piątek, 22 lipca 2022

Dzień 18: Bingen n. Renem - Hirschweld, 82 km (2274)

Pobyt w tym Schronisku był jednym z tych które pamięta się do końca życia! Życzliwa - pełna zrozumienia - atmosfera dla pensjonariuszy oraz stanowczo przestrzegane zasady higieny to jest to co stamtąd zostało mi w pamięci.

I wcale nie sądzę aby dyscyplinę tam panującą zapewniał znajdujący się po drugiej stronie ulicy  komisariat. 
- Zupełnie co innego budziło niepokój.

Malunki na mijanych ścianach wskazywały wyraźnie, że we właściwym dla siebie zakresie wojna rosyjsko - ukraińska przeniosła się do Niemiec.

Zdjęcie zrobione jeszcze w Bingen czyli tuż za Moguncją (Mainz), miasta którego nawet nie chcę pamiętać, a które tak ważne jest dla dziejów naszej Familii

Bingen zostanie mi w pamięci także i dlatego, że oni Mysią Wieżę tam mają! Pozazdrościli naszej Kruszwicy czy co?! W końcu: nasza była pierwsza!
- Sama wieża stoi sobie na wyspie śródreńskiej a to co tu widać to tylko jej miejska reklamówka!

Ten landszaft zrobiłem z drogi pilnie serpentynami wijącej się tuż po opuszczeniu miasteczka.
- A widoki wtedy były piękne.

Wypoczęty się czułem to i stać mnie było na zachwyty. 

Tym bardziej, że co jakiś czas pojawiały się pięknie dzikie, dłu-u-ugie a nieziemsko gładkie zjazdy! Zdjęcia tego nie pokazują, tu trzeba by balonu, helikoptera albo chociaż drona aby pokazać ładność szos, ich  nachylenie, serpentynizm wijących się dróg... .  

Weiler: miasteczko niedaleko Bingen.

To nie jest żaden krasnoludek! To jest TROLL: zjawisko inne od naszego, a częste w tych stronach.

Kościół katolicki w Waldalgesheim pw. św. Dionizego, pierwszego biskupa Paryża. 
- Znaczy się wpływy francuskie będą się nasilać. 

Miejscowość Waldalgesheim wsławiona jest tym, że odkryto tutaj grób książęcy z rydwanem, złote ozdoby oraz inne takie tam pochodzenia włoskiego których także nie widziałem.

Kolejne alpejskie miasteczko: Stromberg. Zjazd do niego był na klamkach hamulcowych mocno zaciśniętych!

Informacja turystyczna w Stromberg.

Szkoda, że nie miałem czasu (?) aby zatrzymać się i porozmawiać z właścicielem tej instalacji... . Dlatego też nadal nie wiem, czy akurat na tym rowerze objechał świat dookoła... .


Dörrebach: kapliczka Jakubowa.




Simmern / Hunsrück, w tle kościół pw. św. Stefana.

I tak mijano co raz to pojawiające się miasteczka i kolejne wioski.

Przyjaźń niemiecko - turecka czyli multikulti w działaniu. Turcy są największą mniejszością narodową w Niemczech. Co dziwne, nikt nie wie dokładnie ile ich w Niemczech jest. Szacunki mówią o wielkości rzędu 1,5 - 3 mln osób... . 

Drugą co do liczebności nacją są Polacy, ale oni się nie liczą mimo, że jest ich podobno 1,5 - 2 mln. 

Dlaczego się nie liczą? Nadal obowiązuje nazistowskie prawo, które odebrało Polakom status mniejszości narodowej... .
 
Podczas pikniku na skraju drogi rozważania natury politycznej nie miały żadnego znaczenia. 

I tutaj widocznie są złowrogie echa wojny rosyjsko - ukraińskiej. 

Kolejne ładne miasteczko w pięknym  naszyjniku tak licznie spotkanych po drodze tego dnia.



Kościół pw. św. Michała. Tą świątynię też zastałem zamkniętą.

Napotkani młodzieńcy na placu kościelnym wskazali na niedaleką a gościnną herbergę, która zajmuje się tylko pielgrzymami na Drodze Jakubowej.

I trafiłem tam! Herberga okazała się miła i gościnna, ale tylko z zewnątrz.
 
Próby dostukania i dodzwonienia się spełzły na niczym. Dowiedziałem się, że kontakt jest możliwy, ale nie w poniedziałki... . 

Obiekt wyglądał na prywatny, dobrze zadbany. Tyle było mojego, że zrobiłem sobie tam piknik. 

Przejechane tego dnia kilometry porządnie dały w mi w kość! Mając prowadzenie ustawione na Trewir jechałem prosto przed siebie. Tym sposobem dojechałem do wioseczki Hirchfeld.

Nawet przez myśl mi nie przeszło aby tam się zatrzymywać. Niemniej jednak a choćby i pod zamknięty kościół warto sobie zboczyć - tak pomyślano.

Przed samym kościołem zobaczyłem kogoś pielęgnującego zieleń. 

Na moje - ni z gruszki ni z pietruszki pytanie - o możliwość odpoczynku po całym dniu Drogi uzyskałem bez wahania odpowiedź, że owszem ZAPRASZAMY! Szczęka mi opadła, mroczki przed oczami zasłoniły mi wszystko dookoła… . Serdeczność z jaką się spotkałem kompletnie mnie zaskoczyły.

Na początku była rozmowa z gospodarzami na tarasie przed pawilonem ogrodowym, który został mi oddany do wyłącznej dyspozycji wraz z kompletnym wyposażeniem.

Najpierw jednak podczas rozmowy wstępnej było piwo. Nauczyłem się już, że wspólnego wypicia tego trunku nie wolno odmówić! Wiem, że się powtarzam, ale się powtórzę: Odmowa wypicia piwa mogłaby zostać odebrana jako (nieświadoma, ale jednak) obraza gospodarzy! Zachowałem się godnie i spożyłem je z ochotą :-)

Po wstępnej rozmowie zasiedliłem pawilon. Okazało się, że gospodarze mają dwie córki bliźniaczki lat dwadzieścia pięć.

W tym wieku lubi się imprezować :-) Do tego dochodzi jeszcze liczna rodzina tak, że naturalnym są tutaj hucznie obchodzone wydarzenia rodzinne do 25 osób włącznie!

Tak się tam proszę Szanownych Obserwatorów Obserwatora odpoczywało!

Był także wspólny posiłek.

Po zapoznaniu się z historią powstawania pawilonu ogrodowego zaszliśmy z wizytą do kościoła pw. Chrystusa Króla znajdującego się tuż obok.

Nie znam niemieckiego, ale sprezentowana mi broszura ujawniła swoje tajemnice dzięki opcji SKANUJ w translatorze Google. Od dziś jestem entuzjastą tej aplikacji!

Dzięki temu wynalazkowi dowiedziałem się, że kościół - po zabiegach konserwatorskich - oddano do użytku wiernych w rocznicę Reformacji w 2017r. oraz wspominając 250 lecie jego powstania. 

W pewnym okresie kościół ten był wykorzystywany zarówno przez katolików jak i protestantów (1854r). W broszurce szczegółowo opisane są związane z tym perypetie. 

A kłócono się szczegółowo o wszystko: o ustawienie ławek, sztandar kościelny czy miejsce ustawienia chrzcielnicy czy czas bicia w dzwony.

To wszystko do złudzenia przypomina historię naszego "Tumultu Toruńskiego". Tutaj na szczęście spory rozstrzygano w licznych procesach sądowych a nie podczas potyczek  wśród wiernych poróżnionych konfesji. 

Z niejakim więc rozbawieniem (zapewne niestosownym, choć zrozumiałym) śledziłem losy konfliktu skanując kolejne strony informatora. 

Sprawa tego konfliktów trwającego prawie 100 lat musiała być znana w całych Niemczech. 

I tak dotarłem do października 1930 roku, czasu w którym protestanci spłacili katolików, którzy już wcześniej wybudowali sobie własny kościół.
 
W 1932 roku kościół wreszcie odnowiono i ponownie konsekrowano. 

Życzliwość i zainteresowanie z jakim się tutaj spotkałem ze strony Gospodarzy na długo zostanie w mojej pamięci!

Po prysznicu, opraniu się i po rozłożeniu spania (mimo moich protestów) ściągnięto z piętra królewsko gruby materac. A potem były długie rozmowy zakończone około 22-giej.

Z wielką życzliwością i zainteresowaniem słuchano opowieści o rodzinie, celu i sposobach pielgrzymowania. Rozmowa przeciągnęła się do 22.

O północy poszedłem spać zmęczony wydarzeniami minionego dnia. Co robiłem przez te dwie godziny? Zupełnie nie pamiętam. W pamięci zostały mi tylko królewskie warunki w których mogłem odpoczywać.

Podziel się