piątek, 23 maja 2025

Wiadomość specjalna (2369)

Bez komentarza.
Kein Kommentar.
No comment.








środa, 21 maja 2025

Nie tylko dla marynarzy (2368)

Żelazna racja na trudne czasy

Producent racji żywnościowych Seven OceanS zaleca spożywanie batonów wyłącznie na pusty żołądek i przy minimalnym spożyciu wody ze względu na ich przeznaczenie do sytuacji awaryjnych, takich jak przetrwanie na morzu lub wszędzie tam gdzie dostęp do świeżej wody jest ograniczony. Zalecenia te mają na celu maksymalizację efektywności energetycznej i minimalizację ryzyka odwodnienia.

Dlaczego spożywać na pusty żołądek?

Racje Seven OceanS są wysoko skoncentrowane i bogate w węglowodany (około 60–70% masy), co zapewnia szybkie dostarczenie energii w sytuacjach kryzysowych. Spożywanie ich na pusty żołądek pozwala na optymalne wchłanianie składników odżywczych i unika potencjalnych problemów trawiennych, które mogą wystąpić przy spożywaniu ich razem z innymi pokarmami.

Dlaczego ograniczyć spożycie wody?

Zawsze w sytuacjach awaryjnych, gdy dostęp do świeżej wody jest limitowany ograniczamy dostarczanie wody do organizmu. Racje Seven OceanS zostały zaprojektowane tak, aby minimalizować pragnienie poprzez niską zawartość soli (maksymalnie 0,2%) i umiarkowaną ilość białka (6–10%), co zmniejsza zapotrzebowanie organizmu na wodę do ich trawienia . Producent zaleca spożywanie nie więcej niż sześciu porcji w ciągu 24 godzin i ograniczenie spożycia wody do maksymalnie 0,5 litra dziennie .

Podsumowanie

Zalecenia dotyczące spożywania racji Seven OceanS na pusty żołądek i przy minimalnym spożyciu wody są dostosowane do ich zastosowania w sytuacjach awaryjnych, gdzie kluczowe jest efektywne zarządzanie ograniczonymi zasobami, zwłaszcza wodą. Dzięki odpowiedniemu składowi i zaleceniom dotyczącym spożycia, racje te wspierają przetrwanie w trudnych warunkach, minimalizując ryzyko odwodnienia i zapewniając niezbędną energię.

 

czwartek, 15 maja 2025

Czary i horrory (2367)

Mimo pięknej pogody bez większego żalu opuszczałem miasteczko Pont-à-Mousson. 

Betonowymi ścieżkami rowerowymi wzdłuż Mozeli się jechało.






Ku mojemu zdziwieniu (ach ta moja parafiańszczyzna!) mając spożywcze zapotrzebowanie bez większego trudu dotarłem do sklepu LIDL! I wszystko tam było znajome :-)

A asfaltowa ścieżyna prowadziła i prowadziła wśród świergotu ptaków. 

Co raz tylko sielankową przejażdżkę przerywały ponure echa wojny. To jest akurat tablica poświęcona amerykańskim żołnierzom którzy zginęli na przyczółku w Arnaville 10 września 1944 roku.

Tego dnia 698 żołnierzy z 5 Dywizji Piechoty zginęło lub zostało rannych podczas pokonywania Mozeli. Według współczesnych źródeł około 300 żołnierzy zginęło a 700 zostało rannych. 

Z uwagi na niebezpieczne warunki przeprawy oraz wielkość strat Amerykanie nazywali Mozelę "Blady Moselle" (Krwawa Rzeka). 

Przemierzając sielskie przestrzenie zapraszano do zejścia z roweru podczas przejeżdżania przez mostki.

Pytam się ino DLACZEMU? Wszak rowerem jechałem a nie wozem drabiniastym na żelaznych kołach!

Aleja Stefana Jaworskiego. To jedyny znany z nazwiska amerykański żołnierz który (razem z około 300 innymi) zginął pod Novéant-sur-Moselle 10 września 1944 roku podczas forsowania Mozeli..  

Punkt odpoczynkowy zaskoczył mnie nie tylko popielniczkami z donic postawionymi na stołach. 

Tuż obok przyległego placu zabaw dla małych dzieci zrobiono nieco bajkową dioramę z elementami jakie widać na zdjęciach.





A tuż obok  - prawdziwie francuskie - "Magiczne Drzewo"!















Pieśń ku czci Drzewa dającego cień, spokój i wytchnienie... . 




Oznakowanie dróg rowerowych szokowało nadmiarem informacji. Umieszczane spontanicznie w różnych miejscach i przy różnych okazjach nie pozwalały zapomnieć, że jedziemy ścieżką rowerową, jedziemy ścieżką rowerową a także jedziemy ścieżką rowerową.

W tej sytuacji szczegółowa mapa ze ścieżkami rowerowymi wydana przez Michelin okazała się zupełnie nieprzydatna!

Jadąc dalej natrafiłem na kolejne tragiczne miejsce. W Novéant-sur-Moselle zostały upamiętnione ofiary z "Konwojów Śmierci". Przez tą stację tranzytową przejechało około 100 konwojów po tysiąc do 2 tys. osób każdy.

Jednego tylko dnia (2 lipca 1944) w pociągu jadącym z Compiegne do niemieckiego obozu koncentracyjnego  stwierdzono 534 zgony z zimna, uduszenia, od kuli, z szaleństwa czy przemocy... .



(...)

I tak przejeżdżano od historycznego horroru przeplatającego się ze świąteczną codziennością. A że to całoroczna dekoracja bożonarodzeniowa? No cóż... Francja. :-)

Kolejny przykład przeładowania informacją! Gdybym miał czytać każdy taki elaborat... . Czasami jednak  próbowałem.

W zatoczce Mozeli marina w Corny. 

Do wyposażenia ścieżek rowerowych należą takie oto bramownice. Rowerem przejdziesz? Przejedziesz. Małym autem serwisowym? I owszem, owszem! Ciężarówką?! A nie, nie!

Ten rzymski akwedukt w Ars-sur-Moselle zrobił na mnie wrażenie! Został zbudowany przez Rzymian w I wieku n.e. w celu dostarczania wody do miasta Divodurum Mediomatricorum (obecnie Metz). Pierwotnie miał około 22 kilometrów. Najbardziej imponujący zachowany fragment znajduje się właśnie w Ars-sur-Moselle i składa się z około 16 łuków, rozciągających się na długości 200 metrów. Tylko tyle i aż tyle z niego zostało.

Na ostatnie 10 km przed Metz ścieżka rowerowa z luksusowego asfaltu czy betonu zamieniła się w korzeniami porośniętą gruntówkę, po której jadąc tylko nieraz dzwoniły mi zęby.

Zaciekawiło mnie to ogłoszenie z którego nie skorzystałem, mimo że próbka była gratis. Chodzi o zakup nawozu naturalnego sumiennie przepracowanego przez robaki (odwodnione mączniki) o czym z dumą zawiadamiał ich hodowca, pan Vincent przedsiębiorczy farmer - syn rolnika.
- Kto chce niech skorzysta: wiosenna oferta jest ważna tylko do 31 maja! 

(...)

Ukwiecony Metz powitał mnie radośnie zawiadamiając, że i tutaj wiosna jest.

My też mamy swoją piękną wiosnę, ale takiego zatłoczenia na rzece naszej Wiśle to nam dolegliwie brak! 

Pół nocy spędzone w znanym hostelu "La Brasierie" (czysto, tanio i bezpiecznie - polecam!) minęło jak z Colta strzelił. A potem już była noc, i horror nocnego przejazdu przez Miasto.

W końcu (tęgo błądząc!) natrafiłem na klepisko europejskiego dworca autobusowego. Nie zwracałem uwagi na rozwrzeszczanych 30-latków próbujących mnie spontanicznie zagadywać czy szarpać za rękaw domagając się kontaktu czy czegoś tam. Byłem zbyt zajęty. Niemniej jednak miano oczy w plecach przygotowując rower do przewozu autobusem.

Po chwilowym zamieszaniu (Rowerów nie przewozimy! To nie jest rower tylko bagaż specjalny. ...ale rowerów nie przewozimy. YYY! No to pakuj pan!) Ciemną nocą nawet nie wiem kiedy pojawiła się Porta Nigra... . Wiadomo gdzie.

PS. Stary człowiek usiadł na moim miejscu. Widać było, że jest porządnie zmęczony. Nie zamierzałem go przeganiać - domyśliłem się, że trzeba go rozumieć, bo przecież stary był.

środa, 14 maja 2025

A wszystkie drzwi były zamknięte (2366)

Tuż po północy prosto z dworca w Metz wyruszono. Wyjeżdżając z miasta pod wiaduktami i mostami widziałem śpiących na ziemi ludzi bezdomnych. Delikatne skrzypienie mojego wehikułu tylko niektórych pobudzało do nerwowego podrywania się. Moją odpowiedzią było mocniejsze naciśnięcie na pedały.

Po ulicach krążyły hordy ludzi z obcych kultur członkowie których głośno rozprawiając wymachiwali rękoma próbując bezskutecznie nawiązać kontakt ze (samotnym) rowerzystą.

Za miastem ziąb przeraźliwy ciągnął od Mozeli co trwało ładnych parę godzin. (...). 

Ranek rozgrzewał się powoli. Kościół w Marly zamknięty na głucho był. Cudowny zapach kawy i świeżo wypieczonych bułeczek niósł się po ulicy i zbijał z nóg. To niewiarygodne, ale naprawdę cieplej się robiło. Prześliczna dziewczyna na przystanku szeroko uśmiechnęła się do nieznajomego. 

Opactwo de Augny niczym twierdza ciszy starannie odgrodzona była od wrzawy tego świata. Obchodziłem rozległe zabudowania a jedyne otwarte wejście ziało pustką niczym jaskinia smoka gdy ten ucztuje na drugim krańcu miasta... .
- Skąd takie niestosowne porównanie?!

Przyległe do pobliskiej biblioteki Stowarzyszenie św. Jakuba czyni swoją powinność raz w tygodniu, albo raz w miesiącu. Lub też kiedy indziej gdy nikt tego się nie spodziewa.. To zapewne w to tajemnicze wtedy czcigodni obywatele miasta zbierają się aby - opromienieni tysiącleciem istnienia Drogi Jakubowej - ze swadą rozprawiać o jej filozoficznym znaczeniu kiedyś, teraz i w odległej przyszłości. Zapewne przepyszne ciasteczka z musem jabłkowym czy też wytworne makaroniki wzbogacają to spotkanie.

Kościół św. Marcina Pont-à-Mousson tajemnicą był i takim pozostał. Odwiedziłem jeszcze dwie inne świątynie z równym skutkiem. Ku memu najwyższemu zdumieniu jedna z tych świątyń była nawet otwarta. ...i byli w niej ludzie!

Jedna z madame nawet odezwała się do mnie prosząc o wsparcie, którego akurat wtedy to ja zdaje się bardziej potrzebowałem chociaż w innej formie.

Jedna, druga i piąta próba choćby uzyskania pieczątki do Paszportu Pielgrzyma skończyła się wiadomo jak.

YES. Taki trzeba wybrać kod aby wrzucić klucze do czegoś w rodzaju skarbonki. Żegnaj Pont-à-Mousson!
- Czas było wracać.

Podziel się