niedziela, 19 maja 2013

PROBALTICA : Koncert Prezydencki 1/2 (1233)

- PROBALTICA: Festiwal Muzyki i Sztuki Krajów Nadbałtyckich
- Toruń, Rynek Starego Miasta, kościół św. Ducha
- 6 maja 2013r.
- Koncert Prezydencki, zamykający Festiwal
- Dyrektor Festiwalu: Henryk Giza
- Osoba prowadząca: Urszula Guźlewska
- Młoda orkiestra niepotrzebującego batuty Krzysztofa Pendereckiego

ZAPISKI PROFANA. Na koncert zgłosiłem się zgodnie z regułą czyli 15 minut przed. Jako osobnik
wychowany na chorale gregoriańskim i zatrzymany w rozwoju muzycznym na Bachu nie miałem nadziei
na osobiście wielkie przeżycia muzyczne i się nie zawiodłem.

Niemniej jednak 1,5 godzinne Wydarzenie przeleciało mi błyskawicznie mimo upiornie niewygodnej ławki.
Wrażenia serwowano mocne i wcale nie była to zasługa znamienitych gości co w trzy rzędy przede mną
wspaniale siedzieli. Tytułów i nazwisk nie wspomnę, bo jeszcze bym mógł uchybić Prezydentu
czy Marszałku nie w tej kolejności kogoś wymieniając, że nie wspomnę o Pani Ambasador z nieznanego
mi kraju.

Pomniejszych ławników z naszej Rady Miejskiej czy jakichś tam drobnych czynowników nie
wspomniałbym nawet gdyby nie nie to, że jeden z nich ustawicznie mnie dekoncentrował tęgo podsypiając
(ciepiętnik jeden!). Przez litość też nie wspomnę wysokiego nie tylko rangą notabla jak w pozycji
"frasobliwego" mało z ławki podczas nieznośnej dłużyzny (na jego usprawiedliwienie) mało co
nie spadł... .

Siedząc pod samą amboną miejsce miałem znakomite i do obserwcyj świetnie się nadające. I wierzcie
mi, że niczym Tutivillus - mając tylko oczy do korzystania - mógłbym opowiadać barwne strories
o dzielnych vipach którzy (mimo grzmiącej muzyki współczesnej!) tęgo trwali przede mną w nielitościwych
ławkach kościoła jezuitów. Przypominam, że wspomniany czart Tutivillusem zwany miał prawo wstępu do
kościoła po to, by na wołowej skórze spisywać czynione przez wiernych w kościele grzechy.

Wszystkie je uznałem za marność nad marnościami i uwagi mej niegodne wobec cudu optycznego jaki
się dział podczas całego Koncertu. Nie odbierając tego co grała orkiestra więc, patrzyłem, patrzyłem
i patrzyłem a popołudniowe światło wędrujące  po kościele istne czary odprawiało. Raz snopem
rozrzażonego światła niczym młotem kowalskim po oczach dawało - raz cienkim smyczkiem obrys na
znakomitej postaci czyniło.

I tak mając uszy zamknięte patrzyłem na tego co pod figurą męczeńsko spoczywał, i na tych co
pośrodku nawy mądre miny do muzyki współczesnej robili będąc światłem bardziej zainteresowany niż
szanowną obecnością tych ludzi zacnych mniej i bardziej... . A ono światło - wierzcie mi - w zależności
od momentu to dzień w kościele to noc pełną w przeciągu kilku chwil dramatycznie przedstawiało.

Niestety, mogę Wam tylko ułamek tej całej widzialnej magii pokazać! Tutaj by trzeba aparatu i geniuszu
Carravagia (tego od światłocieni) aby te wszystkie cuda świetlne pokazać. Warto nadmienić, że obrazki
można było tylko wtedy robić kiedy inni od mocnego klaskania miewali coraz bardziej obrzękłe prawice.

c.d.n.


















































2 komentarze:

Anek pisze...

Miał być koncert, a ja tu Shreka widzę ;)

Od takiego obiektu to się obiektyw popsuć może, a w analogowych aparatach - klisza pęknąć :P

Obserwator Toruński pisze...

O drewnianych uszach zapewniałem, a co do postaci...? No cóż, tak krawiec kraje jak mu materii staje!

Podziel się