poniedziałek, 10 sierpnia 2020

PODSUMOWANIE: Nasze Camino Polaco (2186)

Wobec niemożności dotarcia w tym roku do Santiago de Compostela postanowiono przebyć maksymalnie długą Drogę św. Jakuba w Polsce (Camino Polaco). Przejechano ją w dwóch częściach przez trzy tygodnie z 3-dniową przerwą.

1.  Część Północna (11 dni = 1004 km) 15 - 25 czerwca

2.  Część Południowa (14 dni = 1218 km)        29 - 12 lipca
RAZEM = 2222 km

Czego się nauczyłem? Lepiej pakować! Na Drodze Północnej ledwie zmieściłem się w 5 sakwach, na Południową wystarczyły 3.

Czego się dowiedziałem?
- Więcej na temat wypraw rowerowych na długich dystansach

Czego jeszcze muszę się nauczyć?
- Lepiej dziękować za udzielaną pomoc.
- Sprawniej planować tak na papierze jak i elektronicznie

Z czego jestem dumny?
- Sposób wychodzenia z trudnych sytuacji interpersonalnych
- Zrealizowanie (wydawałoby się niemożliwego) zamierzenia
- Bdb - przygotowanie sprzętowe, Db - ubraniowe, Db - żywieniowe

Jak jeszcze przygotowywać się do pielgrzymki do Santiago:
- precyzyjnie zaplanować całą Drogę św. Jakuba
- doszlifować konwersacyjną znajomość angielskiego
- doposażyć się oraz przetestować zabezpieczenie p.deszczowe.

Czy po raz kolejny muszę dziękować współtowarzyszowi pielgrzymki Piotrowi?
TAK. Aby się nie powtarzać odsyłam do hymnów pochwalnych pod jego adresem rozsianych po wszystkich 25 notkach.

Na co mam nadzieję? Liczę na to, że w przyszłym roku koronawirus pozwoli mi zrealizować zamierzenie mojego życia.
- Niech tak się stanie!




Południowa Droga Jakubowa - Dzień 14_BARCIN - TORUŃ_79 km (2185)

Parę minut po 5:00 pobudka. Zdawało się, że da się na szybko ogarnąć poranek, ale jednak o 7:00 dopiero wyruszyliśmy co i tak okazało się niezłym czasem.

Ostatnie kilometry czyli prawie 80 przejechaliśmy przy (prawie) pięknej pogodzie.

Po dojechaniu do lasów gniewkowskich zrobiło się naprawdę zimno. Postanowiłem założyć czerwoną kurtkę. Przez chwilę szukałem jej w panice i bezskutecznie. W końcu ją znalazłem: na sobie. Ochronę cieplną uzupełniono cienką jaskrawą wiatrówką,

W doskonałym nastroju dojechaliśmy do Torunia.


A Toruń? No cóż: Toruń jaki jest każdy widzi! Nawet jeśli został sfotografowany komórką (ostatnio tylko tym wynalazkiem robię zdjęcia) za zrozumienie czego jestem wdzięczny.

Było też oczywiście wejście do kościoła św.Jakuba na chwilę skupienia. Było za co podziękować.

Potem do Kopernika (a jakże!) a na końcu do Lenkiewicza. Obiecałem Piotrowi - znanemu koneserowi lodów - że jeśli On wybierze to ja mu je postawię w podziękowaniu ZA (Za Wszystko). I tak się też stało.

Te lody wcale nie powaliły mnie wbrew temu co mówił Piotr! ...ale On nie takie rzeczy może mówić, bo to on jest koneserem.
- A ja? No cóż, jestem tylko zwykłym zjadaczem mrożonek.


Południowa Droga Jakubowa - Dzień 13_BIAŁĘŻYN-MUROWANA GOŚLINA - BARCIN_100 km (2184)

Rano wstaliśmy wcześniej niż zwykle tak, że po 7:00 już byliśmy na drodze. Zaczynamy odczuwać, że jest już coraz bliżej domu.

Trochę poplątaliśmy się po leśnych / polnych drogach. 

W międzyczasie była przerwa na kawę, którą nam postawił właściciel przydrożnego sklepu z własnej kieszeni. Odbyła się też ciekawa rozmowa z miejscowymi spożywcami piwa. 


Zaliczono Żnin, bo po drodze był.


Nawet nie musiałem zbyt mocno namawiać Piotra, aby nieco zboczyć do pałacu w Lubostroniu. Było się tam - to wiedziałem co polecam.

Koronawirus pokrzyżował nam plany i odjechaliśmy wpierwej z uszanowaniem pocałowawszy klamkę (kołatkę).



BARCIN. Dzisiejszy nocleg został załatwiony w myśl przysłowia: "Gdzie Maciej nie może tam Piotra pośle" (stówka bez pościeli i ręczników na dwie głowy). Okazało się że załatwił spanie w restauracji / hotelu "W starym kinie" gdzie wcześniej zjedliśmy kolejnego i ostatniego podczas tej pielgrzymki kotleta schabowego.

Zdarli z nas wykorzystując sytuację, ale o negocjacjach nie mogło być mowy. My chcemy do domu!

Mogąc wybierać miejsce spania wielkodusznie (aczkolwiek nierozważnie) zarządziłem losowanie. Wyszło na niemoje czyli spanie na dusznej antresoli bez dostępu do naturalnego światła. Niemniej jednak miałem splendid isolation.
- Tak widać miało być!

Piotr naprysznicowany odzyskał energię i wyrwał się na zakupy do pobliskiego sklepu. Więcej zdarzeń nie pamiętam.


Południowa Droga Jakubowa - Dzień 12_MIĘDZYRZECZ - BIAŁĘŻYN-MUROWANA GOŚLINA_121 km (2183)

Noc minęła spokojnie. Były jakieś przerwy w spaniu, stąd w rezultacie powstaliśmy do życia o 7:00. Prognoza pogody straszy że będzie dzisiaj cały dzień padać. Tak przynajmniej wczoraj wieczorem zapowiadano.

Także wieczorem Piotr żartobliwie (jak to on) sugerował powrót pociągiem czego w żadnym razie nie wzięto pod uwagę.

Wreszcie solidnie lunęło. Na szczęście udało udało nam się schować do przydrożnego baru.
- Podjazd do niego był upiorny!

Wraz z utrwalanymi obrazkami nastroje się zmieniały... .



Schowani pod kasztanem w Szamotułach czekaliśmy aż przejdzie kolejna fala deszczu... .


Poganiani i zraszani co chwilę przez deszcze, straszeni przez jadące aż nazbyt blisko tiry szczęśliwie dotarliśmy do naszego miejsca spania.


Nie wiem jak się to miejsce naszego mieszkania nazywa, ale pan Łukasz z Białężyna przyjął nas i nie bierze ani złotówki za przenocowanie. Jesteśmy mocno zmęczeni.
- Kto i jak ten nocleg załatwiał tego nie wiem. 

To był ciężki dzień nie tylko dlatego że przyjechaliśmy 120 km, ale z uwagi na warunki w jakich jechaliśmy (deszcze, górki, tiry).

Piotr zasnął o 20:00 snem sprawiedliwego a mocno zmęczonego co mu się solidnie należało. Ja nie decyduję się na spanie prędzej niż o 22-tej, bo po prostu nie będę w nocy spał.
- Siedzę więc i uzupełniam zaległości z notatek. ...ale co to za notatki jak w głowie same śmieci?!



Południowa Droga Jakubowa - Dzień 11_URAD - MIĘDZYRZECZ_88 km (2182)

Noc przyszła spokojnie. Spałem jak suseł. Wczesna pobudka (o której to było?!) i sprawne śniadanie pozwoliły z werwą rozpocząć dzień.

Z uwagi na padający deszcz mogliśmy sobie pozwolić na leniwe planowanie drogi. To przedyskutowanie wariantowych tras (przy okazji patrząc na obrusowe koguciki) potem nam bardzo pomogło. Nie miało jednak wpływu na pogodę, bo deszcze co raz to dawały się we znaki!

W Starościnie nie udało nam się spotkać ani z księdzem proboszczem ani nawet z wikarym. Także dzwonki telefoniczne milczały i nie odpowiadały.

Za to za to w Ośnie (gdzie było tak samo) odbyła się ciekawa rozmowa z pracownikami którzy naprawiali dach na kościele.


Właśnie tam zwrócił naszą uwagę kościół pw. św. Jakuba w bardzo złym stanie, gdzie akurat fachowcy prowadzili prace ratunkowe.

Mieli jakąś niewiarygodnie wysoką drabinę co zauważono z podziwem. Od niej właśnie zaczęła się krótka rozmowa na temat ich pracy.

Chyba wyrażony szacunek i prawdziwy podziw dla tego co robią zostały docenione, bo ich mistrz wpuścił nas na chwilę do kościoła!

To jest kościół św. Jakuba więc faktycznie dobrze będzie jak was pielgrzymów jakubowych wpuszczę ...ale pamiętajcie: tylko na chwilę!






Jak ustalono tak się stało. Krótka chwila skupienia i równie krótka sesja fotograficzna zakończone zostały naszymi podziękowaniami.
- I ruszyliśmy w drogę.

W pewnym momencie (na 2 km przed Grochowem) trzeba było schować się do przydrożnej restauracji na obiad, bo tam przed Międzyrzeczem padało już dolegliwie.

Stąd wzięły się dwie godziny przerwy. Sympatyczny i rozmowny gospodarz zajazdu pokazał nam swój wspaniały motocykl trójkołowy i równie rewelacyjną przyczepę kempingową. Czas spędziliśmy miło i przyjemnie. Dało się odpocząć.

Kiedy deszcz już całkiem zelżał ruszyliśmy do  Międzyrzecza z kopyta ścigając się. Piotr wyraźnie dawał czadu lepiej ode mnie. Co zdążyłem uciec to on mnie na nowo doganiał. Później zorientowałem się, że choćbym nie wiem co robił by go przegonić to nie dam rady! Napędy naszych rowerów różnią się ilością kółek zębatych dając fory Piotrowi.

To był naprawdę spory wysiłek gdy dojechaliśmy do Międzyrzecza. Po przyjechaniu powtórzyło się story z wczorajszego dnia! Deszcz natychmiast przestał padać gdy dojechaliśmy. Nie powiem, że pojawiło się piękne słońce ale zrobiło się ładniej.

Hotel "Piastowski" wcześniej załatwiony a' 50 zł od głowy okazał się w samym centrum miasta. Zaoferowano nam standard w zupełności wystarczający: duży przestronny i czysty pokój, takoż wyglądającą pościel i do tego prysznic. Gniazdka i schowanie dla rowerów były w pakiecie.

Potem już tylko kolacja i odpoczynek.


Podziel się