sobota, 21 kwietnia 2012

Jak kupowałem ruski tank (890)

Nawiązując do komentarzy zamieszczonych tutaj i zgodnie zgodnie z obietnicą
wybrałem się do Czernikowa, aby kupić ruski czołg. Jeżdżenie rowerem już mi
spowszedniało, to możliwość nabycia za psie pieniądze jakiegoś oryginalnego
środka lokomocji wydała mi się ciepłą wiosną atrakcyjna.

Nieco się ociągałem z tym wyjazdem, ale przywitały mnie entuzjastycznie
kolorowe wiatraczki uruchomione zapewne specjalnie na moją cześć.




 
Przyjemnie jest wiedzieć, że oczekiwanym się jest gościem!









Miły oku rozgardiasz okazał się być normą....









...dobrze zorganizowanej lokalnej przedsiębiorczości.




Tradycyjny sznurek, mydło i powidło też nie zawiodły!





Każde okazało się być na właściwym sobie miejscu. 

Zafascynowany kolorytem oferty i ciemnawą karnacją nie udało mi się jednak
sfotografować panów Cyganów (na tym targowisku) robiących za Bułgarów.
- Romowie okazali się sympatyczni, chociaż stanowczy w odmowie.



Już wcześniej na widok aparatu zaczęli się pakować. Dość szybko zresztą.

Nie minęło nawet pięć minut jak zrobiło się pustawo także dookoła nich!

 Stałem oszołomiony na środku placu i nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
WSZYSCY sprzedawcy (niby nie zwracając na mnie uwagi!) pakowali się w panicznej gorączce!
- Powolutku schowałem aparat porażony jego mocą... . 



W ostatniej chwili coś mię tchnęło i złapałem za
rękaw w popłochu pakującego się handlowca.

Panie! Czego oni się zlękli? Czemu na widok
aparatu fotograficznego wszyscy zrobili się tacy
nerwowi i od razu się pakują? Ja tu panie nie chcę
nikomu przeszkadzać! Przecież aparat już
schowałem i już idę, no przecież idę sobie stąd!


A pan co tu z tym swoim aparatem wyjeżdżasz? Ważny się znalazł! Kwadrans po jedenastej już jest,
a targowica czynna jest tylko od 8 do 11-tej właśnie to i ludzie się zmywają.... .

*   *   *

Następnym razem przyjadę wcześniej to i nawiązane przyjaźnie rozwinę i do księżego ogródka zajrzę.
- Obiecuję.

3 komentarze:

Anek pisze...

Mogłam ostrzec, że trzeba się się śpieszyć. Zawsze tak było, że o 11 się już targujący zawijają, nawet jak targowisko było w centrum (przeniesiono je z chirurgiczną precyzją, każde stoisko jest dokładnie tam gdzie by było w starym miejscu). Moja babcia już o 7 chadzała na jarmark, żeby u "krzykacza" kupić niemiecką kawę bez kolejki. A mi panowie Romowie nie robili problemów ze zdjęciami. Jakoś umknęłam w tłumie XD

Przy następnej wizycie proszę dać znać. Zaproszę na kawkę - tradycyjnie po 10 z drożdżówką kupioną na rynku. Rzut beretem za torami, gdzie gęsi, zielononóżki i perlice biegają w obejściu.

Obserwator Toruński pisze...

Kiedyś mieszkając w Swindon (Anglia) nie utrzymywałem żadnych zażyłych kontaktów z Polakami. Nie mając jeszcze nawiązanych kontaktów z tubylcami mogłem więc liczyć tylko na siebie. Byłem więc dosyć nieśmiały (żeby już nie powiedzieć zahukany) wchodząc do różnych takich luksusowych miejsc.

Wreszcie jednak zdecydowałem się wejść do pewnej świątyni handlu, która (przeciwnie do stanu dzisiejszego) w tym czasie robiła na mnie wrażenie (Marks @ Spencer).

Można więc sobie wyobrazić co czułem gdy zaledwie postawiłem nogę na ruchomych schodach a już zawyły syreny! Co ja takiego zrobiłem, że one na mnie tak nagle?!)

Na dodatek wypadli dwaj ochroniarze ochroniarze i wziąwszy mnie pod ręce po prostu siłą wyrzucili mnie na ulicę... .

Za chwilkę okazało się, że wszystko jest w porządku, to był tylko próbny alarm antyterrorystyczny o którym nic nie wiedziałaem... .

A co do Czernikowa: następnym razem przyjadę wcześniej!

Anek pisze...

To się nazywa pech :) Nie zazdroszczę spotkania z ochroną. Ale nie ma co się przejmować. Przynajmniej jest co opowiadać.

Próbowałam odszukać moje zdjęcia z jarmarku w Czernikowie, ale oczywiście gdzieś przepadły :( ciągle coś gubię >< Mam tylko zdjęcia z pchlego targu we Włocławku.

Podziel się