piątek, 15 lipca 2022

Dzień 11: Eisenach (Wünschensuhl), - Landpension Oberlützenbachshof 42 km (2267)

Po wczorajszym, ciężkim dniu ale porządnym posiłku na urodzinach oraz dobrym spaniu obudziłem się wzmocniony.

Z rana było dosyć chłodno. Być może będzie deszczowo, jak przewidywałem za prognozą pogody. Na razie nie było nic pewnego, bo internet tutaj kaprysił.


Śniadanie o godz. 7:30 przebiegło w miłej i sytej atmosferze. Przed wyruszeniem w Drogę była jeszcze krótka wizyta w kościele. Odczytana po niemiecku modlitwa podsumowała pobyt w przyjaznej dla pielgrzyma herberdze.

Jak na taką małą wioseczkę szokująco dużo ludzi zginęło na wojnie.

Prawdopodobnie najstarsza część kościoła.

Prospekt organowy kościoła pw. św. Barbary w Wünschensuhl.

Malunek z pawiem w Wünschensuhl.

Patrząc na te drogowskazy można odnieść wrażenie, że to co ważne jest tutaj blisko, prawie na wyciągnięcie ręki.
- Dzień pokazał, że nie było.

A potem były góry, góry i góry! Czy zdarzało mi się zgubić Szlak? Oj TAK! ...i to wielokrotnie.

Internet zanikał, Google Mapy kierowały mnie na ciągle te same punkty. I tak krążyłem sobie i krążyłem. Na płaskim to by nie powodowało irytacji, ale w tych górach?!

Szałas ratunkowy w Lesie Turyńskim. Niby w tym miejscu było tylko 425 metrów przewyższenia, ale (...).

Tutaj nabierałem sił przed zrobieniem kolejnego kółka... . Sposobem na wyjechanie z tego zaczarowanego lasu było posługiwanie się dwoma nawigacjami na raz.

Czy całkowicie wyeliminowało to mylenie drogi? Nieeeee :-)

W końcu dojechałem do mitycznego miasteczka Vacha!

A onoż okazało się urokliwe już od pierwszego wejrzenia!


To tutaj właśnie, w księgarni (po odpowiednio starannym zapoznaniu się z pieczątkami w Paszporcie Pielgrzyma) otrzymałem skromny certyfikat przebycia Drogi Ekumenicznej (Görlitz - Vacha). Czy byłem dumny z tego faktu? Oczywiście!
- Przecież zrealizowałem mój program minimum.

Przy wyjeździe z Vacha naraz biblijna scena: wyprowadzanie stada owiec w góry!

Na całą scenę patrzyłem nie wierząc własnym oczom, że to się dzieje tu, teraz i naprawdę.

Na moje zapytanie ze wskazaniem na aparat Pasterz życzliwie odkrzyknął do mnie wyrażając zgodę na fotografowanie.

Sposób w jaki porozumiewał się ze swoimi psami (gwizdy, okrzyki, śpiewne zawołania, klaskanie w dłonie) zaganiającymi stado przy przekraczaniu ulicy naprowadził mnie na myśl, że nic się tutaj nie zmieniło od setek lat...

Zadziwiająca dla mnie było ta ochota psów do współpracy! Po otrzymaniu sygnału pies wykonywał błyskawicznie polecenie a po jego wykonaniu przypadał do ziemi pilnie wpatrując się w pasterza i oczekując od niego następnych zadań do natychmiastowego wykonania.

Widać było, że nic się tutaj od czasów biblijnych nie zmieniło. ...poza oczywiście sznurem samochodów cierpliwie oczekujących na możliwość pojechania szosą.

Do dzisiaj zachowuję w żywej pamięci tą symboliczną scenę! To jest jedna z tych sytuacji, które są znakami na Drodze.


Domy we wioseczce Sünna.

Miejsce odpoczynku w Lesie Turyńskim, parę kilometrów na północ od Bermbach. To zdjęcie uznaję za kolejny, ważny dla mnie symbol przemierzania Drogi Jakubowej przez Niemcy.

Punkt widokowy na odludziu? Tak, spotykam je od czasu do czasu w zupełnie niespodziewanych miejscach. I to jest przyjemne.

Wody w camelbaku już brakowało, ale nie zaryzykowałem zejścia w dolinę do wsi. Za duży trud.

Na wysokim wzgórzu zobaczyłem niczym w Himalajach bębny modlitewne z umieszczoną na nich  Drogą Krzyżową.

Jak na mój gust szokujące rozwiązanie, ale co kraj to obyczaj.(...)

W połowie drogi: Otzbach - Bremen.

Wędruj z nami! Tu wszędzie jest blisko. Tak napisano, co w moim wypadku nie okazało się spełnioną przepowiednią :-)

Po około 40 km zjeżdżając w dolinę zboczyłem ze Szlaku do zadbanego wiejskiego (jak się okazało katolickiego) kościółka we wioseczce Bremen. Intuicja mnie nie zawiodła, bo okazał się być pw. św. Jakuba i św. Barbary.

Nie zdążyłem nawet zebrać myśli jak po otrzymaniu pieczątki pokazało się kilkoro ludzi. Popytałem o możliwość noclegu za około 10 km, ale odpowiedź była przecząca. Wtedy do rozmowy w zrozumiałej angielszczyźnie dołączyła jeszcze jedna pani. Z marszu zaproponowała: odpoczynek, wikt, opierunek oraz internet!

Z wrażenia poprosiłem o chwilę na uspokojenie myśli. Pani przytaknęła prosząc też o chwilę cierpliwości na dokończenie zaczętych we wioseczce spraw. Kiedy po pół godzinie skończyłem szeptanie i pochrapywanie pani pokazała mi jak dojechać do jej pensjonatu gdzie odpoczywałem będąc podejmowany jak długo oczekiwany gość, jak król, jak pielgrzym… .

Pani pojechała pierwsza samochodem a ja pędząc z góry frunąłem za nią na skrzydłach!
- Takich wielkich i białych.

Kiedy usłyszałem dzwon (okazał się być prywatną dzwonnicą!) myślałem, że tak się wita nadchodzących letników, ale to była tylko koincydencja. Faktycznie dzwon wzywał na modlitwę w specjalnej godzinie, o 15-tej.
- Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi.

Potem był p r y s z n i c . Co za rozkosz zmyć z siebie trudy przemierzania Drogi: pot, kurz i sól!

Po uporaniu się z ablucjami zaczęło się wciskanie w siebie starych bułek rozmoczonych w herbacie.  Podsumowaniem posiłku było prastare jajko na twardo. Nie można przecież dopuścić do niejadalności posiadanego pożywienia. O wyrzucaniu nie może być mowy!

Po oddaniu 10 rzeczy do prania zapadłem w letarg.

Podczas późniejszej rozmowy z gospodynią okazało się, że jej rodzina też pielgrzymuje.

Co roku grupa około 80 osób z okolicy odwiedza Walldür w Badenii Wirtembergii - znanego miejsca pielgrzymkowego w Niemczech. To jest około 150 km od miejsca zamieszkania (gdzie właśnie jestem) czyli Oberlützenbachshof.

Mając udostępniony sygnał WiFi możliwe było przesłanie 180 elementów na dysk Google. Hurrrra!

2 km stąd znajduje się Muzeum POINT ALFA. Poświęcone jest dawnemu podziałowi na rosyjską i amerykańską strefę okupacyjną.
- Oznacza to, że jutro pokonam granicę pomiędzy NRD a RFN :-)

A tak przy okazji... . Poza dużymi miastami Niemcy mają bardzo słabo odwzorowaną infrastrukturę na Mapach Googla! U nas każda ścieżynka ma swoje obrazowanie w Google Street View, a tutaj?! Szkoda gadać!

W dokładności słabo zamieszkanych terenów Open Street Map bije na głowę Mapy Google.

Na planowaniu trasy i sporządzeniu notki z dnia dzień się zakończył. Na jutro wczesna pobudka, bo jestem umówiony jutro na śniadanie o 7:00.


Brak komentarzy:

Podziel się