W zasadzie to nie potrzeba nam zbyt wielu słów. ...bo i o czym tu mówić, gdy komunikacja zaburzona. W takich spotkaniach nie ma czasu na small talk.
Mówimy więc krótko i tylko o sprawach najważniejszych. Jak będziemy fotografować? Gdzie postawimy sztalugi żeby mieć dostatecznie dużo światła? Jak by tu uniknąć rozbyłyszczenia powierzchni obrazu... .
- A ciasno w tej pracowni / mieszkaniu!
Dajemy jednak radę.
Dajemy jednak radę.
Oczywiście na wstępie jest oszczędny ceremoniał. Jak tam zdrowie? Co z jedzeniem u Pana? Sprzedał Pan ostatnio jakiś obraz?
Stałym motywem naszych niespiesznych i oszczędnych w słowa rozmów są mecenasi. Ostatnio jeden z nich sugerując, że jest skłonny kupić od razu (nawet!) cztery obrazy tak uzasadniał drastycznie niższą cenę niż sugerował to Pan Tadeusz.
...bo widzi pan kupiłem ostatnio dom i teraz chciałem go jakoś ozdobić. A tu córka na uniwersytecie w Poznaniu (niedawno za mąż wychodzi!) a żona to mnie chyba wyklnie za ten kosztowny zakup! Szło o wytargowanie rzędu 100 zł na jednym obrazie!
- Słuchałem tego jak On bez emocji relacjonował i szlag mnie trafiał i wstyd mi było za tego "kogoś".
- Słuchałem tego jak On bez emocji relacjonował i szlag mnie trafiał i wstyd mi było za tego "kogoś".
A ON po swojemu argumentował, że: "wszystko przecież drożeje... i blejtramy i farby i żywność".
Czy mi się podobają Jego obrazy? TAK. Mają w sobie ciszę i spokój świata (jedynie) dostępnego dla Pana Tadeusza. Oddzielony od innych ograniczonymi możliwościami kontaktu poprzez swoje obrazy uchyla rąbka do świata mało zrozumiałego dla innych, jego własnego świata.
Im dłużej patrzę na Jego obrazy tym bardziej zapadają mi w pamięć, tym bardziej oswajam je dla siebie. Ostatnio doszedłem do etapu, a może by tak kupić któryś z nich? Po zobaczeniu NIEJEDNEGO z obrazów to przecież serce mi bije szybciej!
I wtedy widzę go u siebie, na ścianie nad biurkiem, a ten drugi w dużym pokoju, a ten (no, ten!) to najlepiej by pasował na wprost wejścia, tak żeby każdy już od progu... .
I wtedy widzę go u siebie, na ścianie nad biurkiem, a ten drugi w dużym pokoju, a ten (no, ten!) to najlepiej by pasował na wprost wejścia, tak żeby każdy już od progu... .
Zadziwia mnie jego wybór tematów! No przecież byłem tam i widziałem te plenery. Podnosił aparat do oka i robił zdjęcie. Po paru dniach wracał w to samo miejsce i znowu to samo fotografował. Po kilka razy wracał więc o różnych porach, przy różnym świetle.
...a kiedy już nasycił swoje oczy danym tematem, kiedy (zda się) już go poznał całkowicie to pisał esemesa, że "a może byśmy upewnili się co do tego miejsca tak abym mógł we właściwym czasie już zacząć go malować".
Ten kłopot w przemieszczaniu się, marne poczucie bezpieczeństwa gdy autobusem wyrusza ze sztalugami, pędzlami i farbami ciągnąc cały ten majdan na dwukółce też pewnie określa zakres podejmowanych tematów.
Mając i to na uwadze jednak ciągle fascynuje Jego wybór tematów! Samemu przecież robię w obrazkach (20K zdjęć mówi samo za siebie), więc powinienem czuć tego samego bluesa co ON, ale nie! Se ne da! Nie ta wrażliwość, nie ten ogląd i osąd świata.
Zachwyca mnie cisza która emanują Jego obrazy. W końcu... Pan Tadeusz (mój rówieśnik!) ma już swoje lata. I tą dojrzałość widać w obrazach. On już nie musi niczego i nikomu udowadniać. Ma swój świat i potrafi go pokazać. A że nie wszyscy i od razu potrafią to zobaczyć i docenić jego malarstwo?! No, cóż: może z czasami dojrzeją i do tego.
PS. Nie kupiłem dotąd żadnego obrazu Pana Tadeusza. A spoglądanie na niektóre z nich sprawia mi przecież prawdziwą przyjemność kiedy od pewnego czasu znalazłem klucz do ich odbioru. I wtedy wyobrażam sobie jak wiszą na moich ścianach. ...ale na tym wyobrażaniu się wszystko kończy!
Od zachłannej chęci posiadania Jego obrazów broni mnie przeświadczenie, że gdybym kupił choć jeden obraz to (być może) zniszczyłbym coś bardzo cennego.
- A może jednak nie?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz