niedziela, 9 sierpnia 2020

Południowa Droga Jakubowa - Dzień 09_ŁĘKNICA BAD MUSKAU - GUBIN_84 km (2180)

Gdyby nie zarwane łóżko to noc w zajeździe byłaby przespana dobrze. Woskowe zatyczki - które wczoraj kupiłem w aptece - zdały egzamin doskonale. Wczoraj przejechano tylko 77 km  - a jednak z tego co pamiętam - końcówka była na samej adrenalinie.

Jestem (chyba) jedyną osobą w całych Niemczech - a co najmniej w tej okolicy - która jedzie w jaskrawej kurtce. No bo faktycznie po co im, skoro mają takie oszałamiające ścieżki rowerowe. Tutaj prawie zawsze oddzielone są od ruchu samochodowego.


Piotr - bardziej ciekawy świata ode mnie - wyszukał ścieżkę geoturystyczną. Krążyliśmy więc wokół rozlewisk, zapadlisk i innych form geologicznych. Pojechaliśmy też tego dnia parę razy na skróty.




Jeszcze w Łęknicy zrobiłem to zdjęcie. Z początku zawstydziłem się tego targowiska. Byle jakie, zapchane niemiłosiernie sprzedawanym chłamem, który taniutki znajdował jednak o dziwo niemieckich nabywców.
- Krasnale rulez!


Na północny - zachód od Dobern trafiliśmy do Egiptu.


Sklep wypełniony "ładnymi przedmiotami" nie zaoferował nam nic co mogłoby być potrzebne czy choćby interesujące.


Miasteczko Lausitz.

Nie siląc się na tłumaczenie: tędy verboten i nie lzia jechać!

Będąc po niemieckiej stronie na wysokości polskiego Strzegowa zrobiono sobie piknik na skraju drogi.

W tamtym momencie do szczęścia brakowało nam tylko obrusu! Koniecznie musimy mieć taki szydełkowany i z frędzlami.

Podobno tym zerwanym mostem (bez jednego przęsła po stronie niemieckiej) piechurzy i rowerzyści mogą przekroczyć Nysę!

Kolejna z licznych tablic informowała nas o połączeniu się Szprewy i Nysy... . I tak dojechaliśmy do mostu łączącego Gubinek z Guben.

Na jego filarze zauważyłem napis: ACHTUNG BANDITEN co wyraźnie ostrzegało przed niebezpieczeństwem z polskiej strony.

Chyba nawet skierowałem Piotrowi na to uwagę, chociaż ten później taktownie zarzekał się, że nie, nie! On nic ode mnie nie słyszał, nic nie widział... .

Według niego on z własnej woli po coś spojrzał w górę, zjechał na pobocze i... kraksa! Z uwagi na RODO oraz nie chcąc szokować otwartą raną (udokumentowaną mimo jego protestów) szczegółów nie pokazuję.

Wypadek wyglądał naprawdę groźnie, bo przewracając się Piotr uderzył głową o asfalt. Na szczęście kask go ochronił. Gorzej było z kolanem które starło się dosyć porządnie.

Na miejscu zrobił sobie zaimprowizowany opatrunek, potem już była wizyta na pogotowiu w Gubinie.

Fachowcy przerwali należną im przerwę i natychmiast udzielili pierwszej pomocy.

To zdarzenie zmodyfikowało Piotrowi jego wcześniejsze plany, aby po dojechaniu do Frankfurtu nad Odrą dotrzeć już sam do Szczecina. Postanowił, że teraz będzie wracał ze mną do Torunia. Czy na kołach tego jeszcze nie wiemy, bo otarcie wyglądało dosyć poważnie.
- Jak będzie czas pokaże.

Nawet dość szybko znaleźliśmy nocleg w Gubinie jakim było schronisko turystyczne PTTK "Atena". Miejscówka noclegowa okazała się rewelacyjna. Pani Oksana z Ukrainy (w imieniu właścicielki) przyjęła nas przydzielając pokój na drugim piętrze numer 24. Co prawda łazienka na korytarzu, ale reszta jest oki. Nawet pościel wyglądała świeżo! Wszędzie jest jasno i niebywale przestrzennie. Dobry PRL-owski standard. Całość czysta do boolu!

Takich warunków nam ostatnio trochę brakowało. Tułając się po taniutkich, skromnych hotelikach zapomnieliśmy, że może być normalnie. A tu po prostu było. Na zwojach mózgowych trwale zapisuję: pokój w schronisku turystycznym PTTK to jest to!

A w ogóle to jestem zaszokowany sposobem w jaki zamierza podleczyć swoją nogę zanim dojedzie do Torunia. Pryska octaniseptem i potem zamierza smarować (Uwaga! Proszę nie spadać z krzeseł) kremem Nivea! Podobno jest to stara partyzancka, dobrze wypraktykowana po wielokroć metoda, która tyle razy mu służyła to i tym razem posłuży... .
- Czy on się lekarzy nie boi?!

Z ciekawostek przez cały okres naszego pielgrzymowania ani razu nie oglądaliśmy telewizji ani też nie słuchaliśmy radia. I dobrze nam z tym. 

Jeszcze kilka informacji na temat mijanych po stronie niemieckiej kościołów. Zawsze zamknięte. Zwykle jeden pastor obsługuje kilka kościołów i dlatego nigdy nie udało nam się dostać po stronie niemieckiej pieczątki do naszych "Paszportów". Najczęściej na hasło Jakobswege czy też Saint Jacobs Way to robiono kwadratowe oczy. Nawet pokazywanie muszli nie wywoływało żadnych skojarzeń... .
- No dobra, (częściowo) rozumiem, jesteśmy poza Szlakiem.

Jak już wspomniano, Piotr - jako osoba posiadająca więcej siły i lepiej zorganizowana - mimo poszkodowanej nogi dziarsko pomaszerował po zakupy.
- Jak on w ogóle chce dalej tak jechać na rowerze?!

Niemniej jednak doceniam poświęcenie: zawsze to z rana zaoszczędzi się na czasie i będzie można wcześniej wyjechać. Ustalono, że kupi dla nas dwóch to samo a kwotę podzielimy sprawiedliwie na pół.

To będzie lepsze od wymieniania się jadalnym asortymentem, nie zawsze będąc pewnym czy ten drugi nie dostał aby czasem lepszego kąska czy większego kawałka :-)
- Domowy smalec nie równa się sklepowy pasztet... .


Brak komentarzy:

Podziel się