piątek, 11 października 2013

Podlaskie klimaty 1/2 (1342)


Jak co roku było się w Krainie bocianów i okolicach. No i po tychże stronach nuże rozjeżdżać się rowerem. Tak jak poprzednio było się też z wizytą w skicie, w Odrynkach. Oczywiście  pojechać prosto  to byłoby za prosto! No to się rowerem tak jak powyżej: zamiast tak jak poniżej.


A w ogóle też mi mecyja te parę kilometrów więcej! A gdzież mi się było spieszyć, gdy młodość (ducha) rozpiera, gdy ludzie życzliwi a świat przyrody podlaskiej stoi otwarty na przestrzał.
- I zaprasza.


No to spacerkiem w tej euforii, nawet nie wiem kiedy z drogi zboczyłem... . W pewnym momencie gdy picia zabrakło, a i mocy jakby nieco w pedałach ubyło dojechano do wioseczki całkiem nieznanej: KRYNICA.

Krynica?! Jak to Krynica? Wśród lasów i pól - bez morza i gór? A tak, tak: Krynica wieś. Nowe ogrodzenie i stara chata (a z boku nowy dom). I spojrzenie przez szybę. Ktoś przy oknie. Życzliwy gest: ależ tak, zapraszamy, właśnie pijemy kawę. No i jak tu odmówić?
- Abo to mi się spieszy gdzieś?

I tak serdecznie zaproszony zaszedłem do Starego Domu. I wszystko w nim było jak w tym telegramie - jak być powinno na Podlasiu.
- A, że nawet więcej to proszę się samemu przekonać!




Kiedy wyszedłem na podwórko szczęka mi opadła ze zdumienia, tak nisko, że nie sfotografowałem z zewnątrz "Najmniejszej kuźni na świecie". Okazało się, że Dziadek gospodarzy był kowalem.

W tym mikroskopijnym wnętrzu (3 x 3 m) zachwyciły mnie dwa urządzenia: drewniana (sic!) obudowa paleniska i tegoż zasilanie powietrzem. Fachowcy od etnografii na pewno by znaleźli więcej szczegółów godnych uwagi, ale mi wystarczyło tych dwóch by obiekt w zadziwionej pamięci zachować.

Gdyby na ten wpis spojrzał jakiś etnograf to za odkrycie tej perełki chyba by mnie ozłocił lub chociaż piwo postawił! (W grę wchodzi tylko Guinness z beczki szpatułką ubijany!)

Nie, nikt mnie nie ozłoci: tutaj tacy specjaliści z własnej woli nie bywają.
- A szkoda... . 





Spojrzenie za okno pokazało prace nad nowym domem przygotowywanym pod agroturystykę. A tam już inna rzeczywistość: przestrzeń, klomb w kwiaty bogaty, altana, staw rybny... .










Proszę się nie dziwić, że zakręciło mi się w głowie!

Odjeżdżałem, nie bez pewnego żalu, ale droga wzywała... .
- A do czego? O tym będzie już następnym razem!



Brak komentarzy:

Podziel się