czwartek, 6 sierpnia 2020

Północna Droga Jakubowa - Dzień 07_OLECKO - ŚWIĘTA LIPKA_110 km (2166)

Rano ze świetlicy w Olecku chcieliśmy się szybko zbierać, tak aby zdążyć na mszę o 7:00. Jesteśmy przecież pielgrzymami, jedziemy Drogą św. Jakuba! Ostatecznie jednak byliśmy tylko na modlitwie. Naprawdę prędzej się nie dało!

Te poranne i wieczorne msze stały się już rytuałem. Zwykle przyjeżdżamy kiedy odprawiana jest msza czerwcowa więc w sposób naturalny poznajemy się od razu z proboszczem (albo i nie) i często jest to dobry sposób na zaprezentowanie się oraz rozpoznanie swoich intencji i zamiarów.

Przydrożny kościół w miejscowości Wydminy zaciekawił nas bogatym wystrojem rzeźbiarskim.







Po drodze okazało się, że pielgrzym Piotr ma niespożyte siły! Gdy ja odpoczywałem dogorywając w cieniu czegoś (czego?!) on dał radę się wykąpać w jeziorze... .


Nie musiało być ze mną aż tak źle skoro zauważyłem sztukę ludową na widok publiczny przed barem wystawioną.

W Giżycku zaszło się po pieczątkę do parafii kościoła pw. św. Brunona z Kwerfurtu. Po niebotycznych wschodach się wchodziło!

Powiało wielkim światem i odpowiednimi do niego pieniędzmi :-) gdy zajechaliśmy do Portu Yachtowego.







Do cerkwi pw. św. Bazylego w Kętrzynie po pieczątkę do"Paszportu Pielgrzyma" nie zaszliśmy. A było blisko tego! W końcu to chrześcijańska świątynia jest i także tam św. Jakuba znają.

Ostatecznie miasto Kętrzyn zostało ukarane brakiem pieczątki w naszych "Paszportach", bo nie udało nam się spotkać z jakimś księdzem. Budynki na plebani i obiekty parafialne były pozamykane koronawirusem na głucho a telefonów nie odbierano.

Po drodze przy okazji podbijania paszportów od jakiegoś wiekowego księdza (Którego? W jakim kościele?) dostałem medal papieski. Głupio się tłumaczę, ale nawet tak wyraźne fakty nie zapisane od razu umykają... .

To chyba przy tej okazji była pełna życiowej mądrości, prosta porada - zapytanie: Synu, czy ty naprawdę robisz wszystko aby szczęśliwie przebyć i (co ważne) równie szczęśliwie powrócić do domu?! Pamiętaj: rodzina na Ciebie liczy - oni na Ciebie czekają!
- Myślę, że On samotnie mieszkający na plebani potrafi docenić dobro wynikające z bycia wśród bliskich.


Przyjazd do Świętej Lipki odbył się uroczyście i (znowu!) na ostatnich oparach elektryczności. Dobrotliwy ksiądz proboszcz zaproponował - z czego skwapliwie skorzystaliśmy - spanie w "Domu Pielgrzyma" i naprawdę starannie objaśnił jak do niego spod krużganków dojść.

Mimo tego ciekawe było to dojście do"Domu". Mimo detalicznego objaśnienia co i jak sam nie dotarłem tam. A przecież ks. proboszcz dobrze tłumaczył... . Po prostu nie kumałem ze zmęczenia i opacznie rozumiałem nawet proste wskazówki.





"Dom Pielgrzyma" w Świętej Lipce to jest obiekt już nadgryziony zębem czasu, ale profesjonalnie przystosowany do ruchu pielgrzymkowego.

Tu jest pełna infrastruktura a nawet pralka którą ochoczo i fachowo obsłużył pielgrzym Piotr. Jestem mu za to wdzięczny gdyż sam nie znam tego tajemniczego urządzenia.

Wspólny pokój z Piotrem oznaczał, że będę musiał spać w woskowych stoperach, bo inne słabo tłumią. Co ciekawe: jemu moje chrapanie - głośne przecież - nie przeszkadza! Wcale.

W związku z tym, że obydwoje byliśmy pół żywi (tiry, górki, wiatr, ciepło) kolektywnie a całym dwuosobowym zespołem postanowiliśmy jutro odpocząć.

Odpoczynek polegał będzie na czymś co znowu Piotr wymyślił. Doczytał się gdzieś w internetach, że o 9:30 będzie prezentacja organów świętolipskich. Udział w tym koncercie jest płatny, ale na coś te nasze przeogromne zasoby finansowe trzeba przecież przeznaczać. W końcu za nocleg zapłaciliśmy zaledwie a’ 35 zł.

Pięknym podsumowaniem tego dnia była fantastyczna zupa flakowa którą w barze naprzeciwko sanktuarium wybrał Piotr. Pani która stała za kontuarem była żywo zainteresowana naszą pielgrzymką. Wyrażała podziw i w ogóle promieniowała życzliwością co nas przyjemnie zdziwiło.
- To był kolejny, zwalający z nóg, upalny dzień.


Brak komentarzy:

Podziel się