niedziela, 4 czerwca 2017

Kozi Bórek (1818)

Wyjeżdżając od klasztoru jeszcze na skrzyżowaniu w Bysławku brązowa tablica zauważona kątem oka przyciągnęła wzrok.
- Stało tam jak wół; KOZI BÓREK.

Kozi Bórek? Kozi Bórek? Skąd ja to znam? W zakamarkach pamięci coś tam próbowało się przebić do rozmiękczonej upałem świadomości, ale bez skutku. No to wszystko jest jasne! Skoro nie wiem co to Kozi Bórek to się dowiem. A więc zapytano przechodnia:

- A Kozi Bórek to co to? I gdzie to?
- Panie, to je na końcu świata, ale niedaleko. Ino autem pan do tej kapliczki nie dojedziesz... . Nie da rady.


- Jak to nie dojadę? Ja nie dojadę?! No dobra, jak nie dojadę to... dojdę!

No i ruszyłem w te niedalekie pola. Kręto, pylisto i coraz węziej. Aż tu naraz za jakimś gospodarstwem droga się skończyła. I ścieżyną, podmokłą tropinką dalej już tylko. Wzdłuż "Drogi Krzyżowej" ręcznie malowanej. Do lasku niewielkiego, do lasku się szło. Do takiego malutkiego, takiego w którym kozy tylko wypasać można. No właśnie do Koziego Bórku.

A tam kapliczka i ławeczki, a tam strumyczek mały. Jezioro pobłyskuje z za brzózek, pszczoły się uwijają i ptaków słychać śpiew. Idyllicznie tam było. Nie dziwię się, że ktoś wrażliwy dopatrzył się, zobaczył i przeżył Objawienie... .

Wszystko co do tego jest potrzebne i JEST. I kwiatek niejeden drobny tam i strumyczek malutki płynie... .

Proszę nie pytać mnie czy warto odwiedzić to miejsce! Czy warto choćby na ławeczce posiedzieć i ptaków posłuchać.








Brak komentarzy:

Podziel się