Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piętrowy autobus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piętrowy autobus. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 października 2016

Londyn - 02/07 - Gallerie, żywi artyści i Chinatown (1701)
















Druga połowa drugiego dnia pobytu rozpoczęła się od przyjemnego
zdziwienia. Niektóre z kluczowych instytucji kulturalnych mają
wstęp wolny. No to...? Hajda na Rembrandty, Rubensy, Vermeery!
- A wszystko we wnętrzach szacownych i tętniących życiem.


















Oglądając dzieła sztuki w skupieniu i z odpowiednią nabożnością
dosyć naiwnie dziwiłem się ruchowi jaki tam panował.


















Te wycieczki, te tłumy odpoczywające w cieniu wielkich dzieł
wielkich mistrzów... . To ostatnie szczególnie mi się spodobało.
Marzenie by siedzieć i kontemplować arcydzieło pojawia się
gdzieś po pierwszej godzinie pobytu.
























Tłumy snujące się po galerii niekiedy przysiadają na zasadzie,
"kto pierwszy ten lepszy" i wtedy uczestnicy ich mają okazję
pod okiem specjalistów kształcić się w np. w kompozycji czy
rozumieniu dzieła.
























Chodziłem po wielkich salach - z chciwością lubieżnego starca
napastującego niewinną Zuzannę - chłonąc kolory, barwy i nastroje
znane z opracowań, katalogów czy albumów.
- Niektórzy szli dalej sporządzając kopie.
















A w tym czasie olbrzymi placyk przed Galerią (Trafalgar Square)
aż pulsował wydarzeniami! Chwilami miałem wrażenie jakbym oglądał
film oczami drugiej osoby... .
- "Być jak John Malkovich" - to mi się zdarzyło!





















Zdążając do pobliskiego National Portrait Gallery kątem oka
zauważono znaną z radia fasadę: kościół St Martin-in-the-Fields!
To w tej świątyni muzycznej odbywają się legendarne koncerty.
- Nie dzisiaj, nie dzisiaj! Teraz mamy w planie portrety.
























Wychodziłem stamtąd przeobrażony syndromem jerozolimskim
na modłę: "Jam jest Tycjan fotografii, Rembrandt pikseli
i
Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni w jednym ciele".
















Ukojenia i kontaktu z prawdziwą rzeczywistością (a który ze światów
jest dla mnie bardziej realny?!)
poszukano na spacerze wieczornym.
- To jest Oxford Street czy Regent Street? 



















- Kto by je tam rozróżnił!
Każda z nich oszałamia w równym stopniu co egzotyczne Chinatown.
























Późnowieczorny powrót autobusem do domu odbywał się jak
zwykle w korku. Ponoć ulice korkuje się u nich specjalnie, coby
naród na powszechny transport się przesiadał.

A bilety - jak na nasze kieszenie - drrrrrogieeeee! Przy tygodniowym
pobycie najlepiej kupić sobie tygodniowego "Oystera". Jeździ się wtedy
wszystkim i do syta. Jest tylko jeden drobny warunek: trzeba mieć Androida
w komórce i sprawność w posługiwaniu się transportowymi aplikacjami
miejskimi (Google Map! Google Map! Google Map!)

A tak w ogóle to londyńczyk bez komórki w przyrodzie nie występuje.
Ona objaśnia gdzie jesteś, co jest w pobliżu, po której stronie jest twój
przystanek i jak daleko jest jeszcze do domu.
- W Londynie komórka wie wszystko.

sobota, 29 października 2016

Londyn - 1,5/07 - Fasolka, katedra i Gminny Rynek (1700)

English breakfast?! Nie, nie i jeszcze raz NIE! Dziękuję bardzo za to dziwne połączenie fasolki po bretońsku, spieczonego boczku czasem paru grzybków i czegoś tam jeszcze na kształt jajecznicy... .

Powyższa opinia odnosi się do dań oficjalnych a przyrządzanych w miejscach zbiorowego żywienia. Co innego gdy przygotowuje takie luksusowe śniadanko Domowa Mistrzyni!

I proszę mi wierzyć posiadanie olbrzymiej patelni nie jest jedynym warunkiem, aby całość niebiańsko pokrzepiła! Oprócz umiejętności kulinarnych i zgrania wszystkiego w odpowiednim czasie potrzebne jest to coś czego w najlepszej nawet restauracji po prostu nie mają.

Świat widziany z piętra londyńskiego autobusu to niezwykła dla nas rzeczywistość. Po pierwsze z góry jakby lepiej widać, że Londyn to ciągle jeszcze miasto w budowie. A po drugie: piętrusy są wąskie i prowadzą je prawdziwi magicy. Ciągle nie mogę wyjść ze zdumienia jak taka chuda szafa na kółkach potrafi z gracją wcisnąć się tam gdzie zdawałoby się miejsca tylko na motocykl może starczyć... .
- Prawdziwy szacun dla drajwerów!

Londyńskie katedry potwierdzają następującą prawidłowość: jeśli nie znasz miasta to idź do kościoła! Tam zawsze można znaleźć sobie coś ciekawego. A jeśli znasz miasto to idź do kościoła tym bardziej: zobaczysz i przeżyjesz to o czym w podręcznikach czy przewodnikach uczą.
- A nawet więcej.

Anglicy jak powszechnie wiadomo w architekturze sakralnej zatrzymali się na gotyku i nie postąpili nawet kroku naprzód. Co więcej, oni późniejsze przebudowania nawet w swoich zamkach także regotykizowali!
- Będą na to dowody w późniejszych notkach.

Mając w genach kościoły gotyckie Ziemi Chełmińskiej to mi nie przeszkadza, a nawet wręcz przeciwnie. Chodziłem więc po tej katedrze co raz to nagabując Panią Przewodnik raz o to a raz o tamto po to by na końcu zaleźć jej za skórę podstępnym pytaniem na które nie znała odpowiedzi (sic!).

- No to gdzie państwo mają tego swojego Tutivillusa?
- Yhy?! A co to / kto to jest?!
- Moja opowieść zabrzmiała wtedy tak.
- No to ja się porozumiem z innymi przewodnikami (...)
- No - ten tego - my pierwszy raz słyszymy o nim.
- W takim razie go wam poszukam.



No i znalazłem go! Wszystkie główki w tej katedrze na spływach służek są poważne, mają spokojny wyraz twarzy, są takie... uduchowione.

Tylko jedna jedyna z nich  - ta w pobliżu kazalnicy - wygląda odmiennie. Gapiowata taka, z otwartymi usty jakby miała powiedzieć:

Słuchaj uważnie Słowa Bożego człowiecze! ...inaczej będziesz jako ja jestem teraz: niemądry w wyglądzie i odstający od szlachetnego ogółu!

Tak, to niewątpliwie jest Tutivil! To ten upadły anioł który wskazując różnie na popełniane grzechy  - samą już swoją obecnością prowadzi wiernych (i jak się niedługo okaże także duchownych!) ku dobremu.





Na tle naszych surowych wnętrz kościelnych ichnia zdobność w detalach epitafiów, chorągwi czy sztukatur pozostawiła we mnie podręcznikowo dobry ślad.




Mimo tych wszystkich regotykizacji wyraźnych śladów renesansu - jak to doskonale na tym przykładzie widać - nie dało się uniknąć! Historycy sztuki oraz niektórzy przewodnicy i na przykładzie Braci Tylickich z kościoła WNMP w Toruniu potrafią to szczegółowo uzasadnić.

Mnie o to proszę namolnie nie pytać. Chociaż można.


Wychodząc na świat trafiliśmy na Ryneczek. Zachwyciło mnie znowu, ale tym razem prawdziwe bogactwo warzyw, mięs, owoców, dań gotowych na miejscu przyrządzanych, serów, nalewek i tak dalej... .







Nie można jednak było się ociągać! Czekało na nas bowiem... .
- O tym będzie jutro!

Podziel się