Noc minęła spokojnie. Były jakieś przerwy w spaniu, stąd w rezultacie powstaliśmy do życia o 7:00. Prognoza pogody straszy że będzie dzisiaj cały dzień padać. Tak przynajmniej wczoraj wieczorem zapowiadano.
Także wieczorem Piotr żartobliwie (jak to on) sugerował powrót pociągiem czego w żadnym razie nie wzięto pod uwagę.
Wreszcie solidnie lunęło. Na szczęście udało udało nam się schować do przydrożnego baru.
- Podjazd do niego był upiorny!
- Podjazd do niego był upiorny!
Wraz z utrwalanymi obrazkami nastroje się zmieniały... .
Schowani pod kasztanem w Szamotułach czekaliśmy aż przejdzie kolejna fala deszczu... .
Poganiani i zraszani co chwilę przez deszcze, straszeni przez jadące aż nazbyt blisko tiry szczęśliwie dotarliśmy do naszego miejsca spania.
Nie wiem jak się to miejsce naszego mieszkania nazywa, ale pan Łukasz z Białężyna przyjął nas i nie bierze ani złotówki za przenocowanie. Jesteśmy mocno zmęczeni.
- Kto i jak ten nocleg załatwiał tego nie wiem.
To był ciężki dzień nie tylko dlatego że przyjechaliśmy 120 km, ale z uwagi na warunki w jakich jechaliśmy (deszcze, górki, tiry).
Piotr zasnął o 20:00 snem sprawiedliwego a mocno zmęczonego co mu się solidnie należało. Ja nie decyduję się na spanie prędzej niż o 22-tej, bo po prostu nie będę w nocy spał.
- Siedzę więc i uzupełniam zaległości z notatek. ...ale co to za notatki jak w głowie same śmieci?!
- Kto i jak ten nocleg załatwiał tego nie wiem.
To był ciężki dzień nie tylko dlatego że przyjechaliśmy 120 km, ale z uwagi na warunki w jakich jechaliśmy (deszcze, górki, tiry).
Piotr zasnął o 20:00 snem sprawiedliwego a mocno zmęczonego co mu się solidnie należało. Ja nie decyduję się na spanie prędzej niż o 22-tej, bo po prostu nie będę w nocy spał.
- Siedzę więc i uzupełniam zaległości z notatek. ...ale co to za notatki jak w głowie same śmieci?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz