wtorek, 29 listopada 2011

V FESTIWAL PERFORMANCE „KOŁO CZASU" 2/3 (746)

Zawsze ceniłem sobie w sztuce szczerość.

Teraz wystąpił prawdziwy artysta.
Bez strojenia się w piórka i wpadania w pseudofilozofię przykrywającą miałkość idei
z "prześcieradłowego" działania Onże Artysta w ciągu paru minut wypił pod palec pół litra.
- Co mnie zachwyciło.

Na początku było jak się należy expose.



Story dotyczyło człowieka, który na zapyziałej stacji kolejowej - ni stąd ni zowąd - odśpiewał
wszystkie zwrotki hymnu. Głośno i na baczność. Po każdej zaś zwrotce nabierał oddechu
i pociągał z flaszy wódkę. Artystę tak poruszył surrealizm sytuacji, że postanowił ją przekazać
w jedynie dobry sposób.
- Odtworzył spektakl aż do ostatniej kropli.



Zadeklamował z kartki hymn i przerywał każdą ze zwrotek pociągając z butelki najprawdziwszą
strażacką wódkę. I nigdy się nie skrzywił, chociaż odór napitku aż zatykał. Publiczność na ten
spektakl patrzyła jak zahipnotyzowana prawdziwością sytuacji.



Lojalnie zostaliśmy uprzedzeni, że nie ma obowiązku czekać do końca działania, które równie
dobrze mogło potrwać 5 jak i 50 minut. Na dobro performera trzeba zaliczyć, że - chociaż
czasu nie mierzyłem -
Artysta wykazał się umiarkowaniem.



Podczas spektaklu rozglądałem się gorączkowo, kto wśród publiczności jest jeszcze tym
performerem. Pan Konferansjer objaśnił nam wszak, że jedno z działań polega na tym, że akcja
artystyczna trwa, a przeprowadzający je performer znajduje się wśród publiczności.



Efekt zamierzony przez performera udał się znakomicie!
Publiczność teraz patrzyła się już nie tylko na artystę, ale i podejrzliwie przyglądała się samej
sobie.



Gubiąc się w domysłach razem z innymi poszukiwałem odpowiedzi na palące pytanie:
co z tą sztuką współczesną panowie i panie?

Ciąg dalszy i całkowity jego koniec nastąpi jutro.

Podziel się