niedziela, 28 maja 2017

W krainie szęśliwości (1814)

Po dyszących z emocji chwilach spokoju mi się zachciało. Do ciszy przyrodniczej zatęskniłem, zamyślonego bociana i głośnego śpiewu ptaków się zapragnęło gwałtownie. Krótko mówiąc jakaś podręczna arkadia by się zdała.

Arkadia?! Skąd ja to znam... .? Ach, tak! To jest przecież panawergiliuszowa kraina wiecznej szczęśliwości mlekiem i miodem płynąca. Także czytane po wielokroć (a na głos!) Tadeuszowe Soplicowo do tej kategorii się nam domowo zalicza. No i jest jeszcze radziwliłłowski Nieborów z Konopnicką i Gałczyńskim przechadzającymi się pod rękę... .
- No i na tym się moje arkadie kończą. 

Jeszcze niedawno tak było, a tu niespodziewany telefon od przyjaciela dawno niewidzianego:
- Tak i tak, jedziem na przyrodę i to od razu a bez możliwości wykręcenia się!

Przyjaźń to wielka sprawa a stara przyjaźń to jeszcze większa. O odmowie być nie mogło mowy, ponieważ druh serdeczny na tą wyprawę zabierał nas swym rozległym mercedesem.

Krótkie ogarnięcie się i jeszcze tylko tuż przed wyjazdem (nie wiadomo po co) pytanie kontrolne:
...ale czy tam będzie to, to i tamto?! ...i na dodatek jeszcze żurawie?
- Będzie będzie, jak nie tym to następnym razem! Jedziemy na razie na próbę. Chcemy żebyście sami zobaczyli to co nam jest doskonale znajome.

No to zobaczyliśmy.






Brak komentarzy:

Podziel się