Strony

środa, 8 października 2025

Dwa żubry w jeden dzień (2382)

Od razu pierwszego dnia poszedłem na polowanie. I nic! Nawet złamanego żubra nie było.  Jeździłem tak od polany do polany, przepatrywałem znajome kąty i NIC.

Poszczęściło się dnia drugiego. Zobaczyłem go od razu jak stał sobie niczym wmurowany w polanę. I żuł.

W żadnym wypadku nie przeszkadzaliśmy sobie. 

Ot, on spokojnie sobie podjadał...

...a ja mu dyskretnie w oczy zaglądałem. Dzieliło nas na pewno więcej niż 50 metrów - czyli odległość która dla zwierza jest komfortowa a i fotograf ma szansę coś tam zarejestrować.



Cisza była i spokój.


I wtedy przyszli ONI. Nie, nie zachowywali się jakoś tak dramatycznie. Tylko ten 50-metrowy dystans osobisty był przekroczony.



Żubr na nich się obejrzał i od razu wiadomo było, że to koniec sesji.

Niespiesznym krokiem odszedł do Wielkiego Lasu i tyle co go widziano... .





Spakowałem ekwipunek, ale jadąc z patrolową szybkością w kierunku Hajnówki nie traciłem czujności na to co się dzieje na poboczach.

I ta czujność się opłaciła! Szybkie uzbrojenie aparatu i można było utrwalać to krótkie z konieczności  spotkanie. Mrok nadchodził.

A ON stał przy samej drodze na gęstniejący przy szosie tłumek nie zwracając najmniejszej uwagi.

Przyzwyczajony do ludzi zachowywał się godnie nie zauważając tych z długimi i krótszymi obiektywami... . 

Tutaj nikt nie próbował go głaskać -  każdy robił swoje.

Cisza była jeszcze większa gdy już większość aut odjechała. 
- Tak, to był dobry dzień.

czwartek, 25 września 2025

Klasztor w Rywałdzie (2381)

KTO: Obserwator Toruński
CO: Indywidualna pielgrzymka do klasztoru o.o. Kapucynów
GDZIE: Rywałd
KIEDY: 25.09.2025
JAK: Rowerem
DLACZEGO: 

Zainspirowany organizowaną przez parafię o.o. Redemptorystów pielgrzymką do Rywałdu wybrałem się tam sam. Sprawy osobiste zadecydowały, że wyruszyłem dwa dni wcześniej od całej grupy.

Z uwagi na znaczną jak dla mnie odległość i nieobjeżdżony jeszcze rower (uczę się dopiero na nim jeździć) zaplanowano przejazd na dwa dni. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że zamierzenie uda się zrealizować w jeden dzień!

Dla wytrawnych szosowców to banalna odległość, ale dla mnie - jak dotąd - to maksymalny przejazd.

Miałem sporo szczęścia, bo przyjeżdżając w dzień nieświąteczny mogłem liczyć na nieśpieszne oprowadzenie po sanktuarium. Tym wyżej cenię sobie to staranne oprowadzanie, że akurat Klasztor odwiedzała jakaś niezwykle ważna delegacja oficjalna. 
 - Czy warto przed przyjazdem tam się zapowiedzieć? TAK.

Gdyby ktoś chciał tam dotrzeć to proszę sobie zarezerwować trochę więcej czasu na zapoznanie się z tym niezwykłym miejscem. Historia Zakonu O.O. Kapucynów, etapy powstawania Klasztoru czy opowieść o cudach tu uczynionych za sprawą Figury  naprawdę potrafią wciągnąć! Oprowadzany (a nawet szkolony z tych tematów) przez o.Stefana jestem mu  po prostu wdzięczny za poświęcony mi czas.









Teraz kiedy już wydyszałem zmęczenie pojawiło mi się o wiele więcej pytań niż podczas spotkania mogłem z siebie wydusić. Trzeba więc będzie za rok tu przyjechać. Ponieważ pokonanie tej drogi (133 km) to był dla mnie spory wysiłek zobaczymy czy za rok jeszcze dam radę :-)

Kiedy spotkanie dobiegło końca miałem jeszcze krótką możliwość rozejrzenia się po świątyni. XIV wieczna figura była już zasłonięta. 

Jeszcze tylko spojrzenie na sufit...



...jeszcze tylko podejść do Frasobliwego i...

...można było zrealizować drugą część swojego pobytu w tym miejscu.

To tutaj przez trzy tygodnie komuniści więzili ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Stosowne materiały informacyjne znajdują się w Sali.

I proszę wpisać się do Księgi pamiątkowej czego ja sam nie zrobiłem! Presja czasu wynikająca z  kiełkującej, nieśmiałej nadziei, że może dam radę w jednym dniu... . 

Samą celę Prymasa oglądałem spokojnie i w skupieniu.












Na zakończenie miałem możliwość nawet rzucić okiem na wewnętrzny dziedziniec...



...a także na zakonną salę jadalną (refektarz).



Już chociażby z uwagi na sympatyczną osobę o. Stefana (ale przecież nie tylko!) chciałbym tu za rok wrócić! 



Fisharmonia z popiersiem ks. Prymasa St.Wyszyńskiego.

Jeszcze ostatni rzut oka na spis Braci Zakonnych i...

...żegnałem Klasztor ruszając w Drogę.

Wąbrzeźno pokazało się nawet dosyć szybko! Może dlatego (a nawet na pewno!) że już nie błądziłem jak było to o poranku.

(UWAGA! Do konserwatora zabytków chyba nie dotarła wieść o tym jak chałupniczym sposobem została przeprowadzona "renowacja" pomnika zaprojektowanego go przez Ignacego Zelka). 

Przejeżdżając końcowy odcinek jednak nie ustrzegłem się dziwnie miękkiej nawierzchni :-)

Ostatni dłuższy odpoczynek pod kapliczką w Sierakowie - wraz z krótkim dojazdem do domu - zakończył rowerową pielgrzymkę do Rywałdu.