środa, 13 lipca 2022

Dzień 09: Bad Sulza - Erfurt, 36 km (2265)

Czyściutki, w świeżej i pachnącej pościeli, w pustym pokoju wyspałem się znakomicie! Mimo że w nocy budziłem się parę razy wstałem (choć nie bez oporów!) w miarę wypoczęty, piękny oraz młody.

Cóż to za dawno nie odczuwany stan! Śniadania nie zjadłem z uwagi na leniwe, pełne zahamowań wstawanie. Skoro jednak tylko przybrano pion to nastąpiło sprawne pakowanie i umknięcie z tego jakże przyjaznego miejsca.
- Odpoczynek w Bad Sulza zapamiętam jako jedno z najmilszych wspomnień!

Kościół w Reisdorf.

Absyda wiejskiego kościoła w Reisdorf.

Obrazek z Willerstedt. Jeden z wielu z którymi się spotykałem coraz częściej. To popularny sposób na ozdabianie ścian na wioskach i w małych miasteczkach.

W Oberreißen wiedzą coś o pielgrzymach.

Po drodze było smakowanie czereśni :-)

Droga św. Jakuba.


Miłe było podglądanie napłoci.

Na temat tego pomnika nic nie powiem. Po prostu zauważyłem go a trzeba by jeszcze odcyfrować napisy.

Stolica kraju związkowego Turyngii ERFURT: Leipzigerstrasse.

Wieża św. Jana w Erfurcie.

Stare domy nad rzeką w Erfurcie.

Zapowiadano na ten dzień okropny upał, nawet 30 stopni, co się spełniło z nawiązką. Poranek tego nie zapowiadał, bo był pochmurny. Z czasem się wypogodziło i temperatura na liczniku rowerowym pokazała 33,5 stopnia. Potem może tych stopni było więcej, ale już nie odważyłem się patrzeć na termometr.


Erfurt okazał się mi nieprzyjazny. Klasztor augustianów widoczny był już na samym wstępie. Jakiś zakonnik wysiadł z taksówki. Nawiązałem z nim rozmowę: on tylko po niemiecku - ja tylko po angielsku. Zapytałem go o stempel i padła stanowcza odpowiedź: NEIN! O więcej już nie pytałem. Zostało mi bardzo niemiłe wrażenie, no ale tak widocznie musiało być skoro musiałem tego doświadczyć.
  
Erfurter Dom: największa i najstarsza świątynia w Erfurcie.

Przepyszny portal do katedry. Zaskoczył mnie widok młodego człowieka szukającego wsparcia na schodach katedry. Narkoman?!

Pojechałem do centrum szukać informacji turystycznej. Oni przecież wiedzą o mieście wszystko. Przyjęto mnie bardzo wesoło i równie wesoło poinformowano mnie, że nic nie wiedzą na temat żadnego schroniska dla pielgrzymów. Pieczątki od nich nie brałem, bo po zaprezentowaniu jej stwierdziłem, że jest zbyt wesoła.
- Równie radośnie podziękowałem.

Potem byłem w punkcie informacyjnym obok wielkiej katedry. Pan był również uprzejmy i udzielił mi takiejże uprzejmie odmownej odpowiedzi. Nie było rady: obrałem kurs na następne miasto po Erfurcie na e (Eisenach) ale dojechałem tylko do Bindersleben, czyli dzielnicy Erfurtu.

Tuż za wielkim miastem lotnisko. W następnych dniach widok nisko lecących samolotów stał się powszechny i nasi spoterzy mieliby tu wielką frajdę.

Na 63 km padłem. Zobaczyłem jakiś kościół, zobaczyłem otwartą bramę do domu obok. Postałem chwilę, zauważono mnie - zapytałem o nocleg. Okazało się, że trafiłem do rodziny protestanckiego pastora. Mają salkę (a właściwie całe centrum katechetyczne) gdzie będę mógł przenocować a może nawet będę mógł wziąć prysznic.

Póki co spałem z rękami na stoliku w ogrodzie czekając aż zakończy się spotkanie parafialne. Spotkanie się skończyło i srebrnowłosy pastor uciął sobie ze mną wstępną do rozmowę. Tradycyjnie oprócz słów przekazałem mu swoją wizytówkę odręcznie sporządzoną. Tak trzeba: przecież gospodarze muszą wiedzieć kogo goszczą!

Potem była kolacja w której wzięli udział: pastor, jego młoda żona oraz dwoje ich synów. 9-latek nawet zadał mi pytanie po angielsku!

Zrobił to w takim pięknym, niepowtarzalnym stylu. Najpierw zapytał ojca czy może się do mnie odezwać. Po uzyskaniu zgody piękną angielszczyzną zapytał mnie o coś. Nie zapamiętałem pytania, ale zaimponowała mi jego dojrzałość.

Prawdziwie mocno zachwyciła mnie ta chrześcijańska rodzina! Od pierwszego rzutu oka widać było, że role w niej są jasne i wiadomo kto jaką pełni.

Również piękna była - zgodnym chórkiem  odśpiewana - modlitwa przed posiłkiem. 

Podczas kolacji były też długie rozmowy i żywe zainteresowanie tym: kim jestem, co robiłem w życiu, co robię na Drodze i tak dalej. Poczytuję sobie za zaszczyt, że zasłużyłem na ich zaufanie, że mogłem pobyć z nimi.

Prysznic i pranie były tymi kropkami które postawiłem na zakończonym dniu.
- Z wielką ulgą!

Przejechane kilometry w normalnych warunkach byłyby dwa razy większe. W tych okolicznościach pogodowych i przy coraz większych górkach nie dało się więcej ujechać!

Brak komentarzy:

Podziel się