Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 maja 2025

A wszystkie drzwi były zamknięte (2366)

Tuż po północy prosto z dworca w Metz wyruszono. Wyjeżdżając z miasta pod wiaduktami i mostami widziałem śpiących na ziemi ludzi bezdomnych. Delikatne skrzypienie mojego wehikułu tylko niektórych pobudzało do nerwowego podrywania się. Moją odpowiedzią było mocniejsze naciśnięcie na pedały.

Po ulicach krążyły hordy ludzi z obcych kultur członkowie których głośno rozprawiając wymachiwali rękoma próbując bezskutecznie nawiązać kontakt ze (samotnym) rowerzystą.

Za miastem ziąb przeraźliwy ciągnął od Mozeli co trwało ładnych parę godzin. (...). 

Ranek rozgrzewał się powoli. Kościół w Marly zamknięty na głucho był. Cudowny zapach kawy i świeżo wypieczonych bułeczek niósł się po ulicy i zbijał z nóg. To niewiarygodne, ale naprawdę cieplej się robiło. Prześliczna dziewczyna na przystanku szeroko uśmiechnęła się do nieznajomego. 

Opactwo de Augny niczym twierdza ciszy starannie odgrodzona była od wrzawy tego świata. Obchodziłem rozległe zabudowania a jedyne otwarte wejście ziało pustką niczym jaskinia smoka gdy ten ucztuje na drugim krańcu miasta... .
- Skąd takie niestosowne porównanie?!

Przyległe do pobliskiej biblioteki Stowarzyszenie św. Jakuba czyni swoją powinność raz w tygodniu, albo raz w miesiącu. Lub też kiedy indziej gdy nikt tego się nie spodziewa.. To zapewne w to tajemnicze wtedy czcigodni obywatele miasta zbierają się aby - opromienieni tysiącleciem istnienia Drogi Jakubowej - ze swadą rozprawiać o jej filozoficznym znaczeniu kiedyś, teraz i w odległej przyszłości. Zapewne przepyszne ciasteczka z musem jabłkowym czy też wytworne makaroniki wzbogacają to spotkanie.

Kościół św. Marcina Pont-à-Mousson tajemnicą był i takim pozostał. Odwiedziłem jeszcze dwie inne świątynie z równym skutkiem. Ku memu najwyższemu zdumieniu jedna z tych świątyń była nawet otwarta. ...i byli w niej ludzie!

Jedna z madame nawet odezwała się do mnie prosząc o wsparcie, którego akurat wtedy to ja zdaje się bardziej potrzebowałem chociaż w innej formie.

Jedna, druga i piąta próba choćby uzyskania pieczątki do Paszportu Pielgrzyma skończyła się wiadomo jak.

YES. Taki trzeba wybrać kod aby wrzucić klucze do czegoś w rodzaju skarbonki. Żegnaj Pont-à-Mousson!
- Czas było wracać.

sobota, 25 maja 2024

III Etap Drogi Jakubowej 1/3 (2319)

Z tym pielgrzymowaniem po Drodze św. Jakuba jak dotąd to było tak:

Wstęp: https://tiny.pl/dphx6  
Do Częstochowy: https://tiny.pl/dph7d 
Okolice Hajnówki: https://tiny.pl/dphw3 
Camino Polaco: https://tiny.pl/dphcg 
Przez Niemcy: https://tiny.pl/dphxb 

W międzyczasie tego mojego jeżdżenia na dłuższych dystansach było znacznie więcej ale komu by się tam chciało o tym pamiętać! Jeśli więc do tego dodać całkiem systematyczne pływanie na basenie to... .

W końcu 50 x długość basenu w ciągu godziny (i to systematycznie 3 x w tygodniu przez parę miesięcy!) to dla sportowca żaden wyczyn, ale dla starszego pana to już jest cóś. Oczywiście te dwie aktywności były naprzemienne. Takie więc mając solidne podstawy orzeczono: kondycja jest!

Przygotowanie sprzętowe (rower, ubiór, wyposażenie biwakowe) przetestowano wystarczającą ilość razy, tak że i ten punkt przygotowań do Wielkiej Drogi uznano za zrealizowany.

Gotowość mentalna była naturalną konsekwencją wcześniejszych przygotowań i zdała się być twarda jako ta stal hartowana bardzo.

Dojazd na początek kolejnego etapu Wielkiej Drogi był mikrobusem. Najpierw był rowerowo niemiecki Trewir, potem mikroskopijny Borg i nieco większe Thionville a zakończono (dość niespodziewanie) we francuskim mieście Metz. 

Story o tym jak dokładnie było przekładam na inny termin. Dość powiedzieć, że z uwagi na przyczyny zależne - i nie - ode mnie musiałem przedwcześnie wycofać się. 

Ból z tego tytułu jest zbyt świeży i nadal nie wiem, czy dostałem ostrzeżenie typu proszę:
a) lepiej być przygotowanym na każdą okoliczność
b) odpuścić sobie długodystansowe pielgrzymowanie albowiem jesteś pan już za stary.

Faktem jest, że to co mogło się nie udać to się nie udawało. Najpierw katastrofalne powodzie i stąd zalane drogi wzdłuż planowanej trasy (dolina Mozeli), co spowodowało konieczność przebijania się przez góry. O skali trudności trasy niech świadczy fakt, że któregoś dnia jadąc przez górki przebyłem przez cały dzień całe 15 km... . 

O niespodziewanych trudnościach z noclegami nawet nie wspomnę, chociaż tą trudność za każdym razem udawało się jakoś ładnie przezwyciężyć.

Bez wyliczanki innych kłopocików przeważającym był fakt, że z dnia na dzień nie byłem w stanie się zregenerować tak by następnego dnia wyruszyć w trasę... . 

No i prognozy pogodowe: na najbliższe dwa tygodnie zapowiadano deszcze i zimno oraz zimno i deszcze. Właściwie to każde z tych trudności to nie było dla mnie coś nowego. Wszystko to przecież pokonywałem na różnych etapach wcześniej, ale tutaj to wszystko się skumulowało i decyzja mogła być tylko jedna: wycofać się.

Uparcie przebija się do mnie myśl, że może jednak jestem już za stary...? W końcu wyjeżdżając czułem się jakbym miał 36 lat a wróciłem po 10 dniach jako 72 letni starzec... . 

Na okrasę zamieszczam wybrane parę zdjęć aby odnotować i tym sposobem wydarzenie.










PS. Mała refleksja bez przeprowadzania dowodu.
Zapuściwszy zaledwie żurawia na Francję oświadczam, że:
1. jeszcze nigdy tak mocno nie odczułem różnicy w zamożności Polski i Francji. 
2. Wielokrotnie byłem dumny z tego, jak wielki skok cywilizacyjny zrobiła Polska w ostatnich latach.

niedziela, 24 lipca 2022

Dzień 20: Riol - Riol, 00 km (2276)

Były poranne ablucje i uzupełnianie notatek za ostatnie 2 dni. W lustrze z pewnym zdziwieniem zobaczyłem starego, zmęczonego człowieka. Powinienem był się tego spodziewać, ale zaskoczyło mnie to nieprzyjemnie. Odnoszę wrażenie, że wyjechałem mając lat 40 a tu naraz siedemdziesiąt! (Granda i tyle).

Sporym minusem pobytu tutaj jest brak internetu. Rozmawiać przez telefon można, ale już poserfować po Necie to nie bardzo. Ponoć w następnym roku ma być dociągnięta linia internetowa do Riol.

Coraz to zaglądam do Chrystiana, ale i on mnie odwiedza. Pojawia się niczym Dobry Samarytanin przynosząc mi a to termos z gorącą wodą do herbaty, pomarańczowy worek na śmieci, a to kolorowe ulotki reklamujące TRIOLAGO (Riol nad Mozelą).

Jego opiekuńczość wprawia mnie czasami w zakłopotanie. Jako doświadczony globtroter bezbłędnie zgaduje moje potrzeby i pomaga, pomaga, pomaga!

Wczoraj kupiłem jedzenie i cztery 1,5 litrowe butelki wody Volvic Touch, o trzy za dużo. Dzisiaj okazało się, że to są wody smakowe czego w takiej ilości nie daje się pić.

Sterylna czystość pomieszczeń sanitarnych budziła zaufanie. Jak zauważyłem serwis cleaningowy odwiedza to miejsce kilka razy dziennie. 

Jeszcze co do samego kempingu… . Okazuje się że parawaning to nie tylko polska specjalność jak próbują nam wmówić polskojęzyczne media. 

Na tym kempingu ludzie grodzą się bez żadnego skrępowania naprędce zrobionymi płotami lub wskazują na zajętość "swojego" miejsca krzesłami tak jak ja to zrobiłem.

Patrząc na ludzi krążących tutaj po terenie widzę wyraźnie, że otyłość to nie tylko polska specjalność. Dotyczy to niestety zarówno mężczyzn jak i kobiet.

Tutejszy język niemiecki ku mojemu zdziwieniu brzmi może i nieco gardłowo, ale nawet dosyć przyjemnie a w wykonaniu niektórych osób to nawet śpiewnie. Przyzwyczajony do stereotypowego pokazywania Niemców mówiących zawsze głośno i rozkazującym tonem zaskoczyło mnie to przyjemnie.

Chrystian jest skromnym człowiekiem. Na moją sugestię, aby opowiedział mi parę barwnych historii ze swojego przebogatego w wydarzenia życia odpowiedział powołując się na Reinholda Messnera.

Ten wspinacz wysokogórski dokonał wielu wyczynów i między innymi zdobywał szczyty bez korzystania z maski tlenowej czy specjalnego jak na dzisiaj wyposażenia. "Skoro nim nikt się nie interesuje, to co ja miałbym mieć do powiedzenia".

Przy okazji okazało się, że Chrystian był w składzie jego zespołu zdobywającego szczyty w Himalajach. Jestem absolutnie przekonany co do prawdomówności Chrystiana. 

Christian jest prawdziwym romantykiem, żywym wcieleniem Włóczykija, tego z Doliny Muminków. Wczoraj siedział do północy przed namiotem i patrząc na rozgwieżdżone niebo grał na harmonijce ustnej. Tego grania nauczył się w wieku 60 lat.

Według informacji udzielonej mi przez Christiana Francja zaczyna się za około 50 km stąd w miejscu w którym znajduje się francuska elektrownia atomowa.

W ciągu dnia upał w namiocie był tak nieznośny, że wyniosłem się z niego w poszukiwaniu jeziora. I faktycznie znalazłem je całkiem niedaleko. O 16:00 Krystian zaprosił mnie na posiłek. Rozmowa była już mniej ożywiona, ale za to nieco pogłębiona.

W głowie została mi sentencja którą on od czasu do czasu powtarza: “Życie mamy tylko jedno na tej ziemi; korzystaj z niego na cały gaz, ale pilnuj abyś go sobie nie spaskudził!”

Były i opowieści o jego życiu. Odwiedził nawet Słupsk wśród swoich licznych podróży gdzie jego przodkowie mieli jakąś sporą posiadłość ziemską. Wręczył mi swoją wizytówkę. Z tego okropnego upału wszystko mi się już miesza, ociekam potem i próbuję sporządzać notatki i jakoś przytrzymać do jutra.

piątek, 16 kwietnia 2021

Francja w Toruniu (2207)

Włócząc sią po okolicach Torunia wreszcie trafiliśmy do Miasta dręczeni (nie wiadomo z jakiego powodu, ni w pięć ni w 9-ć) tytułowym pytaniem: ile jest Francji w Toruniu?! ...bo przecież!

Toruń dla turystów to przede wszystkim miasto gotyckie. Kościół Jakubowy i Mariacki, Katedra, Ratusz wraz z zabudową Starego i Nowego Miasta  (wraz z okalającymi je murami) tworzą atmosferę do odbioru miasta przepełnionego przepysznym gotykiem. I tylko nim.

Niemniej jednak warto wiedzieć, że nie tylko ten dominujący styl w sztuce ma u nas znaczenie! Można się pokusić o wskazanie konkretnych przykładów baroku kamienicznego, renesansu rzeźbiarskiego i malarskiego, można nawet dopatrzeć się śladów romańszczyzny :-) Na temat Art Deco nawet się nie wypowiadam mając w oczach pełno po toruńsku wspaniałych przykładów o których zamilczę. Na razie.

Jakby się wpatrzeć w niektóre obrazy wiszące w naszych muzeach to między innym i temata francuskie na nich występują też. Ponieważ nie chciało nam się w tym celu zachodzić do wspomnianych miejsc muzealnych musi nam wystarczyć pewien obraz wspomniany przy okazji innej, ważnej dla Torunia sprawy.

Dzisiaj kieruję uwagę P.T. OZ (Osób Zebranych) na inne ślady francuskie w Toruniu. Co prawda 20 marca czyli Dzień Frankofonii mamy już za sobą, ale wiemy, że... . Francja do Torunia już dawno dawno przybyła!

Wszyscy pamiętają jak Napoleonowi zachciało się bratać z ludem czego się doczekał. Z karczmy na Nowym Mieście musiano na sznurach go wyciągać, bo po drabinie z tej piwnicznej mordowni braci murarskiej nie dał rady po hucznej imprezie samodzielnie wspiąć się...  . Piwa tam opił się ten cesarz. 

A z tego też okresu napoleońskiego zostało nam bolesne wspomnienie lazaretu urządzonego w naszym Kościele Mariackim. Doskonałe fotografie pana Andrzeja Skowrońskiego pokazują te poobcinane nosy w stallach tamże. Żołdacy francuscy zabawiali się tnąc szablami po rzeźbach... . 

Potem w różnych okresach zaczęto stosować (tak jak i tu jest widoczne) dachy francuskie czyli mansardowe. Jak się rozejrzeć to mamy ich pełno w każdym zakątku Torunia. Przykładów nie ma potrzeby mnożyć gdyż tak  popularne one są, że na każdym kroku je widać.

A co ze współczesną Francją w Toruniu?! Pozazdrościli oni Anglikom co to mają swój Instytut Brytyjski blisko UMK i w samym centrum pomieścili Stowarzyszenie Alliance Française Toruń. 

W naszym przypadku tegorazowe zderzenie z Francją zaczęło się od pierogów! No, jeść nam się zachciało.
- Nie tylko zresztą nam. 

Głodni byliśmy jak lwy i krążąc po mieście szukano czegoś na pochłonięcie od zaraz i najlepiej na miejscu. Z tego ostatniego nic nie wyszło, ale rozległo się wielkie TA-DAM gdy zobaczyliśmy ten lokal sygnowany tym co widać.

Do bólu znany, wielokrotnie widziany i w dobrych czasach nawet tam kilka razy zachodziliśmy w poszukiwaniu szybkiego jedzenia. 

Teraz zgodnie z przepisami zostaliśmy obsłużeni szczegółowo, szybko i na zewnątrz. Po prostu: pokazano palcem - podgrzano - zapakowano.

I tyle było naszej Francji na teraz - zaraz - w Toruniu.

A pierogi były zwyczajne, najzupełniej smaczne po polsku. 





P.S. Parę dni później (z niejakim zdumieniem, o zgrozo!) odkryliśmy, że ta Pierogarnia ma jeszcze jeden lokal, w samym centrum miasta.

...co z kronikarskiego obowiązku zostało dostrzeżone i udokumentowane.




Podziel się