poniedziałek, 27 lutego 2017

Zerwij to!? 2/2 (1767)

No właśnie czy akcja pt. ZERWIJ TO! ma głębszy sens?

Jest przecież dobrze gdy powstaje ruch obywatelski (a choćby i w liczbie pojedynczej!), który walczy z patologią. No, bo kto nie chce mieć od razu czystego osiedla wolnego od konkurencyjnej walki firm co do których zachodzi uzasadnione podejrzenie, że żerują na najsłabszych? No i to uczucie satysfakcji: oto namierzono tego który źle postępuje i który - tymi oto ręcyma - od razu zostaje przykładnie ukarany... . Uczucie bezcenne!

Jednak z drugiej strony (jak mawiał rebe Tewje) z drugiej strony jednak coś tu nie gra! Inicjatywa obywatelska jest szlachetna w swoim zamiarze, ale fatalna we wnioskach. Następuje przecież przejęcie uprawnień organu do tego powołanego! Od stwierdzania nieporządku jest odpowiednia służba czyli Straż Miejska. Na nią obywatele płacą podatki i jeśli ona nie wypełnia swoich statutowych zadań to należy ją do tego nakłonić a nie przejmować jej obowiązki!

A więc wniosek: społeczeństwo obywatelskie będzie istniało realnie wtedy jeśli będzie miało narzędzia nacisku na władzę, aby ta wywiązywała się ze swoich powinności.

W tym kontekście osobista nawet najbardziej zaciekła walka z nielegalnymi reklamami nie ma sensu. Biorąc na siebie to za co odpowiadają odpowiednie służby po prostu ograniczamy szansę Straży Miejskiej i Miejskiego Zarządu Dróg na wykazania się.
- W tym wypadku ich sukces to nasze czystsze ulice.

Doszedłszy do takiego wniosku nie pozbawiam się całkowicie prawa do zerwania takiego szczególnie brzydkiego plakatu, który prowokacyjnie powiewać będzie na mej drodze.
- No, jest przyjemnie gdy go tak paskudę, jednym ruchem :-)

PS. Oj, trzeba było się nachodzić, aby zrobić twe dwa zdjęcia ilustrujące moją filipikę. Znaczy się nie jest tak źle z naszymi urzędnikami co to o czystość ulic dbać winni: SIĘ WYWIĄZUJĄ. I nie jest ważne czy zrobili to w ramach swoich programów czy też jacyś wkurzeni im to podpowiedzieli.
...ale czy naprawdę to nie jest ważne?!

niedziela, 26 lutego 2017

Zerwij to!? 1/2 (1766)



Atak rozpoczął się zeszłego lata nocą! ...albo późnym wieczorem. Oni zawsze tak robią. Dyskretni przedstawiciele firm pożyczkowych tak działają: prawie niewidocznie. Kładłeś się spać ulica była czysta: wstajesz a tu wszystkie słupy oklejone.

I żeby to raz! W parę dni potem inna firma pożyczkowa zakleja swoimi płachtami konkurencję. I tak było przez miesiąc, albo i dłużej. Firmy walczyły ze sobą o uwagę przechodniów, nakłaniając swoimi fałszywymi obietnicami do tego by natychmiast "wzbogacić się" biorąc od nich  "szybką pożyczkę" czy inną "chwilówkę". - I to "za darmo"!

Media szeroko opisywały ten proceder relacjonując jak to niejeden biedny emeryt doprowadzony do ostateczności przez windykatorów firmy pożyczkowej dopuszczał się różnych czynów z udanymi próbami samobójczymi włącznie... .

Kiedy więc zobaczyłem w internecie wezwanie ZERWIJ TO! dojrzałem do działania, aby sprawiedliwości stało się zadość teraz i natychmiast! Złościło mnie przecież jak bezwstydne w swym działaniu firmy - nie płacąc za nośniki reklamowe - żerują na biednych ludziach. Cóż więc prostszego jak zerwać taką płachtę i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zażywać wolności nieograniczonej nachalnością innych.

Ponieważ jednak tych (także nieestetycznych) płacht przybywało (słońce bezlitosne i deszcze niespokojne) wraz z upływem lata postanowiłem o bardziej systematycznym działaniu. Już nie kluczyk od samochodu jako narzędzie do zrywania a nożyczki. Już nie obszar do garażu i z powrotem, ale i trasa do sklepiku osiedlowego ta krótsza i ta dłuższa też pracowicie oczyszczanymi były.

Zrobiłem sobie nawet z tego systematyczną rozrywkę. Wieczorkiem idąc na spacer (na który zwykle nie można mnie było wołami zaciągnąć) teraz wychodziłem ochoczo mając przed sobą zbożny (przecież) cel; oczyszczenie mojego osiedla z tego powiewającego smętnie paskudztwa.

Zauważyłem jednak dziwną prawidłowość; im bardziej się starałem tym tych ogłoszeń przybywało i przybywało. W którymś momencie jednak musiałem odpuścić - za dużo było tego na mnie jednego. I wtedy to wtedy naszła mnie taka oto refleksja. Czy osobista, od serca realizowana akcja ZERWIJ TO! ma głębszy sens?

sobota, 25 lutego 2017

Wkurzeni na Toruń (1765)


Kocham, lubię i szanuję miasto moje a w nim ludzi tu żyjących! Ino cholera mnie bierze jak mam zaparkować gdzieś w centrum na płatnym, miejskim parkingu.

A bierze mnie ona trzęsiączka na dwa sposoby.

Po pierwsze zamiast dawnego wpłacił - dostał kwitek i poszedł teraz muszę pracowicie zapoznawać się z mało czytelnym interfejsem, oraz regułami w posługiwaniu nim się.

I tu się pojawia po drugie. Otóż, po drugie muszę się władzom miasta spowiadać na piśmie gdzie jestem. Niczym innym jak tylko zawiadamianiem o miejscu swojego pobytu jest przecież mozolne wklepywanie numeru rejestracyjnego swojego pojazdu co obowiązkowe jest aby dostać parkingowy bilet.


Nie przemawia do mnie kłamliwe twierdzenie miejskich urzędników, że to dla mojego dobra. I że personalizacja biletów zapobiega przekrętom, bo ktoś wcześniej może odjeżdżając przekazać niewykorzystany czas oddając komuś bilet... . Łomatko! Tego betonu to nawet nie sposób komentować.

Twierdzę, że personalizacja biletów parkingowych - narusza moje prawo do prywatności. ...bo w końcu: co jakiegoś drobnego (albo i nie!) czynownika w magistracie obchodzi gdzie, kiedy i za ile zaparkowałem?!

Tylko nie mówcie mi, że to dla mojego dobra! Spółdzielnia która od lat rządzi miastem (pozdrawiamy towarzysza prezesa!) nie pozbyła się starych, socjalistycznych nawyków by kontrolować wszystko i wszystkich. I - co jest nie mniej oburzające - za moje pieniądze.


Jeżeli istnieje jakieś znienawidzone urządzenie w naszym mieście to jest nim z całą pewnością parkomat.

*       *       *

Kiedy patrzę na to co opisano powyżej... .

Kiedy patrzę na gołe (niezazielenione od razu po wybudowaniu!) ekrany akustyczne za które zapłacono niebotyczne pieniądze (w porównaniu do zwykłych) to... .

Kiedy widzę jak kolejne setki drzew idą pod topór to...

                                              ZACZYNAM MARZYĆ.

Marzy mi się, że pewnego dnia pojawi się jaki sprawiedliwy który zrobi w naszym miasteczku porządek. Tak się jednak nie stanie, bo czas tytanów już minął. Dzisiaj w pojedynkę nawet Herkules nie da rady. Tłumy są potrzebne.

Jestem więc realistą: niechby więc chociaż powstał  u nas ruch WKURZONYCH NA TORUŃ. Taki prawdziwy, obywatelski. Coby z troską się zajął (nie tylko interesikami kasty urzędniczej) ale tym co na co dzień dławi i dusi obywateli miasteczka naszego.

Na początek można by zacząć od parkometrów.  Żeby było prosto i logicznie, bez inwigilacji i szpiegowania własnych obywateli. Aby było bez równych i równiejszych przy zwolnieniach z opłat za parkowanie też.
- No mamy też i taką aferę, mamy!

*     *     *

A czemuż to DROGI TURYSTO zamieszczono aż tyle szczegółowych zdjęć na temat jednego parkomatu?! Ano dla Twojego dobra! Zamiast na deszczu pracowicie ślepić co też na tej tablicy tutaj i w jakiej kolejności napisano lepiej z tajemnicami toruńskich parkomatów zapoznać się na spokojnie w domu i w kapciach.



I proszę obkuć tą instrukcję starannie i ją raz na zawsze zapamiętać! Aby nie było Was więcej wkurzonych przed tą maszynką do szpiegowania.

A czemu ten news jest dopiero teraz skoro te inwigilatory stoją już jakiś czas?  Ano ostatnio przychodzi mi częściej w mieście bywać i oglądać scenki jak to nieszczęśni kierowcy doradzają jeden drugiemu... .
- Amen.

PS. Podobno w Toruniu działają jakieś organizacje NGO.
       Żadna z nich nie podjęła tego bolesnego tematu. I się nie dziwię. Będąc na  miejskim garnuszku, kto zechce poruszyć drażliwy temat?


piątek, 24 lutego 2017

Telexpresowe głupstwa (1764)



Jakże często przysłowie "Co Francuz wymyśli to Polak polubi" ma swoje bolesne zastosowanie! Przykładów nie brakuje, a już dolegają szczególnie przykłady gdy "narodowe media" bezkrytycznie powielają cudze, obce nam kulturowo wzory.

Nie odwołując się do zbyt wielu przykładów warto posłużyć się reklamowaną parę dni temu przez "Teleekspress" gdzieś tam odbywającą się tomatinę, Ta walka na pomidory - wg niektórych zabawa -  polega na obrzucaniu się właśnie pomidorami... .

Pokazywanie tego stoi w sprzeczności z głęboko zakorzenionym w polskiej kulturze szacunkiem do jedzenia. Niektórym dzieciom nasi rodzice wpoili, że jedzenie nie służy do zabawy! A niektórym nie.

I tak teleekspressowy komuch-barbarzyńca jeden z drugim (ten co zalecił do pokazania i ten co mu na to pozwolił) przekonuje, że zabawa jedzeniem może być zabawną.
- A nie jest!

Niniejszym, mocą nadanego mi prawa :-) osoby odpowiedzialne za bezmyślne naśladownictwo obcych nam kulturowo wzorów obdarzam na miesiąc luty tytułem bolszewików medialnych. Zasiadać będą w oślej ławce z napisem: Mama mnie nie wychowała!

poniedziałek, 20 lutego 2017

Piekarz domowy: 2/2 Chleb nr 160 (1763)

Jak ten czas leci! Nawet się nie obejrzeliśmy a tu już na liczniku chleb nr 160. Przepisu nie zamieszczam, bo jest on wariacją wersji podstawowej, modyfikowanej na oko. Po prostu odchodzimy od mąki pszennej w kierunku bardziej zdrowej mąki orkiszowej z niewielkim dodatkiem jaglanej.


Co by nie powiedzieć... chleb jest smaczny (sic!) a jego widok oczom P.T. Obserwatorów niniejszym z lotu ptaszka (i nie tylko) smakowicie przedkładam.


Nie muszę chyba przekonywać, że jest on smaczny bardzo z:
- górno-podlaskim kindziukiem (co za aromat, co za smak!)
- kiszonym ogórkiem (żywe witaminy na nowalijek przednówku)
- utartymi buraczkami ("kto je buraka nie choruje na raka!)


PS. Ostatnio wieści z Miasta nie przynoszę. Może i coś tam ciekawego w Toruniu się dzieje, alem zbyt zaabsorbowany własnym życiem jest, aby jeszcze interesować się co tam w naszym miasteczku piszczy.



niedziela, 19 lutego 2017

Piekarz domowy: 1/2 Croissanty (1762)


Powiedzieć, że croissanty były smaczne to nic nie powiedzieć!
- Mimo, że nie są słodkie smakują obłędnie.
Po prostu.


Żeby nie było na mnie: te rogaliki wymyśliła i wykonała Lepsza Połowa Mojego Świata.


Niewiedzących uświadamiam, że ciasto robi się tak jak miecz samurajski: poprzez wielokrotne składanie.
- Widziałem jak się je robi to wiem!


sobota, 18 lutego 2017

Sprawozdanie z akcji ratunkowej (1761)


To zdarzyło się dzisiaj, w tych okolicach, gdzie ostatnio się bywało.
- Teraz jednak jestem tylko sprawozdawcą a nie uczestnikiem. 


A historia jest krótka. Dwóch panów wyszło przyrodę fotografować. O ptaki i zwierzęta polne im się rozchodziło.


Urobek fotograficzny z tego dnia był niewielki i zdawało się, że z niczym (prawie) do domu wrócą.


Przepatrywanie okolic Zielonki w końcu dało rezultat! Coś tam pierzastego niemrawo szarpało się w trawie... .

Do myszołowa niełatwo było dojść. W międzyczasie  telefon do Sztabu Kryzysowego i Straży Miejskiej skąd grzecznie odesłano do Gminy.

Dalej już akcja potoczyła się wartko. Dosyć szybko pojawili się dwaj panowie i fachowo się myszołowem zaopiekowali.

W chwili odławiania ten piękny ptak był na tyle słaby, że się nawet nie bronił... . Może kiedyś uda się dopisać do tej historii szczęśliwe zakończenie? Oby.

Łabędziowi się nie powiodło, może więc chociaż jemu?

piątek, 17 lutego 2017

Świadectwo (1760)


Toruń, 12 lutego 2017r. godz. 11:40. Lubię tu bywać. To miłe miejsce generujące dobre myśli. Piękno uszlachetnia.


Łabędź był  melancholijny jakby chciał dopasować się do przedwiosennego nastroju. Słońce przygrzewało w tym  momencie.


A on jakby we śnie podnosił głowę i zasypiał kładąc dziób pod skrzydło. Tak jakby śnił o nadchodzącym lecie, albo jakby zimno mu było.


Na chwilę odwróciłem głowę patrząc na innego ptaka.


Gdy ten odleciał łabędź mi zniknął.


Spacer wzdłuż mroźnej Wisły.


W chwilę potem zobaczyłem go. Jeszcze się ruszał, chociaż z każdym ruchem coraz wolniej.


Toruń, godz. 11:52:59.


poniedziałek, 13 lutego 2017

Za miastem - Sarny 4/4 (1759)


Spoglądając w krzaki i chaszcze ledwie dało się dojrzeć sarny te. 






Dopiero gdy na polanę - między domy wybiegły - mogliśmy sobie spojrzeć w oczy.



Chwilkę to trwało a potem już każdy pogonił w swoją stronę.



niedziela, 12 lutego 2017

Za miastem - Skarpa 3/4 (1758)


Jeden drozd - a choćby nim był nawet i turdus pilaris to żadna z niego jaskółka - wiosny nie czyni!


Dybowska Dolina Wisły - ciągle jeszcze terra incognita... . Sporo wskazuje na to, że tak będzie już niedługo.


Zachwycam się tymi drzewami, chociaż z pewnym trudem. Tak samo jak z trudem odróżniam brzozę od drzewa żołędziowego... .


Powtarzając we wszystkich jej odmianach mantrę: "korzeń - ząb - zupa dębowa" nadal czekam na wiosnę.


sobota, 11 lutego 2017

Za miastem - Ptaki 2/4 (1757)


Co za paradoks! Krążąc pomiędzy Małą a Dużą Nieszawką zauważam więcej ptaków i zwierząt niż w pobliżu Dybowskiej Doliny Wisły.


Może tak się dzieje dlatego, że właściwie tego wyróżnionego terenu wcale nie znam?


Przewodnik po ptasich zasobach Dybowskiej Doliny Wisły pilnie poszukiwany jest!
- Jeśli jest.






Podziel się