niedziela, 19 lutego 2012

Coś jak pączki (828)

Jestem człowiekiem odważnym a w Internecie jest wszystko.



Mając to w pamięci postanowiłem, że zrobię Rodzinie niespodziankę.
Wykonam pączki - tak postanowiłem.
W końcu Tłusty Czwartek do czegoś zobowiązuje,

Nie, ja się nie skarżę na to, że zaczyn mi chyłkiem prawie cały wykipiał!
- Za blisko kaloryfera stał czy co?
Na jajka złego słowa też nie rzeknę!
Świeżutkie, sam na targu kupowałem.
Tylko te żółtka są śliskie bardzo przy tym oddzielaniu.... .
Na szczęście od czego łyżka cedzakowa.

Nawet na mąkę ani mru, mru!
Trochę się porozsypywała, ale jak trzy razy taką przesiewać
(aby dobrze napowietrzona była) to coś tam poza obręb się
na podłogę zdarzyć może trochę.

Tylko z tym lepieniem to już mi nie wychodziło. A próbowałem różnie,
żeby na końcu kulka ze szczyptą powideł w środku się zrobiła.
- A uparcie nie chciała.



Po wrzuceniu do wrzątku (2+1 = smalec i olej) całkiem się rozwijała
ta planowana kulka. Bulgot się z niej robił i pryskało jak z lokomotywy!

No to zacząłem robić te niby kulki bez nadzienia. Chytrze pomyślałem,
że jak się mi tak uparcie rozwijają to - pies z nimi tańcował - powidłami dopiero
po upieczeniu się wyrób piekarniczy ładnie ozdobi. No i będzie dobrze!
Tym sposobem wychodziło mi to.



Sprawa jednak nie dawała mi spokoju, bo jakże to tak pączki i bez nadzienia?!
Pomny swych wcześniejszych doświadczeń kulinarnych polepiłem je więc na taki
oto - z innej rzeczywistości znajomy - kształt.



- A co, że on jakby z nieco innej bajki?
No cóż - zawsze sobie ceniłem twórcze podejście do życia!



Drugi raz to się jednak za pączki nie wezmę.

I wcale mi nie chodzi o te sześć godzin stania przy garach.
Tak, teraz dopiero wiem, że to bomba kaloryczna, która o bajpasy przyprawić może!
Mimo, że pewną ilość brandy do ciasta dodałem, aby te pączki zaimpregnować
by tłuszczu jak smoki nie spożywały.
...ale i tak swoje wypiły!



Wieczorkiem pogadałem z wątrobą i ostatecznie przekonała mnie, że się już
nigdy więcej za pączki nie wezmę!
- Zrobię makaron!

P.S. Z całego wydarzenia została mi (prawie) zastygła maź smalcowo-olejowa.
I dręczy mnie pytanie: czy jak wsypię do niej ziaren pszenicy i nakrojonych jabłek
to dokarmianym tą ingrediencją ptaszkom to zaszkodzi bardzo. tylko troszkę
czy całkiem nie?

4 komentarze:

Anek pisze...

Jestem zaszokowana XD
A tak serio, to pączki wymagają lat doświadczeń i podglądania jak to robiła Babcia. I dobrego przepisu. Kiedyś spisałam dla cioć (które próbowały całe dorosłe życie upiec pączki i im ciągle piły albo tłuszcz kipiał). Babciowy przepis - zajmował stronę A4 rękopisu od prawej do lewej. Było tam sporo różnych zaleceń.

"Przed pieczeniem trzeba napalić dobrze w piecu i pozamykać drzwi do kuchni, żeby się pączki nie przeziębiły"
"Pączki nie mogą się przeziębić, więc trzeba je przykryć"
"Mąkę trzeba przesiać i postawić na garnku z ciepłą wodą (w tym samym celu)"
"Mleczko z masełkiem nie może być za gorące bo się jajka zważą"
"Ciasto trzeba wyrabiać aż będzie samo odchodziło od ręki"
"Żeby pączki się nie napiły trzeba wlać kieliszek spirytusu do ciasta"
"Żeby tłuszcz się nie burzył trzeba patrzeć, czy powidła nie wyciekają"
"Powidła muszą być twarde, nie robione na żelfiksie, ani kupne, tylko normalne, takie, żeby można je nożem kroić"

Proszę się nie poddawać!

Obserwator Toruński pisze...

Piszę po cichu (po wielkiemu cichu!) żeby wątroba nie usłyszała :-) Te pączki to jeszcze kiedyś zrobię! Na pewno. Te zalecenia to znałem, brak mi było tylko praktycznej znajomości poszczególnych etapów i w ogóle całego procesu. Teraz kiedy już pierwsze pączki za płoty będę swobodniej nieco sobie z nimi poczynał :-) Na pewno znajdę przepis nisko-tłuszczowy i dam im lepiej wyrosnąć. A to ostatnie robi się prościej niż można sobie wyobrazić. (50 stopni w piekarniku i starczy! Rosną jak szalone w oczach). Zastosowałem ten patencik na końcu wypiekania i faktycznie były pulchniejsze i o wiele mniej tłuste! Najbardziej dolegał mi brak wiedzy jak się robi te klasycznie okrągłe. Teraz już wiem!...ale i tak będę eksperymentował z kształtami ostatecznymi wyrobów piekarniczych :-))) - Wszystko to jednak za czas jakiś. Będzie. - Dzisiej zjedzono ostatnie pierogo-pączki. Były pyszne!

Anek pisze...

A tak w ogóle to pączków NIGDY nie robi się samemu. Zawsze potrzebny jest podawacz/donosiciel potrzebnych rzeczy i nakładacz powideł. Poza tym Babcina rada - tą trudną sztukę należy wykonywać z kimś, bo jak nie wyjdzie, nie będzie na kogo zwalić winy :) W pojedynkę winny jest tylko jeden.

Już prawie po karnawale, więc pewnie nie będziemy babcinego przepisu używać, więc nie nagram ani nie zilustruję jak to się robi po kolei :)

Najlepsze pączki wychodzą na żółtkach kaczych jaj :)

Obserwator Toruński pisze...

1. pączków NIGDY nie robi się samemu.
2. Najlepsze pączki wychodzą na żółtkach kaczych jaj :)

Trafiony zatopiony!
Tego się w Internecie nie da ot tak sobie wyczytać :-)

Podziel się