poniedziałek, 13 września 2021

Rajd Marszałkowski i Dziemiony (2231)

Na ostatnim w tym roku wydarzeniu rowerowym z patronatem Marszałka Województwa kujawsko - pomorskiego (Piotr Całbecki) stawiono się punktualnie i licznie. 

To ostatnie odnosi się także do KTK "Przygoda", którego członkowie rozpoznali mnie a nawet zaakceptowali :-)

Objawiło się to tym, że mój udział w Rajdzie został przedłużony o dojazd do Dziemion, gdzie na klubowiczów czekały atrakcje dożynkowe.
 
Lista uczestników Rajdu Marszałkowskiego była imponująco przedłużona o następujące organizacje rowerowe z okolicy.







W sumie w rajdzie wzięło udział kilkaset osób (sic!).

Tłum dziarsko wyruszył i jeszcze w granicach miasta się zatrzymał na dłuższą chwilę. 

Nie znam dokładnie szczegółów, ale sprawa musiała być poważna skoro podjechała karetka... . 

Po dojechaniu do mety wydano dyplomy udziału, medale i buff'y. 

Zamykając stawkę KTK "Przygoda" dojechałem w grupie do Dziemion nie popasając tam dłużej. 

Wykonano szybki rzut oka na okazałe dożynki...

...
przyjrzenie się plonom i...

...mogłem już sam wyruszać w drogę powrotną własnymi ścieżkami!

I wtedy...

...zajechałem tutaj! Ten "pałac" w Witkowie zaskoczył mnie nie tylko stopniem zrujnowania.
 
Resztki danej okazałości (widoczne po okolicznych zabudowaniach gospodarczych) przyćmił specyficzny sposób w jaki ktoś za wszelką (niską!)  cenę próbował w nim zamieszkać!

Paskudna przybudówka, tandetne, plastykowe okna wyraźnie świadczyły o tym, że konserwator zabytków nigdy tego bezeceństwa nie widział.

Przeglądając się szczytowi można było wyraźnie zobaczyć, że pożar dokonał tu dzieła zniszczenia nie dając szansy na dzikie marzenie o zamieszkaniu tu najmniejszym kosztem... . 

Ze smutkiem opuszczając to miejsce jeszcze kątem oka (parę kilometrów dalej) zoczyłem były cmentarz protestancki. 

Obszar ten ładnie jest okolony drzewami i choć zadbany w stopniu średnim sprawiał jednak ogólnie miłe - na miarę swojej roli - wrażenie.
- Pozdrawia się Michała Piotra Wiśniewskiego! Patrz LAPIDARIA.

Mając prawie 90 km na liczniku jakoś nie chciało mi się dobijać do kolejnej (a tak pożądanej) setki... . 

Przystanek przy RPO (Rowerowy Punkt Odpoczynkowy) we wiadomym miejscu był ostatnim etapem tej wyprawy.


Brak komentarzy:

Podziel się