy ważne.

W bolesnej pamięci mam głupstwa którymi, co raz zrażali do siebie promując hałaśliwy bełkot, pustotę i lewacki nihilizm. I tak na tej wystawie znalazłem wszystko to z czego powinno się spowiadać - a czemu tak ochoczo hołdowało toruńskie CSW.

Dla mnie ta wystawa była jak catharsis z grzechów których chociaż sam nie popełniłem, to jednak byłem ich świadkiem a więc i współuczestnikiem.
- Tyle słów ode mnie.

A teraz o obrazach malowanych rzetelnie jak u starszego z Breuglów, barwnie i fantastycznie (?) jak na płótnach Hieronima Boscha.
No z tym Boschem to przesada, oczywista przesada! Chciałem tylko zaanonsować między wierszami, że już niedługo i o panu Hieronimie będzie.

"Ora et colabora" - tego obrazu w obecnym pokazie nie ma.

Żadnych tam felietonów, wad obnażania, manifestów politycznych i protestów przeciwko lub deklaracji za. W przeczuciach przecież i chłodkach jesień nadchodzi skupmy się więc na cieple i tkliwości z jaką Jerzy Duda-Gracz traktuje swoich bohaterów.

Zatrzymajmy się na tych nastrojach z pogranicza dzieciństwa, wziętego ze snów i (nie bójmy się tego słowa) z poezji.

Te wszystkie delikatności nie dotyczą wyjątków. Ten osobnik z psem się nie liczy, bo on robi za tło dla wspomnianych nastrojów. Także samo jak tragiczny i groteskowy marsz ze sztandarem.

W tym pokazie chodzi też o swoistą terapię. Wszyscy oni tacy zwykli do bólu, postacie aż tak zapyziałe, że pozwalają nam się poczuć komfortowo.
- My przecież som ponad i powyżej.

Znaczy się Sztuka pokazała nam, że jednak jesteśmy wspaniali. Chociaż z drugiej strony dała też nam szanse na odkrycie tego ile jeszcze tej prowincjonalnej tandety jest w nas.

Na wystawie spędzono parę godzin odkrywając na tych samych obrazach coraz to nowe sensy, znaczenia i nastroje. Trzeba było ładować akumulatory wiedząc, że takie spotkanie ze Sztuką może nieprędko się zdarzyć... .

Aż nie chce się wierzyć, że Artysta odszedł w 2004 roku! Zrobił to niepostrzeżenie, podczas drzemki na plenerze malarskim w Łagowie.

Odszedł, ale pozostał w całej swej autoironii, w odcieniach smutku, z nostalgią za światem który minął... .

Podziel się