poniedziałek, 2 marca 2015

Mistrzem się bywa 2/2 (1516)


No i tym sposobem okazało się, że pod koniec biesiady tenże
Wszechmocny skierował tylko do mnie dosyć szczególne a mocno
prywatne pytanie:
  • Jak to jest z tą waszą katolicką religią? Jak to jest, że tylko
    ci pastuszkowie, tylko oni maluczcy tą waszą Matkę Boską,
    tylko oni Ją widzą... ? Jak to jest, że tylko im ona się objawia?!
W tym momencie powiało mrozem i było tak jakby wszyscy w jednej chwili
znaleźli się na Syberii. Nawet syndyk nie kumający specjalnie angielskiego
wszystko zrozumiał i aż zesztywniał z wrażenia. Nie mówiąc o pozostałych
osobach na sali. Cisza zaległa jak makiem zasiał, mi zaschło w gardle,
chwilkę pomyślałem i wypaliłem do Szefa Wszystkich Szefów mniej
więcej tak.
  • Pozwoli pan, że opowiem pewną historię.
Proszę sobie wyobrazić wielką górę. Jest naprawdę wysoka! Chmur sięga,
nieba samego. Niedostępna dla zwykłych śmiertelników ona jest! Pokryta
ostrymi skałami i nieprzebytymi lasami broni się przed zwykłymi ludźmi.
A na samym szczycie, najwyżej jak tylko można stoi złoty tron. A na tym
złotym tronie siedzi pewien Wszechmocny Człowiek.

Oto wskaże palcem i jedna z jego fabryk (O tam, ta w dole, po lewej) znika!
Tysiąc dwieście pięćdziesięciu sześciu ludzi idzie na bruk. Nie, tysiąc dwieście
siedemdziesięciu ośmiu ludzi idzie na zieloną trawkę! Fabryka znika w jednej
chwili, bo taka jest konieczność finansowa w korporacji. To co nie przynosi
dochodu  m u s i  zniknąć.

W chwilę potem, w zupełnie innym miejscu powstaje nowy zakład! Dziesięć
tysięcy ludzi znajduje w nim pracę! Region się bogaci, rodzą się dzieci.
szczęście rozkwita. A wszystko to oni zawdzięczają Temu Który Siedzi Na
Wysokiej Górze. Temu który widzi wszystko i wszystkim zarządza. W związku
z tym trzeba zadać kardynalne pytanie:
  • Czy On może wszystko?
  • On może p r a w i e wszystko.
  • Dlaczego tylko p r a w i e ??
Proszę siedząc na tym złotym tronie spojrzeć z wysokiej góry na tą oto
zieloną dolinę. Wszyscy widzimy, że wypasane tam jest stado owiec.
Trzy dziewczynki, jeden chłopiec i duży biały pies pilnują stada bialutkich
owieczek

Niebieski strumyk płynie, owieczki się pasą, dzieci zbierając kwiatki pilnują
swego stada. Proszę się przyjrzeć tej dziewczynce z lewej. Proszę zobaczyć
jak właśnie w tej chwili zerwała garść wonnego rumianku! Jak delikatnie do
bukietu pochyla swą twarz wdychając cudowny zapach roślinki... .

Otóż Ten Który Może Wszystko, otóż Ten Od Którego Wszystko Zależy
jednego na pewno nie może: teraz nie może powąchać tej roślinki!

On który z wysokiej góry rządzi światem tej jednej jedynej rzeczy nie jest
w stanie doświadczyć. Musiałby zejść z tej wysokiej góry, udać do doliny,
i być tam razem z pastuszkami. Dopiero wtedy może doświadczyć cudu
jakim jest kwietna łąka, tylko wtedy może odczuć cudowność tego co
jest zapachem zwykłego przecież rumianku.

I to samo jest z innymi cudami. Trzeba zejść z wysokiej góry, aby ich
doświadczyć... . Trudu schodzenia w dół trzeba zażyć, pokory wobec
przeciwieństw gdy kamienie sypią się na głowę, a wszystko po to by
zobaczyć Tą Która Jest Dla Nas Tak Ważna... .

W salce biesiadnej było jak makiem zasiał. Szef Wszystkich Szefów,
który mocno podochocony przez całą opowieść mienił się na twarzy
stosownie do etapu na którym była story, na takie zakończenie opowieści
cichutko się zaśmiał (a jego świta mu zawtórowała) i wzniósł toast:
  • Niech cuda nam się przydarzają! 
W chwilę potem zabrzmiał zwykły szmer rozmów i świat wrócił do normy.
W pogodnym nastroju biznesowy obiadek dobiegł końca.

Na następny dzień wszyscy święci z naszej firmy składali mi gratulacje.
Nawet szef zwykle dosyć oględny w pochwałach powiedział coś takiego:
  • No to - panie Józefie - było niezłe zagranie, godne mistrza.
    Tak! Mistrzem się bywa! -
    dodał z zamyśleniu.
* * *






















Nie, nie udało się sprzedać wtedy tego zakładu! W ostatniej chwili, prawie
tuż przed podpisaniem kontraktu - będąc jeszcze na terenie zakładu - jeden
z bardziej spostrzegawczych przedstawicieli zagranicznej delegacji zapytał
się niewinnie:
  • A co to tam na horyzoncie - jakieś dwa kilometry od nas - tak sobie
    nieładnie dymi?
No i padła wtedy fatalna z naszej strony (a nie mogła być przecież inna!)
odpowiedź:
  • Ach to? Te dymy? A to jest dawne wysypisko śmieci. Poddano je
    bardzo starannej rekultywacji, ono jest od dawna nieczynne. Od
    czasu do czasu tylko występuje jakiś samozapłon i wtedy (przez
    parę tygodni w roku tylko!) ona hałda sobie dymi i dymi. ...ale to
    nic szczególnego, wysypisko od dawna jest nieczynne no i sporo
    daleko nam do tej hałdy... .
W zagraniczną delegację jakby piorun strzelił. Zagadali slangiem coś tak szybko,
że nie można było kompletnie nic zrozumieć. Obejrzeli się po sobie, doszeptali
swoje wątpliwości i ichni Szef powiedział tak:
  • No to my się jeszcze namyślimy.
Za parę dni faxem nadeszła odpowiedź, że dziękują za współpracę, ale wybrali
innego partnera.

Możecie mi wierzyć lub nie - pan Józef kończył już przyciszonym głosem swoją
opowieść - ale mimo, iż transakcja nie doszła wtedy do skutku mam dobre
myśli z nią związane. I do dzisiaj pamiętam słowa swojego szefa: 


Brak komentarzy:

Podziel się