poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Coming out z bossanową w tle 2/2 (1554)
















Swego czasu spełniło mi się marzenie: zobaczyłem Wenecję!
Ach, jak przeżywałem ten przesadny nadmiar piękna w jednym miejscu!
A jakież zachwyty nad architekturą, malarstwem i rzeźbami widziane
w horrendalnych ilościach omywały moje zwoje mózgowe.
No szok florencki musiał mnie dopaść. I dopadł! Długo (oj długo!)
porażony urodą Najpiękniejszego Miasta Na Ziemi odpoczywałem po
tamtejszej wyprawie po Piękno.

Zanim jednak zobaczyłem legendarny Most Westchnień, zanim na Placu
świętego Marka usłyszałem "O sole mio" (autentyczne!), zanim gołębie
weneckie mnie bezlitośnie raz i trzeci... to zobaczyłem najsampierw dzielnicę
Wenecja - Mestre.

O matko i córko! Cóż to było za odrażające miejsce! Jakieś ruiny zakładów,
jakieś wulgaryzmy na ścianach malowane ciemną nocką przez zaćpanych
grafficiarzy... .Patrzyłem na ten horror i nie wierzyłem własnym oczom:
...i to ma być Wenecja?!


Tak, to była Wenecja, a dokładnie przemysłowe przedmieścia Wenecji,
droga dojazdowa do tej właściwej, powszechnie znanej Stolicy Piękna.

A czemuż to w kontekście Kowalewa Pomorskiego o Wenecji wspominam?!
Ano dlatego że... . Uwaga! Jeszcze jedna dykteryjka.

Parę lat temu pewien znakomity fotografik Pan Z. obfotografował niedalekie
od Torunia (i Kowalewa zresztą też!) miasto Wąbrzeźno. Zrobił to dokładnie
od góry do dołu i z powrotem. Po iluś dniach noszenia aparatu po mieście
- przeglądając wydruki zrobionych zdjęć doszedł do wniosku, że udało mu
się obfotografować PROWINCJĘ.

Co więcej on doszedł do wniosku, że Wąbrzeźno jego oczami jest syntezą
brzydoty i zapyziałości tak doskonałą, że może ono małe miasto (raptem
13 tys, mieszkańców!) robić za wzór prowincjonalności niczym metr z Sevres.

Wystawę zdjęć pana Z. obejrzałem starannie raz i drugi i potwierdziły się
moje podejrzenia. Pan Z. rozpoczął swój projekt szukając prowincjonalnego
bezsensu i chaosu. Interesowała go tylko i wyłącznie brzydota i brak spójności,
życzył sobie dostrzegać swoim obiektywem tylko biedę umysłowej konstrukcji
miasta Wąbrzeźna. I ją znalazł!
- Znalazł po prostu to czego szukał.

Wniosek: kto chce szukać kałuży to ją znajdzie. Zawsze. Komu zależy na tym
by zwracać twarz do Słońca - też je odnajdzie.

Nie mam żadnych złudzeń: podczas jednego wypadu nie da się poznać Miasta.
Trzeba będzie tam wracać i wracać za każdym razem dostrzegając rzeczy nowe,
przyjemne i krzepiące. Oczywiście, na kałuże trzeba uważać (aby w nie nie wpaść)
ale niech z własnej woli w nich taplają się inni. I chociaż znowu idę spać mi jest
potrzebne Słońce.
- Niech (więc) Światło będzie ze mną!






























Podziel się