niedziela, 17 czerwca 2018

Za Siedmioma Górami - Wąbrzeźno w budowie 2/2 (1990)

Mam nadzieję, że od człowieka który w jeden dzień (a choćby i ze wspomaganiem!) przejechał prawie 150 km nikt nie wymaga pełnej relacji z trasy! Tego się po prostu nie da zrobić.

...a przecież spotkany po drodze młodzieniec o imieniu Szymon zasługiwał na to by go uwiecznić. Tylko dla towarzystwa i leniwych pogwarek towarzyszył mi na 20 km oddalając się od swego domu.

Nie sfotografowałem także urokliwego lasu tuż za Gronowem. Zaprosił mnie on swoim parkowym wystrojem podstępnie obiecując, że tędy też dojadę do przedcelu czyli Turzna... . Oj błądziłem tam niewąsko, bo droga z początku szeroka i zapraszająca okazała się być coraz ciaśniejsza a z obu stron rosłymi pokrzywami okalana.. . Na szczęście zanim zanikłem w tym lesie bezpowrotnie udało się po własnych śladach do cywilizacji powrócić.

Odwiedziłem za to małe, magiczne miasteczko Wabrzeźno. To samo, które nawet pod jesień kusi swą urodą i ludźmi którzy niegdyś w nim mieszkali nadając mu niepowtarzalnego kolorytu. O niezwykłej postaci jaką był i nadal jest Pan Antoni mówię.

Cokolwiek jednak by nie powiedzieć o tym mieście najważniejszy jest dla niego Podzamek: zwieńczony niegdyś dumnymi murami.

Kiedyś była tu siedziba biskupa, potem Krzyżaków, ot taki murowaniec, resztki którego straszą do dziś. Nie o żal jednak po aż tak odległej przeszłości tu i teraz mi chodzi.

Teraz rzecz idzie o KĄPIELISKU, miejscu plażowym, które kolejne ekipy kacyków rządzących po komuszemu miastem coraz skuteczniej dewastują. To jest mocne, ale trafne określenie, bo nie może być szacunku dla ludzi, którzy wyparli się własnej niepowtarzalnej historii i pięknej tradycji!
- Mówiąc o komusiej tradycji w żadnym wypadku nie odnoszę się do poglądów politycznych, ale do barbarzyńskiego toku myślowego charakterystycznego dla tej formacji.

Najpierw był Jaruzel, który na okazję ogólnopolskich dożynek wybudował tu - rękoma włodarzy miejskich czasu stanu wojennego -  szpetną budę co robiła za niby-muszlę koncertową z amfiteatrem naprzeciw.

Potem przyszedł następny dewastator (jeszcze gorszy od wspomnianego komucha) który ostatecznie zabił to miejsce rozbierając przepięknej urody drewniany budynek, który był ośrodkiem życia towarzyskiego, posiadał pomieszczenia dla ratowników, kabiny plażowe (cóż za luksus!) i przechowalnię sprzętu pływającego jednocześnie. Kiosk z lodami, lemoniadą i watą cukrową w nim też był!

Obiekt ten przepięknie swą zielonością i gabarytami wpasowany w otoczenie był i fantastycznie spełniał swoje funkcje społeczne czyniąc z Wąbrzeźna miejsce naprawdę niezwykłe. To dla tego obiektu się przyjeżdżało na wywczasy z odległych nawet stron!

Ku mojemu głębokiemu żalowi nie słyszałem, aby ktokolwiek z wąbrzeźnian upomniał się o przywrócenie tego miejsca do życia. Może niekoniecznie w dawnej technologii, ale w kolorystyce, proporcjach i (co równie ważne!) funkcjach jakie pełnił i pełnić na nowo mógłby.

O szacunku samych wąbrzeźnian dla tego obiektu świadczy fakt, że nawet dobrego, powojennego  zdjęcia nie udało się znaleźć!

Nie słyszałem więc o ruchu społecznym, który by popierał odtworzenie Kąpieliska, nie ma komitetu odbudowy tej architektonicznej perełki, która przydawała miastu niepowtarzalności. Paryż ma swój Luwr, Londyn ma swój Parlament a Wąbrzeźno miało właśnie Kąpielisko, ten obiekt plażowy, który został zabity samych wąbrzeźnian rękoma... . Bez żadnego protestu.

Do głów lokalsów nie przyszło, że amfiteatr to obiekt tylko dla Władzy, aby organizując igrzyska dla mas mogła na oczach ludu komuś coś wręczać, odznaczać a nagradzać prezentując tym samym swoją ważność i zaspokajając swoje  chore ambicje.

Kapielisko natomiast jest (tylko) dla ludzi: aby mogli:
- być strzeżeni podczas pływania przez ratowników
- mieli na czym pływać wypożyczając: kajaki, żaglówki, katamarany, 
- przebrać się w godziwych warunkach bez krycia się po krzakach
- coś sobie kupić: lody, napoje, pamiątki
- załatwić swoje pilne sprawy w europejskich warunkach
- gdzieś się spotkać na miłym łonie natury do tego przystosowanym.

Teraz dokonywana jest kolejna przebudowa (tylko amfiteatru!) i - spraw Dobry Panie - aby to nie była kolejna katastrofa dobijająca to niezwykłe miejsce. Póki więc co Podzamek (a więc serce Wąbrzeźna) jest w przebudowie.

Kolor nowobudowanego mostu każe domyślać się najgorszego... . Miejmy nadzieję, że moje krakanie jest bezpodstawne i to co widzimy to tylko podkład pod prawdziwy zielony kolor pozwalający harmonijnie wtopić się mostkowi w otaczającą zieleń.
- Miejmy nadzieję, miejmy!

*   *   *

Obecna, nieco przysadzista "Bonanza" trzyma się nieźle. Dostawszy w spadku filmową nazwę od swej barakopodobnej i niechlubnej w okalające wydarzenia poprzedniczki nieźle spełnia swoją gastronomiczną rolę. I niech tak dalej a z klasą będzie.

Aby nie było nazbyt ponuro znalazłem nie tylko wisienkę na torcie, ale prawdziwą perełkę której taki dumny Toruń małemu Wabrzeżnu mógłby pozazdrościć!
SAMOOBSŁUGOWA STACJA ROWEROWA to jest dopiero TO!

Nie dość, że liczy bywających tu rowerzystów (ogółem i dziennie) to jeszcze życzliwie użycza narzędzi do drobnych napraw rowerowych. Samej stacji też by się serwis przydał (pompki!) ale ten pomysł i sposób realizacji wydał mi się oszałamiający! Tak, takich obiektów użyteczności Toruń może tylko pozazdrościć.

ERRATA: Toruń ma ponoć takich stacji TRZY. Wyszło na to, że cudze chwalicie... ." Aby odszczekać com niebacznie napisał przyjdzie mi więc rzeczone stacje zwizytować.

Końcowe - a tak często odwiedzane - Turzno także nawiedzono, pospiesznie do Torunia zdążając. Odprowadzany spiżowym wzrokiem Pana Fryderyka po 11 godzinnej wyprawie dotarłem do Torunia.
- THE END.



Za Siedmioma Górami - Radzyń Chełmiński 1/2 (1989)

Wreszcie spełniło się moje marzenie i...

...mogłem pojechać za Siedem Gór!

No to pojechałem... . I okazało się, że to może i nie Tatry czy inne Himalaje, ale pagóry tak wysokie, że zapomniałem używać aparatu. Nawet o walce z wiatrakami zapomniałem.
- Niewiarygodne jest możliwe!

Żar z nieba się lał niemiłosierny, a ja patrzyłem tylko za tym jak pokonać naprawdę spore deniwelacje i dostać się do cywilizacji.
O ROBIENIU ZDJĘĆ NIE MOGŁO BYĆ MOWY.

Każdy kto uważa, się za twardziela i to takiego co zna Ziemię Chełmińską powinien ten teren odwiedzić. Od strony wsi Stanisławki proszę jechać! Rowerami.

Kiedy przez pot zalewający oczy, przez mgłę zmęczenia zobaczyłem w oddali ten staw nasunęła mi się jedynie słuszna myśl: tam na pewno raki zimują... . 

Zachęcam do odwiedzenia tego niezwykłego miejsca oczywiście moim sposobem. Tereny są tak niezwykłe, że... chyba pojadę tam jeszcze raz! Posiadacza drona fotograficznego zabiorę na wspólna wyprawę z większą chęcią.

Kiedy w dalekiej oddali zobaczono znajome mury nastąpiła wielka ulga: wreszcie wiem gdzie jestem.

W miarę zbliżania się do miasteczka uczucie zagubienia mijało, powracała pamięć obrazów dawno niewidzianych... .

Radzyń Chełmiński znany z dzieciństwa powoli swymi gotykami przywracał pamięć o młodych latach.


Na kościele św. Anny odszukałem (teraz zaciekle przez mnie tropione na każdym kościele) ślady po łukach ogniowych.

...i znajdowałem je również tutaj!

Jak już kiedyś obiecywałem, to i teraz też składam obiecankę: kiedyś opowiem skąd się wzięły te ślady  po łukach ogniowych i czym te łuki w ogóle były... . 

Zamek też odwiedzono, bo przecież być w Radzyniu Chełmińskim i Zamku nie odwiedzić?!

Samego wnętrza Zamku nie było ani sił ani czasu penetrować. Ot, tylko krótka rozmowa z Panią Sprzedającą Bilety po niewygórowanej cenie 8 zł.

Trochę wspominków, porównywania tego co było z tym co jest...

...i pora była ruszać w drogę!


Jeszcze tylko ostatni rzut oka na Zamek i... pedały poszły w ruch!

PS. Gdzieś tam po drodze napotkałem Pana Stanisława. Z dumą zaprezentował mi swój pojazd, który jadąc dłuższy czas pod górkę nieco mu się zagrzał.

Chwila rozmowy pełnej wzajemnego zrozumienia (jak to między zmotoryzowanymi) i każdy pojechał w swoim kierunku i własnym tempem.



Podziel się