czwartek, 4 maja 2023

Zaczęło się ! ...a potem trwało 4 dni (2280)

Ten początek wziął się z nowego roweru. "Nowego" to mocno powiedziane.  Precyzyjnie rzecz ujmując chodzi o  nowy dla mnie chociaż wcześniej przez kogoś używany pojazd. Zakup z założenia nienowego roweru musi być dokonany u wiarygodnego sprzedawcy i rzetelnego serwisanta, bo inaczej całe przedsięwzięcie mija się z celem.

A wytyczne dla mojego roweru brzmiały:
a) ma być prosty, aby jak najmniej części mogło się w nim popsuć. 
b) ma być oldskulowy aby swoim wyglądem zniechęcał potencjalnego przewłaszczyciela czy napadacza :-)
c) ma być solidny, tak aby swoimi podzespołami dawał nadzieję na pokonanie tych marnych paru (...) kilometrów w drodze do SdC.

Nad wyborem sprzedawcy nie musiałem się trudzić. Mój poprzedni rower długodystansowy, którym po Polsce sporo się najeździłem (a i po Niemczech - gdzie został -  dawał radę!) kupiłem we firmie LIDER - SPORT (Leśniewski Rowery) w "kwadracie" na Kosynierów Kościuszkowskich 4 czyli tu:

Serwis solidny, wyspecjalizowany w dystrybucji rowerów nowych i nienowych. Profesjonalny serwis przedsprzedażny, staranne uwagi przy wyborze konkretnego egzemplarza i cierpliwe a  jednocześnie elastyczne dopasowanie się do wymogów klienta to główne atuty współpracy z p. Leśniewskim. POLECAM.

Piszę te słowa mając za sobą przejechane (i udokumentowane!) na tym nienowym / nowym rowerze prawie 500 km, a dokładnie to 485 km. Oprócz niewielkich (a ważnych!) ustawień (fitting) i ostatecznego dostosowaniu wyposażenia cały rower spisał się na tym dystansie znakomicie, dając nadzieję, na to, że bez większych obaw wyruszę w lipcu na dalszą część mojej Wielkiej Drogi.

Na początek jednak trzeba było się przyzwyczaić do jeżdżenia na króciutkich dystansach. Pojechało się więc rodzinnie do Turzna. Te niecałe 40 kilometrów - po paru miesiącach jeżdżenia tylko na rowerze elektrycznym - sprawiło sporą frajdę!

Potem rodzinnie i towarzysko zajechało się do Bierzgłowa. Spotkanie z moim ulubionym aniołem. możliwość zobaczenia Ucha Opatrzności - nie licząc wiatraka - to były główne atuty tej przejażdżki. 35 km trafiło do puli.

Następnie zadano sobie cel ambitniejszy z dawna sobie obiecywany: przejechać przez  p o l i g o n . Najpierw była nieudana próba przejechania Drogą Popiołową. Kto tam był to wie, że to jest taka sobie zwykła droga dla czołgów z dołami na metr i głębszymi... . Brnąłem więc przez te piachy (usiłując dojechać do drogi śródpoligonowej nr 250) dopóki Wojsko Polskie mnie nie pochwyciło :-) Sympatyczni żołnierze grzecznie aczkolwiek stanowczo poprosili mnie o opuszczenie terenu należącego do armii, co zrobiłem skwapliwie. Obeszło się bez mandatu! ... za to sfotografowano sarenkę przydrożną (typ leśny!) zwykłą komórką.

Skoro nie można było od strony Drogi Popiołowej to może jednak inną drogą się da?! Dało się! ...co widać na załączonej mapce.
 
Zważywszy na naprawdę ciężki teren tę trasę winienem sobie zaliczyć jak w górach, ale mi wystarczy udokumentowane 64 km. Informuje się odpowiednie służby, że choć i tym razem jechano przez poligon to jednak bez wyraźnych zakazów!
- Prawo jest prawem i należy go przestrzegać.

W następnej trasie poniosło mnie na przeprawę mostową w Nieszawie, wszak prom tam zaczął od majowego weekendu kursować! Tu żadnych niespodzianek co do terenu nie było, chociaż zauroczył mnie nowy mostek na rzeczułce MIEŃ: 

...który niegdyś wyglądał TAK.

Szczerze wdzięczny Wojsku Polskiemu za ten dar dla cywili pogalopowano dalej. Tradycyjnie ciężkimi piaskami dojechano do Chaty Kantora. A ona (ku radości mej!) na nowym fundamencie już stoi! Jest nadzieja, że kiedyś i do Niej życie zawita.

Niemniej jednak dojazd więc do niej nadal jest koszmarny jako i prowadząca do Osieka upiorna betonka... . 

Może kiedyś doczekam, że i do Włęcza kiedyś cywilizacja drogowa zawita?! 78 km dodano do puli mając w oczach ostatni punkt tej wyprawy jakim był kościółek przydrożny WG (Wiadomo Gdzie).

Ostatnią przejażdżką była wizyta w Daglezjowym Dworze. Zjadło się tam co nieco oraz wypiło (bezprocentowo!).


To miłe miejsce dla ludzi zamożnych a ceniących sobie dziczyznę czego osobiście nie doświadczyliśmy.
- Niemniej jednak podana zupa oraz własne kanapki były znakomite!

Opisując te drobne trasy przypomina się OMZ (Osobom Mniej Zorientowanym), że opisane przejażdżki miały za zadanie przetestować rower wyprawowy przygotowany i  zakupiony w LIDER SPORT u p. Leśniewskiego, ul. Kosynierów Kościuszkowskich 4.

Zachęcony dobrymi rezultatami wraz z Piotrem postanowiliśmy odbyć nieco dłuższą trasę: Toruń - Pelplin - Toruń, ale o tym to już będzie w następnych czterech notkach. 

Brak komentarzy:

Podziel się